Rozdział 36

9.5K 614 92
                                    

Razem z Megan idę na jogę. Tak, dałam się namówić. Moja przyjaciółka twierdzi, że te ćwiczenia są świetne, a na zajęciach można poznać inne ciężarne kobiety.

- Jak będę miała córeczkę - zaczyna Meg, a ja zerkam na nią kątem oka. - Zeswatamy nasze dzieci!

- Świetny pomysł, Meg - mówię z ironią, ale ostatecznie wybucham śmiechem na jej pomysł.

- Będziemy wtedy rodziną - kontynuuje niezrażona, najwidoczniej nie wyczuła ironii. - Byłybyśmy obie babciami.

-Megan... - urywam z westchnieniem, sama nie wiem, co chciałabym jej powiedzieć. - Po prostu zamilcz już.

Moja przyjaciółka patrzy na mnie urażona i prychając zakłada ręce na piersiach - śmiesznie to wygląda z powodu jej dużego brzucha. Resztę drogi nie odzywa się już ani słowem.

W szatni zostawiamy nasze torby i wkraczamy na salę. Dresy i kolorowe adidasy królują. Dostaję zawału widząc te wszystkie piłki do ćwiczeń i nagromadzenie kobiet w ciąży w jednym miejscu. Kobieta prowadząca zajęcia każe nam się rozciągać, ćwiczyć z piłkami i dziwnie oddychać. Z nieukrywanym zawodem zauważam, że wszystko idzie mi bardzo nieporadnie. Innym kobietom, w tym Meg, przychodzi to bardzo łatwo. Wyglądają jakby w ogóle nie wkładały w to najmniejszego wysiłku.
Godzinę później wychodzę z budynku z radosną Meg. Moja mina nie jest tak radosna jak jej, zarzekam się, że więcej tam nie pójdę.

- Przesadzasz - klepie mnie po ramieniu.

- Nie - sapię. - Nie pójdę tam więcej.

- Musisz się ruszać - mówi tonem znawcy i wystawia brodę do przodu, chcąc pokazać wyższość.

- Pójdę na basen.

- Jak znajdziesz kostium kąpielowy na ciężarówkę - wskazuje palcem na mój brzuch.

Tylko wywracam oczami na jej słowa.

Siadam na sofie między poduszkami, a nogi kładę na poduszce na stoliku do kawy. Harry siada obok mnie i kładzie dłoń na moim brzuchu. Ostatnio bardzo polubiliśmy właśnie tak spędzać popołudnia.

- Kopnij tatusia, Noah - Harry nachyla się nad moim brzuchem i delikatnie łaskocze moją nagą skórę swoimi włosami.

- Danny - kładę swoją dłoń na dłoni mojego męża.

Harry lekko przekrzywia głowę i zerka na mnie z przymrużonymi oczami.

- Noah, skarbie, pokaż mamusi, że Noah jest lepszym imieniem.

I wtedy jak na zawołanie czuję coś delikatnego. Nie jest to kopnięcie, ale jest silniejsze niż wtedy w domu u Horanów. Coś jak trzepanie skrzydeł motyla. Delikatne łaskotanie od środka w równych odstępach czasu.

- Harry - zaczynam zduszonym głosem. - Czuję.

- Co czujesz?

- Jakby się poruszał. Tak delikatnie.

- Jestem z ciebie dumny, Noah - Harry całuje mnie w miejsce tuż obok pępka, a ja znowu czuję jakby mały robił fikołki.

- Znowu - uśmiecham się do siebie. - Chyba jednak bardziej podoba mu się Noah.

- Ciekawe czemu - prycha, ale uśmiecha się do mnie szeroko i zaczyna całować mój brzuch w różnych miejscach. - Nasz syn. Noah.

- Zdaniem doktor Elli słyszy już nasze głosy - zbieram włosy Harry'ego i związuję je w kucyka gumką, którą miałam na nadgarstku, ponieważ bardzo łaskoczą mnie po brzuchu.

- Mogę mu zaśpiewać?

- Śpiewaj - uśmiecham się i wkładam sobie poduszkę pod plecy, żeby było mi wygodniej.

Harry kładzie głowę na moich kolanach, jedną ręką gładzi mój brzuch, a drugą splata razem nasze palce. Zaczyna śpiewać, a ja wsłuchana w jego głęboki głos, zasypiam.

