R 2 - bo nawet ja mam dobre serce

Start from the beginning
                                    

Teraz jednak był Louis, który gonił mnie z ocenami. Od kilku miesięcy szliśmy prawie łeb w łeb, co jeszcze bardziej mnie wkurzało. Dlatego jakiś tydzień temu spuściłem mu głowę w kiblu, kiedy dostał lepszą ocenę ode mnie z literatury. Wiem, dziecinne, ale miałem z tego cholernie dużą satysfakcję.

Tak jak zawsze wyszedłem z domu za piętnaście ósma, co dawało mi jeszcze pięć minut wolnego czasu przed lekcjami, aby pogadać z przyjaciółmi.

Wsiadłem do swojego czarnego Land Rovera, którego dostałem na urodziny od ojca, i z uśmiechem na twarzy ruszyłem do szkoły. No i jak uśmiech się pojawił, tak szybko znikł. Chodnikiem szedł Louis. Zawsze tatuś go odwoził, więc ciekawe, co tym razem się wydarzyło.

Nie wiem dlaczego, ale zatrzymałem się przy krawężniku i otworzyłem szybę.

– Zgubiłeś się, Gapciu? – Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie z zaciśniętymi ustami. – No co jest, karoca nie przyjechała, księżniczko?

Z ruchu jego warg odczytałem oczywiste: Pieprz się.

Ruszył dalej.

Nie wiem dlaczego, ale mój wzrok wylądował na jego tyłku. Jakby laski ze szkoły miały takie dupy, to bym wszystkie przeleciał, nie patrząc na urodę.

Wprowadziłem ponownie auto w ruch i zrównałem się z chłopakiem.

– Wsiadaj, Księżniczko. Pozwól, że to ja będę dziś twoim stangretem. – Posłałem mu szeroki uśmiech. Brak reakcji z jego strony mnie wkurzył. – Ja pierdole, wsiadaj! – krzyknąłem. – Chciałem być miły i nawet mi kurewsko dobrze to wyszło, ale ty musisz wszystko spierdolić.

Zatrzymałem się i wysiadłem z auta. Louis przystanął i przybrał postawę obronną. Miałem mu ochotę wpieprzyć, albo wypieprzyć. Jeden chuj. I jedno i drugie sprawiłoby, że by mi ulżyło. Ale oczywiście nie byłem gejem.

Chwyciłem chłopaka za ubrania i wrzuciłem do auta. Zatrząsnąłem za nim drzwi. Sam zająłem miejsce kierowcy. Miałem ochotę go zamordować, bo właśnie straciłem moje pięć minut, aby zapalić i pogadać z kumplami.

Pod szkołą byliśmy równo z dzwonkiem. Zayn i Niall stali oparci o wóz tego pierwszego. Liam, chłopczyk na posyłki Zayn'a, stał na uboczu. Wszyscy wiedzieli, jaki układ tak naprawdę wiązał ich dwójkę, ale milczeliśmy.

Zaparkowałem tuż przy stopach przyjaciół. Malikowi o mało oczy nie wyskoczyły z orbit, gdy dojrzał skulonego na przednim siedzeniu Louis'a.Wysiadłem i szybko podszedłem do chłopaków, aby się przywitać. Louis natomiast się ociągał. Miałem wrażenie, że minęło pół dnia zanim księżniczka wreszcie wysiadła z mojego auta.

Kiedy przechodził obok nas, Zu podstawił mu nogę. W ostatniej chwili zdążyłem go złapać, zanim nie przyrył swoją piękną twarzyczką o beton.
I to był ten moment, gdy nasze spojrzenia skrzyżowały się, a ja zapomniałem jak się oddycha. Jego oczy były jak ocean podczas sztormu. Przez chwilę miałem wrażenie, że w nich utonąłem.

– Coś się taki dobroduszny zrobił, Hazz? – Potrząsnąłem głową, słysząc głos Zayn'a.

– Widzę cię po lekcjach przy aucie – rzuciłem obojętnie do chłopaka i go podniosłem. Czułem, jak jego ciało się spięło. Puściłem go i odwróciłem się do Zu. – Tobie nie grozi eksmisja do Kalifornii.

Ominąłem przyjaciół i poszedłem za Louis'em, który jak tylko zauważył, że za nim idę, przyśpieszył kroku. Szybko się z nim zrównałem. Agresywnie nałożyłem mu kaptur na głowę, przez co zgiął się w pół. Kiedy tylko się wyprostował, założyłem mu rękę na ramiona.

silent love • larry stylinson☑Where stories live. Discover now