Razem z Megan idę na jogę. Tak, dałam się namówić. Moja przyjaciółka twierdzi, że te ćwiczenia są świetne, a na zajęciach można poznać inne ciężarne kobiety.
- Jak będę miała córeczkę - zaczyna Meg, a ja zerkam na nią kątem oka. - Zeswatamy nasze dzieci!
- Świetny pomysł, Meg - mówię z ironią, ale ostatecznie wybucham śmiechem na jej pomysł.
- Będziemy wtedy rodziną - kontynuuje niezrażona, najwidoczniej nie wyczuła ironii. - Byłybyśmy obie babciami.
-Megan... - urywam z westchnieniem, sama nie wiem, co chciałabym jej powiedzieć. - Po prostu zamilcz już.
Moja przyjaciółka patrzy na mnie urażona i prychając zakłada ręce na piersiach - śmiesznie to wygląda z powodu jej dużego brzucha. Resztę drogi nie odzywa się już ani słowem.
W szatni zostawiamy nasze torby i wkraczamy na salę. Dresy i kolorowe adidasy królują. Dostaję zawału widząc te wszystkie piłki do ćwiczeń i nagromadzenie kobiet w ciąży w jednym miejscu. Kobieta prowadząca zajęcia każe nam się rozciągać, ćwiczyć z piłkami i dziwnie oddychać. Z nieukrywanym zawodem zauważam, że wszystko idzie mi bardzo nieporadnie. Innym kobietom, w tym Meg, przychodzi to bardzo łatwo. Wyglądają jakby w ogóle nie wkładały w to najmniejszego wysiłku.
Godzinę później wychodzę z budynku z radosną Meg. Moja mina nie jest tak radosna jak jej, zarzekam się, że więcej tam nie pójdę.- Przesadzasz - klepie mnie po ramieniu.
- Nie - sapię. - Nie pójdę tam więcej.
- Musisz się ruszać - mówi tonem znawcy i wystawia brodę do przodu, chcąc pokazać wyższość.
- Pójdę na basen.
- Jak znajdziesz kostium kąpielowy na ciężarówkę - wskazuje palcem na mój brzuch.
Tylko wywracam oczami na jej słowa.
Siadam na sofie między poduszkami, a nogi kładę na poduszce na stoliku do kawy. Harry siada obok mnie i kładzie dłoń na moim brzuchu. Ostatnio bardzo polubiliśmy właśnie tak spędzać popołudnia.
- Kopnij tatusia, Noah - Harry nachyla się nad moim brzuchem i delikatnie łaskocze moją nagą skórę swoimi włosami.
- Danny - kładę swoją dłoń na dłoni mojego męża.
Harry lekko przekrzywia głowę i zerka na mnie z przymrużonymi oczami.
- Noah, skarbie, pokaż mamusi, że Noah jest lepszym imieniem.
I wtedy jak na zawołanie czuję coś delikatnego. Nie jest to kopnięcie, ale jest silniejsze niż wtedy w domu u Horanów. Coś jak trzepanie skrzydeł motyla. Delikatne łaskotanie od środka w równych odstępach czasu.
- Harry - zaczynam zduszonym głosem. - Czuję.
- Co czujesz?
- Jakby się poruszał. Tak delikatnie.
- Jestem z ciebie dumny, Noah - Harry całuje mnie w miejsce tuż obok pępka, a ja znowu czuję jakby mały robił fikołki.
- Znowu - uśmiecham się do siebie. - Chyba jednak bardziej podoba mu się Noah.
- Ciekawe czemu - prycha, ale uśmiecha się do mnie szeroko i zaczyna całować mój brzuch w różnych miejscach. - Nasz syn. Noah.
- Zdaniem doktor Elli słyszy już nasze głosy - zbieram włosy Harry'ego i związuję je w kucyka gumką, którą miałam na nadgarstku, ponieważ bardzo łaskoczą mnie po brzuchu.
- Mogę mu zaśpiewać?
- Śpiewaj - uśmiecham się i wkładam sobie poduszkę pod plecy, żeby było mi wygodniej.
Harry kładzie głowę na moich kolanach, jedną ręką gładzi mój brzuch, a drugą splata razem nasze palce. Zaczyna śpiewać, a ja wsłuchana w jego głęboki głos, zasypiam.
Budzę się koło drugiej w nocy w naszej sypialni. Obracam się na bok i widzę jak Harry uważne przygląda mi się opierając głowę na zgiętej w łokciu ręce.
- Wszystkiego najlepszego, kochanie -szepcze z uśmiechem.
- Dziękuję - przytulam się do niego.
Całkowicie zapomniałam, że jest już czternastego września. Właśnie oficjalnie skończyłam dwadzieścia siedem lat.Od początku roku oswajałam się z myślą, że trzy lata do trzydziestki nie brzmią aż tak źle. Między trzy a cztery wydaje się być ogromna przepaść.
Kiedy się budzę Harry'ego już nie ma. Znajduję tylko karteczkę z informacją, że ojciec pilnie wezwał go do biura i wróci po południu. Idę do kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania, ale rano mój telefon zaczyna dzwonić bez przerwy. Wszyscy dzwonią z życzeniami. Dobrze, że nikomu nie przyszło na myśl, żeby zrobić mi imprezę niespodziankę, czy coś w tym stylu. Znając Megan byłaby w stanie to zorganizować, ale na szczęście jest zbyt zajęta kompletowaniem wyprawki dla dziecka...
- Halo?
- Wszystkiego najlepszego, skarbie! -słyszę radosny głos Anne. - Jak się czujesz?
- Dziękuję, bardzo dobrze - opadam na fotel z telefonem przy uchu.
- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że zostanę babcią! - entuzjazm mojej teściowej sprawia,że uśmiecham się do siebie. - Chcielibyśmy niedługo wpaść do was z Robinem.
- Zapraszamy, możecie przyjechać w każdej chwili!
- Och, Louise, tak bardzo się cieszę! O matko, naprawdę nie mam słów, żeby to opisać - chichocze kobieta, a w tle słychać stłumiony głos Robina. - Muszę kończyć, zadzwonimy się w najbliższym czasie i wpadniemy!
Mój telefon znowu dzwoni. Na wyświetlaczu pojawia się zdjęcie uśmiechniętej Gemmy.
- Kochanie ty moje! Louise! Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Zdrowa, szczęścia, podwójnej cierpliwości do Harry'ego i dla dziecka, czyli dla dwóch dzieci - dziewczyna chichocze. - I nie zapominaj o swojej bratowej!
- Dziękuję, kochana - uśmiecham się. - Łatwiej by było gdybyś ruszyła swój tyłek z tej Ameryki i przyjechała do Anglii. Przy okazji odwiedziłabyś mamę i swojego upierdliwego braciszka!
- A zostanę ciocią?
- Louis już sobie zaklepał rolę wujka... - ostrzegam ją, znając ich podejście do siebie.
Przy każdej możliwej okazji Gemma i Louis muszą sobie dogryźć albo rzucić jakąś wredną uwagą.
- O nie - udaje przerażenie. - W takim razie musicie się z Harrym postarać o jeszcze jednego maluszka. Problem rozwiązany!
- Pomyślę nad tym - śmieję się cicho.
Później żegnam się z dziewczyną, odrzucam na bok telefon i opieram głowę o oparcie. Chwila ciszy nie trwa długo, bo w domu rozbrzmiewa dzwonek do drzwi i szczekanie psa. Leniwie zwlekam się z wygodnego fotela i idę do drzwi wlekąc za sobą nogami. Na progu stoi Megan, a mnie po ciele przechodzą ciarki na jej widok.
- Lou! - dziewczyna wręcz rzuca mi się na szyję. - Ty stara dupo! Mam coś dla ciebie - uśmiecha się i wpycha mi w ręce ładnie zapakowany prezent.
- Dziękuję? - odpowiadam niepewnie.
- Odpakuj - pogania mnie.
Rozrywam kolorowy papier i moim oczom ukazuje się jedno duże pudełko z opisem zawartości i mniejsze z kremem.
- Laktator i krem na rozstępy?
- Przyda cię się - zapewnia. - Jeszcze mi podziękujesz.
~*~
Znowu brakuje mi weny do pisania Wedlock, nie wiem dlaczego 😢Dziękuję za wszystkie komentarze, gwiazdki i wyświetlenia ♡
Miłego dnia,
Soczysta Pomarańcza x
CZYTASZ
Wedlock | Harry Styles ✔
FanfictionŻycie w małżeństwie wcale nie jest takie łatwe i kolorowe jak we wszystkich filmach. Przecież w filmach nie rzucają talerzami przy porannej wymianie zdań. Ale nikt nie powiedział, że miłość jest łatwa. Nie, ona wymaga poświęcenia i prawdziwe...