Budzę się koło drugiej w nocy w naszej sypialni. Obracam się na bok i widzę jak Harry uważne przygląda mi się opierając głowę na zgiętej w łokciu ręce.

- Wszystkiego najlepszego, kochanie -szepcze z uśmiechem.

- Dziękuję - przytulam się do niego.

Całkowicie zapomniałam, że jest już czternastego września. Właśnie oficjalnie skończyłam dwadzieścia siedem lat.Od początku roku oswajałam się z myślą, że trzy lata do trzydziestki nie brzmią aż tak źle. Między trzy a cztery wydaje się być ogromna przepaść.

Kiedy się budzę Harry'ego już nie ma. Znajduję tylko karteczkę z informacją, że ojciec pilnie wezwał go do biura i wróci po południu. Idę do kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania, ale rano mój telefon zaczyna dzwonić bez przerwy. Wszyscy dzwonią z życzeniami. Dobrze, że nikomu nie przyszło na myśl, żeby zrobić mi imprezę niespodziankę, czy coś w tym stylu. Znając Megan byłaby w stanie to zorganizować, ale na szczęście jest zbyt zajęta kompletowaniem wyprawki dla dziecka...

- Halo?

- Wszystkiego najlepszego, skarbie! -słyszę radosny głos Anne. - Jak się czujesz?

- Dziękuję, bardzo dobrze - opadam na fotel z telefonem przy uchu.

- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że zostanę babcią! - entuzjazm mojej teściowej sprawia,że uśmiecham się do siebie. - Chcielibyśmy niedługo wpaść do was z Robinem.

- Zapraszamy, możecie przyjechać w każdej chwili!

- Och, Louise, tak bardzo się cieszę! O matko, naprawdę nie mam słów, żeby to opisać - chichocze kobieta, a w tle słychać stłumiony głos Robina. - Muszę kończyć, zadzwonimy się w najbliższym czasie i wpadniemy!

Mój telefon znowu dzwoni. Na wyświetlaczu pojawia się zdjęcie uśmiechniętej Gemmy.

- Kochanie ty moje! Louise! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Zdrowa, szczęścia, podwójnej cierpliwości do Harry'ego i dla dziecka, czyli dla dwóch dzieci - dziewczyna chichocze. - I nie zapominaj o swojej bratowej!

- Dziękuję, kochana - uśmiecham się. - Łatwiej by było gdybyś ruszyła swój tyłek z tej Ameryki i przyjechała do Anglii. Przy okazji odwiedziłabyś mamę i swojego upierdliwego braciszka!

- A zostanę ciocią?

- Louis już sobie zaklepał rolę wujka... - ostrzegam ją, znając ich podejście do siebie.

Przy każdej możliwej okazji Gemma i Louis muszą sobie dogryźć albo rzucić jakąś wredną uwagą.

- O nie - udaje przerażenie. - W takim razie musicie się z Harrym postarać o jeszcze jednego maluszka. Problem rozwiązany!

- Pomyślę nad tym - śmieję się cicho.

Później żegnam się z dziewczyną, odrzucam na bok telefon i opieram głowę o oparcie. Chwila ciszy nie trwa długo, bo w domu rozbrzmiewa dzwonek do drzwi i szczekanie psa. Leniwie zwlekam się z wygodnego fotela i idę do drzwi wlekąc za sobą nogami. Na progu stoi Megan, a mnie po ciele przechodzą ciarki na jej widok.

- Lou! - dziewczyna wręcz rzuca mi się na szyję. - Ty stara dupo! Mam coś dla ciebie - uśmiecha się i wpycha mi w ręce ładnie zapakowany prezent.

- Dziękuję? - odpowiadam niepewnie.

- Odpakuj - pogania mnie.

Rozrywam kolorowy papier i moim oczom ukazuje się jedno duże pudełko z opisem zawartości i mniejsze z kremem.

- Laktator i krem na rozstępy?

- Przyda cię się - zapewnia. - Jeszcze mi podziękujesz.



~*~
Znowu brakuje mi weny do pisania Wedlock, nie wiem dlaczego 😢

Dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia ♡

Miłego dnia,
Soczysta Pomarańcza x

Wedlock | Harry Styles ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz