Rozdział czwarty

Zacznij od początku
                                    

Bez cienia zaskoczenia stwierdziłam, że na korytarzu nie było żywej duszy, w czym upewniłam się trzymając w dłoni żelazną podstawę świecznika i rozglądając się wokół. Oba krańce holu pozostawały niewidoczne dla moich oczu, niknące w ciemności nocy i wszechogarniającej, głuchej ciszy, tak odmiennej od osobliwego gwaru, który zdawał się panować na co dzień w rezydencji, głównie dzięki trójce hałaśliwych służących. Zamknąwszy za sobą drzwi ruszyłam w kierunku kuchni, ostrożnie stawiając bose stopy na okrytej dywanem posadzce w obawie, że któraś z obluzowanych desek może zaskrzypić i niepotrzebnie zwrócić tym samym uwagę któregoś z domowników. Cieszyłam się, że zdążyłam poznać na pamięć rozkład pomieszczeń w rezydencji, dzięki temu mogłam oszczędzić sobie błądzenia po pustych korytarzach i iść prosto do kuchni znajdującej się piętro niżej.

Do głównych schodów dotarłam bez żadnego problemu, kiedy jednak stanęłam u ich szczytu i dojrzałam rozciągający się przede mną ogromny hol, którego podłoga wyłożona była imitującymi szachownicę kafelkami, a blade, zimne światło księżyca wpadało przez częściowo rozchylone granatowe zasłony i słabo odbijało się od wielkiego, kryształowego żyrandola, odniosłam wrażenie, że moje usilne próby pozostania niezauważoną spełzły na niczym. Mocniej zacisnęłam dłoń na kandelabrze i sunąc dłonią po marmurowej poręczy zeszłam na parter, obserwowana martwymi oczami postaci namalowanych na zdobiących ściany portretach. Panująca wokół grobowa cisza sprawiała, że niemal słyszałam bicie własnego serca, gdy zatrzymałam się na półpiętrze i zerknęłam na boki, starając się nie poruszać przy tym głową.

Pomimo tego, że miejsce, w którym się znajdowałam było domem kilkoro ludzi, zadbane, bogato wyposażone, a nawet z pozoru przyjemne dla gości, nie mogłam pozbyć się wrażenia, jak gęsta i ponura aura unosiła się w rezydencji. Być może spowodowane to było potwornością morderstw, które zostały tu popełnione i nigdy nie ukarane; chłodem i dystansem głowy domu, który nie był w stanie włożyć uczucia w nic, co go otaczało lub po prostu wszechogarniającym smutkiem i przygnębieniem wywołanym historią mieszkańców, nie ulegało jednak wątpliwości, że tym, co wywoływało ją w największym stopniu musiał być żerujący tutaj demon.

Na litość boską, jakim cudem nikt, kto kiedykolwiek spędził tutaj więcej niż kilka godzin nie zorientował się, jak ogromne zło czai się za murami rezydencji Phantomhive...

Wzdrygnęłam się i nieco szybszym krokiem ruszyłam dalej przed siebie, nie chcąc włóczyć się po pokojach ani chwili dłużej, marząc o filiżance gorącej, relaksującej, ziołowej herbaty. Skręciłam w odpowiedni korytarz i przełknęłam ślinę, czując, jak wzdłuż kręgosłupa spływa mi lodowaty dreszcz na widok bezgranicznej ciemności rozciągającej się przed moimi oczami, wśród której kreowane przez wyobraźnię zjawy tylko czyhały na moje życie. Wzięłam głęboki oddech i powtarzając sobie w myślach, że w gruncie rzeczy nie miałam się czego obawiać, nie byłam bowiem żadnym intruzem na terenie posesji ani nie planowałam żadnego nikczemnego czynu, poszłam dalej, tym razem starając się skupić myśli wokół jakieś dobrze mi znanej piosenki – z miernym skutkiem. Wyczulone w półmroku zmysły odbierały o wiele więcej bodźców niż bym chciała, każdy najcichszy szmer czy stukot docierał do mnie ze zdwojoną siłą i sprawiał, że miałam coraz większą chęć zawrócić i zakopać się w pościeli przynajmniej do nadejścia świtu. Nie zrobiłam tego jednak i uparcie podążałam w kierunku kuchni, zacisnąwszy mocno zęby i wmawiając sobie, że nie powinnam aż tak bardzo skupiać się i zastanawiać nad nienamacalnymi, negatywnymi wibracjami unoszącymi się w przestrzeni. Trudno było mi się jednak nie przejmować, kiedy mogłabym przysiąc, że przed chwilą usłyszałam pojedyncze szurnięcie na podłodze w korytarzu nade mną, zupełnie jakby ktoś postawił tam tylko jeden, jedyny krok i zniknął.

Był tutaj. Nie widziałam go, ani nie słyszałam, ale wrażenie bycia obserwowanym wyraźnie się nasiliło, tym bardziej, że byłam świadoma, z czym miałam do czynienia. Sebastian mnie śledził, co wydało mi się niemalże naturalne, ostatecznie przecież nie miał absolutnie żadnych podstaw, aby mi ufać, więc pozwolenie, bym samodzielnie spacerowała w środku nocy po rezydencji byłoby z jego strony oznaką co najmniej nieodpowiedzialności wobec własnego pana. Nie wiedziałam tylko, czy w ogóle zechce się ujawnić czy też pozostanie w ukryciu do momentu aż ponownie wrócę do łóżka, a biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie sypiał, miał na to całą noc, więc wcale nie musiał się spieszyć.

Kuroshitsuji | Rewersja [ ZAWIESZONE ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz