Rozdział 4

72 16 7
                                    

Josh

Ciemnowłosa dziewczyna jak co rano przechadzała się po parku z miniaturowym pieskiem, który podejrzanie przypominał wyrośniętego szczura. Właśnie przystanęła jakieś trzy metry od Josha sprzedającego hot doga starszemu mężczyźnie z wąsem wielkości małej miotełki do kurzu.

- Śliczna, prawda? - zagadnął klient, gdy zauważył, iż wzrok Josha cały czas podąża za długowłosą pięknością, zamiast za parówkami w pojemniku termicznym.

- Taaa... Moment, co? - blondyn szybko wrócił myślami na ziemię.

- Poproszę z musztardą - odparł staruszek, uśmiechając się tym miłym starczym uśmiechem, jak gdyby nigdy nic.

- Z musztardą, jasne - wymamrotał, nalewając gęstej, żółtej cieczy do bułki. - Proszę.

- A teraz bierz ten wehikuł, synu, i zasuwaj, zanim zwieje na tych długich nóżkach - mruknął mężczyzna odbierając hot doga i podając Hot Manowi dwudziestodolarowy banknot. - A za resztę ufarbuj sobie pozostałe włosy - dorzucił na odchodnym i wskazał błękitne pasemko wśród blond pukli Josha, gdy ten zastanawiał się, co tu się, do cholery, stało. 

A potem pomyślał "Hej! Raz się żyje, najwyżej zwieje mi na tych długich nóżkach ze szczurem pod pachą". Przeczesał włosy palcami, starając się choć trochę je ułożyć, co skutecznie uniemożliwiał mu wiatr, i  popychając bardzo-podręczną-budkę-z-hot-dogami, ruszył w kierunku pięknej niewiasty, która - nawiasem mówiąc - zdążyła oddalić się już o jakieś 30 metrów.

- Hej - wysapał zziajany, gdy ją dogonił. Okazało się, że podręczna budka wcale nie nadaje się do biegów, nawet krótkodystansowych.

- Cześć - odparła nieznajoma, uśmiechając się najcudowniejszym uśmiechem świata, potrafiącym rozmrozić całą Antarktydę. 

- Czy mógłbym zaoferować ci - swoje towarzystwo, swoje towarzystwo, swojetowarzystwoswojetowarzystwo, powiedz to, na litość grzyba - zniżkę na hot dogi? - wypalił i ledwo powstrzymał chlaśnięcie się w czoło otwartą dłonią.

- Ja... - zaczęła, ale w tym samym momencie gdzieś z jej wnętrza zaczął wydobywać się głos wyśpiewujący popowy kawałek. Nie no, nie musiałaś dla mnie śpiewać, wystarczyło powiedzieć, przemknęło mu przez myśl.  Wyjęła telefon i przesunęła palcem po ekranie, a kiedy Josh usłyszał jej słowa, miał ochotę utopić się w wodzie po parówkach. - Hej, kochanie, co słychać?

I nie zwracając uwagi na chłopaka z rozdziawioną buzią i sercem byle jak posklejanym taśmą izolacyjną, pognała przed siebie, gestykulując żwawo.

- Widzisz? Tylko ty mi zostałaś - wydukał smętnie do musztardy. - Przynajmniej ty nigdy nie zwiejesz mi na tych długich nóżkach.

Teraz pozostało mu już tylko ufarbować resztę włosów na niebiesko.

***

- Jasna dupa, Josh! - zawołał Alan, siedzący z Jeremym w kuchni.

- Właściwie to głowa, nie dupa - zaśmiał się. - Przyniosłem hot dogi.

- Wyglądasz zajebiście! - powiedział. Jego oczy błyszczały, gdy niemal w podskokach podszedł do Josha, aby bliżej przyjrzeć się jego błękitnym włosom. - Z czym te hot dogi?

- Dla ciebie bez korniszonów, maestro. Co na obiad? I gdzie jest reszta? - zapytał, rozglądając się po dziwnie czystej i świecącej pustkami kuchni.

- Cóż, obiadu póki co nie ma, ponieważ Stella puściła focha i poszła do supermarketu coś kupić, bo robiła porządki w lodówce i... jedyne co zostawiła, to szron. - tu chłopak wywrócił oczami i zerknął na kopnięty zegar ścienny, którego działanie tylko nieliczni potrafili rozszyfrować. - Scott pewnie zaraz będzie i pewnie ostro się wkurzy; Zeke pracuje do późna, a Matt... nie wiem, wróci, kiedy zgłodnieje.

- Cały Matt - skomentował Josh z szatańskim uśmiechem wymalowanym na ustach.

- I mówi to człowiek-parówka! - zadrwił Scott, materializując się w kuchni niczym duch. - Ładna fryzurka, J. Mamy coś do jedzenia?

- Szron - burknął Alan.

- I hot dogi - dodał Josh.

- Ou, bywało lepiej. Może Oliver raczy poczęstować nas ziarnem? - zaproponował, znikając w mroku korytarza, a Josh podążył za nim i zatrzymał się na chwilę przy swojej perkusji.

Hot dog ludzkich rozmiarów sięgnął po pałeczki (znajdujące się na ławie, choć nie pamiętał, aby je tam kładł) i zaczął wybijać jakiś prosty, prymitywny rytm.

Tak, może i był życiowym nieudacznikiem; może nie umiał poderwać dziewczyny na rabat na hot dogi i swoje towarzystwo; może miał niebieskie włosy i serce posklejane zielono-żółtą taśmą; może nie powinien był rzucać medycyny, ale nikt nie dorównywał mu przy bębnach.

Do perkusji dołączył dźwięk gitary basowej i nim ktokolwiek się obejrzał, przypadkowe uderzenia w bębny i pociągnięcia za struny, zostały ubrane w słowa przez Scotta, zjawiającego się w pomieszczeniu znikąd. American Idiot zespołu Green Day jeszcze nigdy aż tak bardzo nie poprawiło mu samopoczucia.

Nie chcę być amerykańskim idiotą

Nie chcę narodu poddanego nowej manii

Czy słyszysz dźwięk histerii?

Podprogowe pranie mózgu pieprzonej Ameryki

Masz rację, Billie. Ja też nie jestem częścią wieśniackiego porządku. Masz cholerną rację.

***

Ladies and gentleman, tym optymistycznym akcentem kończymy rozdział czwarty! Mam nadzieję, że polubicie Hot Mana ☺Czy Wy też nie możecie doczekać się szkoły? D:

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze i głosy, jesteście najlepsi!

No Way BackOù les histoires vivent. Découvrez maintenant