R 9 - za daleko??

Start from the beginning
                                    

– Co?!

– Wyjedź, jeśli nie chcesz mieć oklepanej buźki – mruknął Niall, dotykając swojej twarzy.

No okej... Bez protestów czeka mnie teraz wycieczka z matka Bóg wie gdzie. Nie chciałem zostawiać przyjaciół, ale oni nie mieli zamiaru pilnować, abym nie oberwał, a ja nie wytrzymałbym, gdybym musiał siedzieć na tyłku i się temu wszystkiemu przyglądać.

No nie ma co... żyć nie umierać. Chyba powinienem zacząć się zastanawiać nad znalezieniem studiów miliony kilometrów stąd. Za dużo wrogów i niedopowiedzianych słów.

Tak, wiem... ucieczka od problemów. Bylem jednak tym wszystkim zmęczony.

Myślałem nad tym tak długo, że nawet nie zauważyłem, że minęło już praktycznie pół dnia. Na ostatnich zajęciach dostałem SMS-a od Gemmy, że mam ją odebrać z centrum handlowego. Tak w ogóle, to często zastanawiałem się, gdzie podziewa się moja siostra. Cały czas znikała i nie miałem możliwości porozmawiania z nią. Wyglądało, jakby się przede mną ukrywała, albo coś w tym kierunku.

Tak czy inaczej, odebrałem ją z centrum handlowego. Dziewczyna w ogóle się nie odzywała. Siedziała cały czas i pisała do kogoś. Czy to było irytujące? Nie, w ogóle!

Jak tylko zatrzymałem się pod domem, Gemma wyskoczyła z auta i pobiegła do domu. Co jest kurwa?!

Poszedłem za nią. W korytarzyku stały walizki. No to rodzinka od siedmiu boleści była już gotowa do wyjścia.

W salonie na kanapie siedział Louis, oglądał jakiś durnowaty program naukowy. Chciałem go trochę wkurzyć. Wziąłem pilota i zacząłem skakać po kanałach. Lou uderzył mnie w ramię, ale nie przejąłem się tym i dalej przełączałem. No i wtedy chłopak się na mnie rzucił, przez co wylądowaliśmy na podłodze. Leżałem pod nim i myślałem, że umrę z bólu. Lou trafił kolanem dokładnie w moje krocze.

– Ja pierdole... – Zrzuciłem go z siebie i zwinąłem się w kłębek, trzymając dłonie na swoim przyrodzeniu. – Umieram... – Nie miałem siły się podnieść. Chyba będę tu konać, i to w męczarniach. – Zabiję cię...

Chłopak stał nade mną. Przez moment wyglądał, jakby był z siebie zadowolony, aby po chwili pokazać skruchę. No milutko.

Powiem, że ledwo się spakowałem. Miałem wrażenie, że mój penis napuchł. Z dziesięć razy chyba sprawdzałem, czy nie mam nic uszkodzone.

W samochodzie musiałem siedzieć obok Louis'a. Nudziło mi się strasznie. Nawet rozmowa z Zayn'em i granie w jakąś durną grę na telefonie nie zmieniły tego stanu. Spojrzałem na chłopaka siedzącego tuż obok. Kopnąłem go w kostkę, a kiedy na mnie spojrzał, udawałem, że nie wiem o co chodzi.

Zacząłem się rozciągać i tak jakby niechcąco uderzyłem go dłonią w twarz. Louis zacisnął zęby, ale nie zareagował. Z głupim uśmieszkiem na twarzy roztrzepałem jego zawsze idealnie ułożone włosy. Teraz się wściekł i uderzył mnie w ramię. Nie będę oszukiwać... zabolało. Dlatego mu oddałem.

Oczy Louis'a zwężały się.

– Dajesz, kurduplu... – mruknąłem w jego stronę. Zabawnie się robiło, no i przynajmniej przestałem się nudzić. Choć denerwowanie niemowy nie było szczytem moich marzeń, ale lepiej brać to co ci dają.

– Harry, daj spokój Louis'owi. – Mama odwróciła się i wlepiła we mnie wzrok. Uśmiechnąłem się w jej stronę. Wciąż byłem na nią nieźle wkurwiony, dlatego ten uśmieszek był wymuszony.

– Nic mu nie robię...

Widziałem po oczach mamy, że w ogóle mi nie uwierzyła, ale to nic nowego, prawda?! Ostatnimi czasy nie wierzyła w żadne moje słowo. To nie było nic miłego. Może zdołałbym polubić jej nowego faceta, jakby zachowywała się jak normalna matka, a nie jak nienormalna baba. Wolała zamienić swoje dziecko na jakieś obce, nawet nie zauważając, jak bardzo to mnie raniło. Nie byłem może najcudowniejszym synem na świecie, bo byłem dupkiem, który stawiał ją w świetle matki źle wychowującej dziecko, ale, do cholery jasnej, byłem jej synem i powinna też od czasu do czasu ze mną porozmawiać i zainteresować się moją sytuacją. To wszystko nie wpływało na mnie za dobrze.

Ocknąłem się, gdy Louis wepchnął mi do ręki jakąś kartkę. Spojrzałem na niego, a później na papier. Co ten dupek ode mnie jeszcze chciał?!

'Twoje wyzwiska są tak cienkie, jak ta kartka papieru, Haroldzie.'

Heroldzie?! Poważnie?!

Powinienem otworzyć teraz drzwi i go przez nie wyrzucić. Nikt mnie tak nie wkurzało, jak używanie mojego pełnego imienia. Przekrzywiłem lekko głowę i zgniotem kartkę w dłoni. Spojrzałem na niego kątem oka. Uśmiech wypełzł mi na usta.

Pochyliłem się w jego stronę i wyszeptałem wprost do jego ucha.

– Mam na imię Harry. – Moje usta musnęły jego ucho. Podziałało to na mnie tak samo jak na niego. – Zapamiętaj to imię... – mój głos był niebezpiecznie zachrypnięty. To wszystko szło w nieodpowiednim kierunku – Będziesz je krzyczał każdej nocy... – Wyprostowałem się. Patrzyłem przed siebie. Mój oddech przyśpieszył. – W swojej małej główce, oczywiście. – dodałem głośniej. Mama posłała mi lekko zdezorientowany wzrok.

Spojrzałem na Louis'a i z zadowoleniem stwierdziłem, że chłopak cały się zaczerwienił. Patrzył na mnie teraz z lekkim przerażeniem. To było zabawne.

Resztę drogi spędziliśmy nawet na siebie nie patrząc. Louis siedział praktycznie wprasowany w swoje drzwi. Co było całkiem zabawne. Natomiast ja siedziałem modląc się, aby jak najszybciej znaleźć się na miejscu. To wszystko było niezdrowe dla mojego umysłu.

Jak tylko Austin zatrzymał auto, wyskoczyłem z niego. Nawet nikt nie ogarnie, jaki byłem szczęśliwy, że już nie musiałem siedzieć obok Lou. Powietrze między nami przesiąknięte było napięciem i niedopowiedzianymi słowami.

Wziąłem głęboki oddech, co prędzej nie było dla mnie możliwe, i spojrzałem na wysoki biały budynek. Nom... dziadkowie Louis'a nieźle się ustawili. Mieszkali na jakimś zadupiu, ale teren wokoło ich posiadłości był.... jednym słowem, ogromny... cholera, dużo go było.

– Austin kochanie! – Odwróciłem się, słysząc gdzieś za sobą kobiecy głos. Wysoka, starsza kobieta szła w naszą stronę, prawdopodobnie chwilę wcześniej była w ogrodzie. – Witaj, kochanie! – Przytuliła go mocno do siebie. Z bliska można było oszacować jej wiek. Musiała mieć coś koło siedemdziesięciu lat.

Stałem sztywno, kiedy kobieta podeszła do mnie i upewniła się, czy na pewno ma przyjemność z Harry. Chciałem uścisnąć jej dłoń, ale babcia Louis'a miała inny plan i mocno przytuliła mnie do siebie. Nie czułem się zbyt komfortowo z tym wszystkim. Moi dziadowie zachowywali się zawsze jakby połknęli kij i popili toną ołowiu.

Poczułem lekką zazdrość, kiedy zobaczyłem, jak babcia ściska Louis'a i zasypuje milionem pytań.

– Austin... – Zesztywniałem, kiedy usłyszałem twardy, znajomy męski głos. Miałem go okazję słyszeć wiele razy. Najczęściej, kiedy trafiałem na posterunek, zgarnięty za jakieś głupstwo, a Nick musiał mnie stamtąd wyciągać.

Czy coś się na mnie mści?! Nie no, nie mogę uwierzyć!

Stałem na uboczu, mając nadzieję, że wszyscy mnie oleją i nie będę musiał stanąć oko w oko z tym policjantem. Czy ten człowiek nie powinien być już czasem na emeryturze?!

– A to jest... Harry – Podskoczyłem, słysząc moje imię z ust matki. Miałem ochotę ją udusić.

– Styles... – syknął mężczyzna, jak tylko stanął naprzeciwko mnie. – Diabła bym się prędzej spodziewał niż ciebie... choć na jedno wychodzi.

– Inspektor Greyson, miło pana widzieć. – Uśmiechnąłem się lekko. Miałem przesrane. Matka pewnie teraz dowie się wszystkiego. Uziemi mnie do końca życia albo zakopie żywcem pod jakimś drzewkiem.

– Niestety nie mogę powiedzieć tego samego.

No i na tyle było miłego przywitania. Dobrze, że nikt na nas nie słyszał i nie musiałem się tłumaczyć. Byłem cały spięty. Kiedy wszyscy ruszyli do domu, ja zostałem, dukając, że poczekam na Gemmę. Ktoś miał ją przywieźć, bo dziewczyna jak zawsze miała pięć milionów innych rzeczy na głowie. Cała Gemma.

Gdy się pojawiła, z entuzjazmem pobiegła do domu przywitać się z dziadkami Louis'a. Nie podzielałem jej radości. Nie miałem pojęcia, jak wytrzymam tyle czasu z Greyson'em.

Poczułem się szczęśliwy, kiedy znalazłem się w przydzielonym mi pokoju, i miałem nadzieję, że nikt mnie z niego nie wyciągnie do końca pobytu.

Usiadłem na parapecie i wpatrywałem się w mały lasek, który ewidentnie cis w sobie ukrywał.

silent love • larry stylinson☑Where stories live. Discover now