Ósmy

254 23 6
                                    

'Jinki, przepraszam.

Wiem, jak miało być, a jak wyszło. Przepraszam, że nigdy nic Ci o tym nie powiedziałem. O moich problemach. To znaczy, wiem, że o tym wiedziałeś, ale nigdy nie dałem ci po sobie poznać, że to mnie rusza. Uśmiechałem się i mówiłem "nie no co ty, to nic, zwariowałeś?". Nie obwiniaj się, proszę. To ja byłem zbyt dobrym aktorem, a nie ty zbyt niedomyślny. I nie płacz. Nie płacz nad rozlanym mlekiem. Co się stało, nie odstanie się już nigdy.

No i to nie tak, że dzisiaj działo się coś nadzwyczajnego. Było tak, jak zawsze, ale moje optimum zostało przekroczone. To tak, jak z moimi ukochanymi roślinkami. Jeżeli codziennie będziesz je podlewał za dużo lub za mało, po jakimś czasie zwiędną. Zbierało się, zbierało i w końcu nie wytrzymałem. List ten właśnie piszę na kolanie, bo kiedy wrócą, chcę, żeby było już po sprawie. Mam nadzieję, że nie rozpakują go i przeczytają, tylko dadzą go prosto Tobie.

Jeszcze jedno. Jeżeli dowiem się, że przestałeś grać w kosza, to wiedz, że masz przechlapane, jak się kiedyś spotkamy. Z każdym wsadem pamiętaj, jak ja to robiłem, a uderzenie piłki o boisko ma Ci przypominać o moich krokach, jakbym był obok. Nie zamykaj się w sobie i graj w zespole. To Twój obowiązek. Masz być zawsze najlepszy, jak do tej pory. Trenuj ile sił i rób to dla mnie i przede wszystkim ZA mnie. Kto wie, czy Tam Gdzieś jest jakieś porządne boisko? Na wszelki wypadek, graj dwa razy tyle, na zapas.

Przepraszam, że nawet teraz piszę jakiś gówniany list, zamiast powiedzieć Ci prosto w twarz, ale boję się, że kiedy spojrzę Ci w oczy, nie będę w stanie odejść. A to i tak tylko kwestia czasu. Prędzej, czy później, i tak wszyscy umrzemy.

Kocham Cię przyjacielu i pamiętaj, że i tak nikt nie wyjdzie z tego żywy.

Joon'

~*~*~

Chłopak podbiegł do ledwo trzymającego się na nogach Jinkiego i złapał go za ramię.

- O Kibum! - wykrzyknął uśmiechając się głupkowato. - Dobrze że, yyps! jesteś. Nie wiem, gdzie mój dom. - powiedział głosem pięciolatka.

- Jinki... Co tu się dzieje? - spytał Jonghyun, kiedy tylko znalazł się na tyle blisko, by widzieć, co się działo. Reszta przyjaciół stanęła dookoła chłopaka, zastanawiając się, co robić.

- Idziemy. - powiedział sucho Kibum, ciągnąc lekko Jinkiego za rękę.

- Wiecie, b-bo ja się chyba naebaem. - wymamrotał chłopak, wyrywając się z uścisku Kibuma. - Pójdę sam. - zadeklarował, po czym zachwiał się, upadając prosto na trenera.

- Kurwa, weźcie go ze mnie! - wykrzyknął zdenerwowany, na co Minho podskoczył i objął chłopaka w pasie, w miarę go pionizując. Kibum zmierzył pogardliwym wzrokiem Yongguka i ruszył przodem. Tylko on właściwie wiedział, gdzie mieszkał pijany chłopak.

Szli tak w ciszy przerywanej głównie odgłosami przejeżdżających aut i mamrotaniem Jinkiego. Kibum myślał intensywnie, co powinien zrobić następnego dnia. Nie chciał sypać soli na rozwalone kolano, a jednocześnie niezrobienie niczego byłoby tchórzostwem. To nie leżało w jego naturze. Wolał działać, ale musiał wstrzelić się jakoś w lukę pomiędzy wsadzaniem palca w oko, a omijaniem tematu. Wiedział, że to nie będzie proste zadanie, a jednak już coś takiego miało miejsce w jego życiu, tamte nieszczęsne dwa lata temu. Oboje byli młodsi, więc rozwiązanie problemu także było prostsze, a przynajmniej takie się wydawało. Teraz patrzył na to trochę z innej perspektywy. Zdążył nauczyć się trochę ludzi od tamtego czasu. Nie był ekspertem od pocieszania, ale wiedział, że COŚ musiał zrobić. A to chyba w tym wszystkim najważniejsze.

Gam(bl)eWhere stories live. Discover now