Rozdział 3

3.4K 295 55
                                    

***

-No nareszcie.- Powitał mnie po przebudzeniu zimny głos. 

-Mmmm...- Mruknąłem chcąc się przekręcić na drugi bok. Lecz pech chciał abym leżał na kanapie. Zaryłem czołem w panele. Usiadłem zażenowany na podłodze. Nie tylko czoło mnie bolało. Przyłożyłem dłoń do spuchniętego policzka. Zamykając powieki nabrałem głęboko powietrza aby się uspokoić. Już zapomniałem, że Levi jest obok, zapomniałem, że widzi moje słabości. Kogo ja oszukuje? On jedyny je widzi. On widzi jaki jestem żałosny... Zacząłem się histerycznie śmiać. Tak głośno, że brzuch zaczął mnie boleć. Nie mogłem przestać nawet gdy w kobaltowych tęczówkach błysnął niepokój. Wstałem jakby we śnie z zamiarem wyjścia z tak boleśnie znajomego domu Levi'a. 

-Oi! A ty dokąd?- Zatrzymał mnie przy samych drzwiach, tarasując mi drogę. 

-Daj mi spokój.- Nie miałem ochoty na nic. Pragnąłem jedynie iść gdzieś, iść gdzieś gdzie nikt mnie nie znajdzie. Gdzieś gdzie mógłbym ukoić ból, który z każdą chwilą przepełniał moje serce. Jestem naiwny. 

-Nigdzie nie idziesz.- Stanowczo zakazał Levi. Coś w jego głosie było... było inne. Zamglonym wzrokiem spojrzałem w dół na odwróconego ode mnie Levi'a. Od razu otrzeźwiałem. Trząsł się. 

-Hej...- Zagadnąłem najłagodniej jak potrafiłem. Załapałem go za ramiona i odwróciłem w swoją stronę. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę zazwyczaj blade policzki pokryły się delikatnym rumieńcem. Jak urzeczony wpatrywałem się w emocje wymalowane na jego twarzy bowiem nigdy nie widziałem ich tylu naraz.

-Co się patrzysz bachorze?- Prychnął odwracając wzrok. Nie miałem serca przypominać mu iż jesteśmy w tym samym wieku przy czym to ja jestem wyższy. Złapałem go za podbródek nakazując tym samym aby spojrzał na mnie. 

-Nie rozumiem.- Wyznałem zdezorientowany. 

-Nie pozwolę aby cię krzywdził.- Powiedział zaskakująco stanowczo. Westchnąłem i oparłem się głową o jego ramię.

-I co ja mam teraz z tobą zrobić?- Nie wiedząc co począć chwilę tak staliśmy aż oboje się uspokoiliśmy. Levi nigdy nie wykazywał żadnego zainteresowania mną. Niekiedy nawet wręcz niechęć. Ale... ale teraz... teraz to co innego. I jedyne co miałem w głowię to, to czy ja czuję to samo. Zawsze gdzieś wewnątrz mnie tliła się jakaś iskierka. Zawsze mnie wspierał w trudnych sytuacjach. Swoim chłodem stawiał mnie na nogi gdy miałem doła. Był, po prostu zawsze był. Niepewnie odważyłem się na niego spojrzeć. Miał przymknięte powieki, kruczoczarne włosy opadały mu uroczo na oczy. Schowany w fałdach mojej bluzy kurczowo się mnie trzymał tak jakbym miał robić to ostatni raz. Jego serce wybijało głośny i niespokojny rytm. 

-Levi.- Szepnąłem jego imię czule.

***

Naprawdę czuję się jak Polsat xd 

Wybaczcie :3 

Nie pozwolę cię skrzywdzić.Where stories live. Discover now