R 9 - za daleko??

5K 406 218
                                    

Piątkowy poranek był inny niż te, które spędziliśmy do tej pory. Mama siedziała cicho i grzebała widelcem w talerzu, na którym położyła dwa plasterki ogórka. Austin popijał kawę, patrząc przed siebie. Louis spał sobie smacznie w swoim pokoju, a ja myślałem o tym, że zaraz padnę tu trupem.

Coś dziwnego wisiało w powietrzu, a ja nie wiedziałem co.

– Harry... – Głos mamy zabrzmiał stanowczo. No i tego właśnie się spodziewałem. Coś gryzło matkę i była możliwość, że ponownie mi się za coś oberwie. Tylko pytanie... za co?! – Wyjeżdżamy na tydzień. – Nie moja wina, że właśnie w tym momencie na mojej twarzy wyszedł szeroki uśmiech. – Wszyscy, Harry... – Zmarszczyłem brwi. O nie, nie... to nie mogło być prawdziwe. Przecież miałem zaplanowany każdy weekend do wakacji!!

– Kiedy?

– Dzisiaj, jak tylko wrócisz ze szkoły i się spakujesz... – Moje dłonie zacisnęły się w pieści. Nie ma co... nie ma to jak dowiadywać się wszystkiego na ostatnią chwilę.

– Dziękuję, że mnie poinformowałaś... – Wstałem od stołu i ze złością uderzyłem pięścią blat.

– To była szybka decyzja, Harry. Jakbyś nie zauważył, Louis się źle czuje i przyda mu się trochę odpoczynku. – Mama była nad wyraz spokojna, co jeszcze bardziej mnie wkurzało.

– Wiecznie wszystko kręci się wokoło Louis'a... A gdzie w tym wszystkim miejsce dla mnie?! – Odwróciłem się tyłem do matki i napotkałem intensywnie wpatrujące się we mnie niebieskie oczy. Widziałem w nich zawód. Ogarnęła mnie jeszcze większa złość. – A ty co się, kurwa, patrzysz?! – Podszedłem do niego.

– Harry! – Olałem całkowicie to, że właśnie Austin na mnie krzyknął.

– Idź do swojej rodzinki... bo jak widać, ja jestem tu we wszystkim pominięty. – Ominąłem chłopaka i ruszyłem do wyjścia. Zatrzasnąłem za sobą drzwi. Miałem już wszystkiego dość.

Do szkoły dotarłem szybciej niż zawsze. Prawdopodobnie złamałem wszystkie przepisy, jakie mogłem złamać na tym odcinku, ale gówno mnie to obchodziło. Byłem wkurwiony. Prawdopodobnie dla dobra wszystkich powinienem pojechać do Nick'a i się tam wyżyć, ale po cholerę?! Wyżyję się na jakimś dzieciaku.

Stanąłem na swoim miejscu na parkingu i zacząłem rozglądać się po ludziach, aby znaleźć obiekt, na którym mógłbym wyładować swoją złość. Nie było mi to jednak dane, bo ktoś zapukał w szybę auta.

Niall Horan stał za szybą i wpatrywał się we mnie. Wyglądał lepiej, ale i tak straszył. Wysiadłem z auta i z niedowierzaniem przyglądałem się jego twarzy.

– Nie powinieneś być w domu?

– Powinienem, ale od kiedy ktoś chce nam zaszkodzić... Musimy trzymać się razem.

No i jak na zawołanie pojawił się Zayn. Trajkotał jak opętany. Nagle zapomniałem o całej mojej złości.

Wsłuchiwałem się w słowa, które wyrzucał z siebie Malik. Z tego wszystkiego zrozumiałem tylko, że gościu, który go pobił, po całym zajściu rozpłynął się w powietrzu. Na nagraniach z kamery widać tylko jego tył, jakby sprawca wiedział, jak ma się ustawić, aby nie można było go rozpoznać. To wszystko robiło się nad wyraz podejrzane.

Spojrzałem ze zdziwieniem na Zayn'a, kiedy mruknął, że było ich dwoje. Jeden przypieprzył mulatowi, a drugi go wyniósł.

– Hazz, a wiesz, co jest w tym wszystkim najdziwniejsze? – zapytał Zayn, patrząc na mnie z przymrużonymi oczami. Pokręciłem głową. – Na żadnym z nagrań nie było widać jak wychodzisz z klubu. – Moje usta otworzyły się szeroko. No cholera... co to miało być?! Przecież takie rzeczy się nie zdarzają! – Hazz... albo szedłeś na czworaka pod nogami ludzi i kamery cię nie uchwyciły, albo ktoś się postarał o to, abyś wyszedł niezauważony. – Dobra, to zabrzmiało dość idiotycznie. Przełknąłem ślinę. Cholera... W co my wdepnęliśmy, do jasnej cholery?! – Harry, proponuję ci zniknąć na jakiś czas...

silent love • larry stylinson☑Where stories live. Discover now