R 1 - to nie moja wina

7.5K 488 473
                                    

(od au.: rozdział zawiera dużo przekleństw i obraźliwych słów)

Szedłem korytarzem, mając ochotę zabić każdą osobę, która stanie na mojej drodze. Matka mnie z samego rana wkurwiła.

Pilnuj Louisa.

Do kurwy nędzy, on był maleńkim dzieckiem, czy jak?

Miałem dość nowej rodziny mamusi. Wprowadzili się tak po prostu do naszego domu. Jakby nigdy nic, a ja nie miałem w tej sprawie nic do gadania. Dobrze, że przynajmniej nie musiałem dzielić pokoju z tą kaleką. Chłopak w ogóle się nie odzywał. No bo jak? Przecież nie umiał!

Posługiwali się wiecznie tym pieprzonym językiem migowym, co doprowadzało mnie do białej gorączki.

Pieprzona niemowa!

Stanąłem na samym środku korytarza. Po mojej prawej stronie znajdowały się szafki. No i co zobaczyłem?! Nic innego jak piękną scenę. Niemowa Louis kucał przy szafce, a Zayn wisiał nad nim. Szczerzył się jak głupi do sera. Z miejsca, w którym stałem, mogłem usłyszeć głos Niall'a.

No powiedz coś, maleńki.

Miałem dwa wyjścia: albo to olać, pozwalając przyjaciołom pognębić niemowę, no i mieć przez to przerąbane u matki, lub powstrzymać ich zamiary i mieć spokój w domu.

Podszedłem do nich wolnym krokiem, tak aby dać Zi jeszcze trochę czasu. Przystanąłem przy przyjacielu i klepnąłem go w ramię. Odwrócił się do mnie twarzą i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Zostaw go – mruknąłem i miałem ochotę uderzyć głową w mur. Te słowa nie wydostały się z moich ust. To nie mogła być prawda.

– Że co ty pieprzysz, Styles?! – Zaśmiał się głośno. Pewnie tak samo jak ja nie dowierzał w to, co powiedziałem.

– Zostaw go. – Westchnąłem. Miałem nadzieję, że usłucha i ta szopka szybko się skończy. Nie chciałem się z tego wszystkiego tłumaczyć.

Zayn odbił się od szafki i stanął przede mną. Wyglądał na trochę zdziwionego, a ja miałem ochotę się położyć i umrzeć.

Nigdy nie przerywałem Malikowi znęcania się nad słabszym. Zawsze stałem za nim murem. Byłem przecież królem szkoły, nawet nauczyciele mi odpuszczali, bo nie mieli ochoty wchodzić ze mną w zatargi. Potrafiłem zniszczyć człowieka.

– Co cię dziś ugryzło w tyłek, Styles?

– To, że nie mam ochoty mieć przerąbane w domu. A ta mała gnida – wskazałem na skuloną postać – od razu poleci poskarżyć się mojej matce, a mamy dopiero początek tygodnia.

Zayn spojrzał na chłopaka i na odchodne mruknął do niego:

– Masz szczęście, że twój kochany braciszek uratował ci dupę. – Zacisnąłem mocno dłonie w pieści. Miałem ochotę przypieprzyć mu w twarz. Nie obchodziło mnie to, że to mój przyjaciel. Właśnie powiedział coś, czego nie powinien. Miał szczęście, że szybko się oddalił.

Stanąłem przed Tomlinson'em i kopnąłem lekko w jego buta. Nawet nie drgnął. Miał głowę schowaną miedzy ramionami.

– Spieprzaj. – Zero reakcji. Czy ten chłopak musiał mnie wkurzać od samego rana? – Mam ci, kurwa, pomóc?

Złapałem go za ramiona i podciągnąłem do góry. Nie ważył za dużo.

Spojrzałem na jego oczy. Były przekrwione, a lewy policzek był zaczerwieniony. Któryś musiał go uderzyć, więc i tak mam przejebane. Zajebiście!

silent love • larry stylinson☑Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz