Dziewiąty

251 29 5
                                    

Weszli do baru i usiedli na drewnianych krzesłach przy małym stole. Taemin zaczął czuć się nieswojo. Zupełnie, jakby ktoś go obserwował. Obejrzał się dookoła i zamarł.

- Minho, chodźmy stąd. - szepnął i zaczął się wycofywać do wyjścia, lecz w tym momencie zatrzymał go stanowczy, jakże znienawidzony głos.

- Nie tak prędko. - powiedział wielki, naprawdę ogromny mężczyzna wstając z barowego krzesła, przybliżając się do chłopców. Wzrostem dorównywał Minho, ale był lepiej zbudowany i grubszy.

Minho nie wiedział, kim był ten człowiek, ale miał zdecydowanie złe przeczucia. Pociągnął Taemina za rękę, ale ten, jak wmurowany, nie był w stanie zrobić ani jednego kroku. Na jego twarzy malowało się przerażenie.

- I co, gówniarzu, tak ci było odważnie zwiewać z domu, a teraz nie potrafisz powiedzieć nawet jednego słowa, tak? - szydził, zbliżając się coraz bardziej. - TAK!? - wrzasnął, gdy nie usłyszał odpowiedzi.

- Kim pan jest? - zawołał odważnie Minho, lecz po chwili wywrócił go na ziemię porządny lewy sierpowy. Barmanka z przerażeniem obserwowała sytuację wahając się, czy dzwonić na policję.

- Wracasz ze mną do domu. - oświadczył, a Taemin zrobił się biały jak ściana. W pierwszym odruchu chciał podejść do Minho, lecz ten podniósł się szybciej, niż się spodziewał. Chłopak podbiegł do Taemina i niemal wyfrunął razem z nim z baru, pozostawiając w krótkim czasie duży dystans między stronami.

Biegli tak dobre pięć minut, oglądając się co jakiś czas za siebie. Mężczyzna przestał gonić ich na samym już początku, ale coś im kazało ciągle biec ile sił w nogach. Mieli dobrą kondycję, długie nogi i wolę ucieczki, więc mogliby tak biec jeszcze dłużej, ale już niedługo zatrzymali się.

- Tae... - zaczął Minho i otarł lekko krwawiącą wargę, gdy już ospokoili oddech.

- Powiem ci w domu, dobrze?

~*~*~

- Jonghyun... - weschnął chłopak, opierając głowę na ramieniu większego chłopaka. - Muszę iść jutro do Jinkiego.

- No, musisz. - przytaknął. - Co mu chcesz powiedzieć?

- Właśnie nie wiem.

Kibuma głowy od momentu odstawienia Jinkiego do domu, nie opuszczała ta właśnie myśl. Nie chciał zaszkodzić, a jedynie pomóc, ale nie wiedział, jak to zrobić. Nawiązywać do przeszłości, roztkliwiać się nad nim, czy może dać mu porządnego kopa, żeby się ogarnął?

- Ech, nie wiem. - westchnął i wtulił się w ciało Jonghyuna. Ten objął go ramieniem i zaczął głaskać uspokajająco po głowie.

- Może lepiej go na początku opieprzyć? Powiedzieć, że ma sobie nie wyobrażać, bo się martwiliśmy i że to niezdrowe się tak upijać. Potem mu powiesz co tam odnośnie tego, przez co jest ta cała akcja i tyle.

- No, myślałem już o tym. - odparł. - W sumie chyba to nienajgorszy pomysł. Nie wiem. - jęknął. - Trudne to wszystko.

- Skąd się w ogóle znasz z Jinkim? - spytał z innej beczki.

- No z koszykówki głównie. I przez ten incydent. Ale tak właściwie, to prawie w ogóle go nie znam. Tyle samo, ile wy. - wyjaśnił. - Moment, czyli ile lat?

- Pamiętam, że dołączyłeś do drużyny, jak miałeś gdzieś z trzynaście, czternaście lat. Wtedy się w tobie zakochałem. - powiedział, uśmiechając się na to wspomnienie.

- Długo się od ciebie opędzałem. Byłeś niesamowicie natrętny.

- Długo? - powtórzył, podnosząc do góry jedną brew. - Wystarczyło, że byłem obok, a nad tobą unosiły się serduszka jak w kreskówkach.

Gam(bl)eWhere stories live. Discover now