R 5 - serce często zaprzecza rozumowi

5.6K 455 326
                                    

(od au.: dużo brzydkich słów. Louis ma swoje tajemnice, którymi jakoś nie miał zamiaru dzielić się z 'dupkowatym' Harry'm)


Piątek zapowiadał się dobrze. Ostatni dzień szkoły przed weekendem. Miałem dziś iść na imprezę do Niall'a, ale nie wyszło. Matka dalej trzymała się mojej kary... szlaban pełną parą. Jednak to mnie nie powstrzyma przed jutrzejszym wyjściem do klubu. Moja chęć zalania się w trupa była silniejsza od marudzenia mamy.

Poprawiłem swoje jeansowe spodenki i kopnąłem kilka razy w oponę samochodu Austin'a. Dziś znowu musiałem z nim jechać. Słabo mi się to podobało, ale cóż. Mus to mus. Przebywanie w obecności tych dwóch Tomlinson'ów doprowadzało mnie do bólu głowy.

Pięć minut później obaj wyszli z domu. Louis miał na sobie krótkie spodenki i bluzę z długim rękawami. Wyglądał, jakby coś pod nią skrywał. Zazwyczaj tak zachowują się osoby, które się okaleczają. No ale czy to możliwe, żeby ten chłopak robił sobie krzywdę...

– Nie jest ci za gorąco? – zapytałem i pociągnąłem go za kaptur. Chłopak popatrzył na mnie gniewnie i wyrwał swoją własność z moich dłoni. – Mózg ci się przegrzeje...

– Harry! – Spojrzałem na Austin'a. Nie miałem zielonego pojęcia, o co chodzi temu kolesiowi. Chciałem być przecież miły dla jego synusia.

W drodze do szkoły znowu panowała cisza. Austin wyłączył nawet radio, a ja nie miałem ochoty i sił na denerwowanie go. Panował taki upał. Miałem wrażenie, że się rozpuszczę. Spojrzałem dyskretnie w stronę Louis'a. Chłopakowi ewidentnie było gorąco, ale ciągle naciągał na swoje nadgarstki rękawy bluzy. Miałem ochotę uderzyć go w czoło. Kto mądry kisi się w takim upale w tonie ubrań?

Odetchnąłem z ulgą, gdy zatrzymaliśmy się pod szkołą. Wysiadłem jako pierwszy i praktycznie pobiegłem w stronę przyjaciół.

Po przywitaniu się z nimi odwróciłem się w stronę, gdzie stało auto Austin'a. Louis stał przy drzwiach ojca z opuszczoną głową i wyglądał, jakby się czymś denerwował. Austin zawzięcie coś mu tłumaczył. Chłopak od czasu do czasu kiwał głową.

Kiedy Austin odjechał, Lou skierował się w stronę szkoły. Niall uśmiechnął się szeroko i ruszył za nim. W ostatniej chwili złapałem go za ramię.

– Nawet się nie waż...

– Hazz... – jęknął, ale już nic więcej nie powiedział, kiedy posłałem mu wrogie spojrzenie.

– Dajcie mu wreszcie spokój. – Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni. – Matka mnie zabije, a po za tym nie mam zamiaru wylądować przez was u ojca, idioci!

Chłopcy gapili na mnie w osłupieniu, ale po chwili zreflektowali się, obiecując, że dadzą mu spokój... przynajmniej na jakiś czas.

No i dzisiejszego dnia dotrzymali słowa. Znaleźli sobie nowy obiekt do dręczenia. To akurat olałem.

Po całym dniu unikania Louis'a, znowu wylądowaliśmy na tym samym boisku. Z daleka wyglądał na normalnego chłopaka i nawet ładnego. Matko, o czym ja myślę. Jak facet może być dla mnie 'ładny'?!

Przełknąłem ślinę, nie mogłem oderwać od niego wzroku i to było najgorsze. Coś kazało mi ciągle patrzeć na to, jak ogarniał grzywkę z oczu, która przeszkadzała mu w czytaniu. Czułem się jak zahipnotyzowany. Mój wzrok podążał za ruchem jego dłoni.

Przyłożyłem sobie mentalnie w twarz, kiedy wyobraziłem sobie jego dłonie na moim penisie. Ja pierdole, o czym ja, kurwa mać, myślę?!

Nie jestem przecież GEJEM!!

silent love • larry stylinson☑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz