Rozdział 46

8.7K 692 85
                                    

Wedlock na 5 miejscu w Fanfiction, wybiło 100k wyświetleń! Szaleństwo! ♡♡♡
Z tej okazji rozdział już dzisiaj 😊
♡♡♡


Dwa dni przed świętami kurier dostarcza trzy wielkie paczki. Harry z miną męczennika otwiera je i zaczyna składać drewniane łóżeczko dla dziecka. Siedzi na środku pokoju, którego ściany zostały pomalowane na jasnoniebieski kilka dni wcześniej - oczywiście nie obyło się bez kłótni. Harry stwierdził, że ten kolor jest brzydki i kupi inny. Uparłam się, że ten kolor jest idealny i będzie pasował do pościeli i dywanu, które kupiłam ostatnio będąc w centrum i w żadnym wypadku nie może go zmienić. W końcu ze złością pomalował te cholerne ściany brudząc przy tym wszystko dookoła, ponieważ źle zabezpieczył parkiet. Postanowiłam to przemilczeć, bo i tak to on będzie zdrapywał tą pieprzoną farbę z podłogi.

- Najpierw powinieneś skręcić to - wskazuję na ramę łóżka, leżącą obok niego. - A szczebelki dopiero potem - mówię, zerkając na instrukcję.

- Ty skręcasz to łóżko czy ja? - unosi się gniewem i nadal próbuje wepchać jeden ze szczebli do ramy.

- Tak jest napisane w instrukcji - odpowiadam spokojnie i podsuwam mu pod nos kartkę.

Harry burczy coś do siebie i wyrywa mi papier z ręki. Wzdycham ciężko i schodzę do kuchni, żeby sprawdzić czy ciasto już się upiekło. Kiedy zerkam na nie przez szybkę w piekarniku, stwierdzam, że jeszcze kilka minutek i je wyciągnę.
Po umyciu całej zastawy, którą mam zamiar ustawić na stole, opadam ciężko na fotel. Mój spokój nie trwa długo, bo z piętra dochodzi głośny trzask. Wstaję z westchnieniem i idę na górę. Zatrzymuję się w drzwiach, widząc Harry'ego leżącego na ziemi z nogą między szczeblami łóżeczka.

- Wszystko w porządku?

- Nic nie jest w porządku - mamrocze i próbuje wstać.

- Może daj sobie spokój? - sugeruję. - Przyjedzie Robin to złożycie to razem.

- Sam dam sobie radę.

- Właśnie widzę jak dajesz sobie radę sam!

- O co ci znowu chodzi?

- O to, że wiecznie 'sam'! Daj sobie pomóc, do cholery!

Zaciskam pięści, żeby nie rzucić się na niego - bo mam na to w tym momencie tak wielką ochotę, że nawet nie jestem w stanie tego opisać.

***

Do przyjazdu gości została niecała godzina, a ja jestem nadal w proszku. Powinnam już kończyć nakrywanie stołu w jadalni, a ja po raz drugi dzisiaj szukam jakiejś bluzki na przebranie.

- Uch! - wzdycham i zatrzymuję się przed lustrem, widząc, że znowu na mojej bluzce pojawiają się plamy z mleka. - Cholera. Gówno, a nie wkładki laktacyjne - warczę do siebie w złości.

- Może to odciągnij czy coś? - Harry pojawia się za mną jakby znikąd i podskakuję lekko na dźwięk jego głosu.

- Sam sobie odciągnij! - Tupię nogą w złości i przekopuję wieszaki w poszukiwaniu czegoś na przebranie. - Nie mogę lekko dotknąć piersi, a co dopiero odciągać.

Wyciągam z szafy niebieską ciążową sukienkę, którą nabyłam niedawno. Decyduję się ją ubrać i przy okazji zmieniam wkładki w staniku i dla pewności wkładam po dwie. Później szybko nakrywam stół obrusem i rozkładam talerze. Kiedy zaczynam składać serwetki, dzwoni dzwonek do drzwi, o zgrozo.

- Otworzę! - drze się Harry, a ja wywracam oczami.

Milly szczeka radośnie, witając się ze wszystkimi. Po chwili słychać już uradowane głosy rodziców Harry'ego i Gemmy.

- Louise, kochana! - Gemma wręcz rzuca mi się na szyję.

- Cześć, Gemms!

Za chwilę do jadalni wchodzi Anne z Robinem i natychmiast w pomieszczeniu robi się zamieszanie. Gemma, pomimo moich protestów, pomaga mi dokończyć nakrywać. Później siadamy w salonie, pogrążając się w rozmowie. Czuję ukłucie zawodu i smutek, bo moja mama stwierdziła, że woli święta spędzić z Oliverem i wnukami. Jedynie tata dzwonił, żeby powiedzieć, że jemu też jest smutno i że przyjedzie za kilka dni, jeszcze przed Nowym Rokiem.

- Jak się czujesz, kochanie? - pyta Anne i obdarza mnie pełnym czułości wzrokiem.

- O dziwo dobrze, dziękuję - uśmiecham się do niej.

- Chcielibyście zobaczyć pokój dla małego? - Harry wstaje, nie czekając na odpowiedź.

Wszyscy idziemy na piętro, a mój mąż powoli naciska klamkę i otwiera drzwi.

- Cudowny!

- Sami to zrobiliście?

- Ale uroczo!

Wszyscy zachwycają się pokoikiem, a Harry uśmiecha się dumnie, wypinając pierś do przodu. Jasnoniebieskie ściany, łóżeczko (jeszcze bez pościeli), przewijak i komoda pod oknem, wszystko z sosnowego drewna. W rogu pokoju zwinięty niebieski, puszysty dywan w kształcie koła, granatowe zasłony rzucone na kartonie po meblach i kilka nadal nieodpakowanych z folii obrazków na komodzie.

- Jeszcze nie jest skończony - mówię.

- Ale jak już skończycie, będzie superancko! - odzywa się uradowana Gemma.

Kiedy Stylesowie wreszcie przestają zachwycać się pokojem, schodzimy na dół i zasiadamy do kolacji. Zanoszę na stół pełny dzbanek herbaty i butelkę wina, a Harry przynosi pieczeń. Z zadowoleniem stwierdzam, że indyk wyszedł mi naprawdę dobrze. Nawet Anne nie może się nachwalić i ciągle dokłada sobie więcej, ku mojej radości. Niestety siedzę i coraz bardziej zaciskam zęby, bo przez niezmienianie pozycji zaczyna mnie boleć kręgosłup.

Stół robi się coraz bardziej pusty, wybija późna godzina i moi teściowie idą spać do pokoju gościnnego, a Gemma układa się na skórzanej sofie w salonie. Razem z Harrym kładziemy się w sypialni. Mój mąż z przyzwyczajenia mocno się do mnie przysuwa.

- Ała, Harry! - odsuwam jego głowę od moich piersi. - To boli, nie rób mi tak.

Mój mąż wzdycha i odsuwa się ode mnie.

- Nie, jednak mnie przytul. - Przesuwam jego rękę i kładę na swoje biodro, żeby mnie objął. - Ale delikatnie, bo boli.

- Okej - szepcze i lekko przyciąga mnie do siebie.

Wedlock | Harry Styles ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz