2

700 95 9
                                    

Następnego dnia postanowiłam wreszcie odpocząć od cosobotnich krzyków skacowanych ludzi z domu Lauren. Posprzątałam pokój i zajęłam się grą na konsoli.

Około południa zadzwonił do mnie Jack który zaprosił mnie na comiesięczny wypad ze znajomymi na pizze. Zgodziłam się i powoli zaczęłam się zbierać. Po chwili, podeszłam do okna, aby sprawdzić czy samochód Jacka nie stoi już na chodniku. Nie było go, ale zauważyłam smutną Lauren, opartą o barierkę. Wyglądało na to że na kogoś czekała.

Kiedy wyszłam z domu zauważyłam że Lauren idzie w moją stronę. Chciałam zawrócić, uciec, zniknąć, cokolwiek, ale ona stała już za blisko i gdybym teraz się cofnęła, to byłoby super dziwne. Zastanawiało mnie dlaczego cały czas się uśmiecha, przecież kilka minut temu stała ponuro przy barierce od schodów do swojego domu. Uśmiechała się pewnie bo wymyśliła niezwykle trafny komentarz na temat mojego wyglądu. Robiła tak od zawsze, dzień w dzień, rano czy wieczorem, kiedy tylko mnie widziała. Wczorajszej nocy, do zakazu imprez mogłam dodać jeszcze koniec z byciem wrednym, ale nie pomyślałam o tym. Wtedy byłam skupiona na jak najszybszym ucieknięciu z jej domu.

- Cześć - zaczęła.

- Cześć? To tyle? - zdziwiłam się. - A gdzie podział się złośliwy komentarz na mój temat?

- Tak. Nie zamierzam cię prowokować, zbyt bardzo zależy mi na tym żebyś była cicho. -Lauren chyba czytała mi w myślach. Nie wiem dlaczego ale nagle obje zaczęłyśmy się śmiać. Kiedy się uśmiechała, wydawała się trochę bardziej ludzka, jednak dalej nie dowierzałam że Lauren Jauregui rozmawia ze mną normalnie. Bez chamskich zaczepek,wyzwisk. Nic.

- Czekasz na kogoś? -spytałam aby zmienić temat.

- Tak - zaczęła bawić się dłońmi. - Wiesz, pojedziemy gdzieś... Gdzieś indziej oczywiście i nie tu...

- Och, rozumiem -uśmiechnęłam się. Zrobiło mi się głupio. Nie zaszantażowałam ją o to aby była cicho tak jakby nie istniała. Chciałam żeby jej imprezy były mniej huczne. Tyle. Dlaczego zależało jej aż tak bardzo na tych głupich filmikach? Ma świetny głos i gra nie najgorzej...Znaczy, dobry. Jej głos jest tylko dobry.

Po chwili zauważyłam samochód Jacka.

- Więc, baw się dobrze. Cześć.

- Cześć - powiedziała cicho i pomachała mi na pożegnanie.

W sumie to stęskniłam się za Jackiem, Rosie i Liamem. Byli moimi najlepszymi przyjaciółmi i mogłam na nich zawsze liczyć. Od dawna spotykaliśmy się codziennie po szkole, jednak od jakiegoś czasu, nasze spotkania ograniczyły się do właśnie takich comiesięcznych wypadów. Każde z nas  było teraz zajęte szkołą. Wsiadając do samochodu od razu poczułam się lepiej. Cieszyłam się że mogłam pośmiać się z nimi przy pizzy i wreszcie odpocząć.

Następny dzień poświęciłam na ogarnięcie rzeczy do szkoły. Wieczorem,wykończona, poszłam wziąć szybki prysznic. Jedyną rzeczą jaką chciałam wtedy zrobić było wreszcie położenie się spać. Wycierając włosy ręcznikiem w pokoju, przez okno zobaczyłam że światło w pokoju Lauren dalej się świeci. Chwilę po tym zgasiłam lampkę i położyłam się spać. Długo leżałam w łóżku, jednak nie mogłam zasnąć. Sięgnęłam więc po laptopa i zaczęłam przeglądać YouTuba i Vine'a Lauren.

Godzina 3:21. Cholera, nie patrzyłam na zegarek! Cztery godziny oglądałam Lauren. Koniec, muszę szybko iść spać. Sama świadomość tego że patrzyłam się na Lauren tak długo sprawiła że naszła mnie wielka ochota na przeczytanie biblii i obmycie sobie oczu wodą święconą. Sen jednak nie chciał przyjść łatwo. Po godzinnym przekręcaniu się z boku na bok wreszcie usnęłam, jednak dwie godziny później obudził mnie głośny początek piosenki Something Good - Alt-J, który był moim budzikiem.

Nie wyłączając budzika udałam się do łazienki aby oblać twarz zimną wodą. Wyglądałam okropnie, ale co się dziwić jeśli spałam tylko 2 godziny. Podczas wybierania ubrań zostałam zmuszona do wyłączenia muzyki, aby usłyszeć co krzyczy mama z dołu. Pewnie wołała mnie na śniadanie, więc powoli udałam się w stronę schodów prowadzących na dół. Po wejściu do kuchni zauważyłam jedynie gotowe naleśniki i kartkę od mamy. Widocznie wyszła już do pracy i krzyczała na do widzenia.

Godzinę później siedziałam już w szkolnej ławce. Do lekcji było jeszcze kilka minut, więc postanowiłam przeczytać chociaż jedną stronę ostatnio wypożyczonej książki, ponieważ nie było jeszcze wszystkich osób i w klasie było cicho.

Kilka minut później do klasy weszła Lauren. Uniosłam oczy znad książki aby się jej przyjrzeć. Była wyższa ode mnie o zaledwie kilka centymetrów, miała długie ciemne włosy, nieco podobne do moich, ale zdecydowanie mniej lśniące. Ludzie uważali że jest piękna, ale jej stosunek wobec mnie sprawiał że w moich oczach stawała się najpaskudniejszą osobą na całym świecie. Inni zawsze zachwycali się jej oczami i akurat tutaj mogłabym się zgodzić że były nawet ładne, ale nie umiałam patrzeć w nie dłużej niż kilka sekund. Lauren siedziała ławkę za mną, więc jej codziennym rytuałem było witanie mnie jakimś niemiłym wyzwiskiem. Dzisiaj jednak było inaczej. Stanęła w drzwiach i uśmiechnęła się do mnie smutno, po czym powoli ruszyła w stronę swojej ławki. Zastygłam w miejscu. Co się właśnie stało? Zaczęłam się zastanawiać co się stało od piątkowej nocy. Jednak w tej samej chwili zadzwonił dzwonek na lekcję.

Wieczorem po kolacji mama poprosiła mnie żebym wyniosła śmieci. Wielki kontener znajdował się po drugiej stronie ulicy parę domów od miejsca zamieszkania Lauren. Mimo lata na dworze, wieczorem było już chłodno, więc jedynie nałożyłam na siebie kurtkę tata która była najbliżej i ruszyłam w stronę kontenera. Nie śpieszyłam się. Po drodze oglądałam gwiazdy i księżyc który jednak pojawił się zza chmur dopiero gdy dotarłam na miejsce. Otworzyłam kontener i wrzuciłam worek do środka. Zamykając go, przeżyłam mały zawał.

- Cześć - powiedziała spokojnie Lauren której jeszcze kilka sekund temu nawet tam nie było.

- Lauren! - wrzasnęłam stanowczo za głośno.

- Co, przestraszyłam cię? - uśmiechnęła się, ale ten uśmiech był inny niż ten który towarzyszył jej podczas naśmiewania się ze mnie.

- Nie przestraszyłam się - zaczęło mnie lekko przerażać to że Lauren przez cały ten czas nie traciła ze mną kontaktu wzrokowego. - ... bardziej zaskoczyłam.

- No tak, rozumiem - zaśmiała się widocznie rozbawiona moją nieporadnością. Po tym, nastąpiła okrutna, niezręczna cisza. Nagle poczułam lekki podmuch wiatru i zakryłam się kurtką, Lauren jednak przez cały ten czas nie przestawała się na mnie gapić. Zawstydziłam się i poczułam jak lekki rumieniec oblewa moje policzki.

- C-Co tutaj robisz? - zaczęłam nerwowo drapać się po szyi. - O tej porze? - dodałam śmiejąc się przy tym głupkowato.

- To samo co ty - powiedziała spokojnie. - Widzisz, śmieci - uniosła w górę worek i wrzuciła go do kontenera. - Idziemy? - ponownie się uśmiechnęła.

- Żartujesz... - nie miałam pojęcia co jej się stało. Spojrzała na mnie pytająco. - Od jakiegoś czasu zachowujesz się... inaczej.

Widocznie spochmurniała, jednak nic nie powiedziała. Kiwnęła tylko głową w stronę mojego domu widocznie proponując mi abyśmy już wracały. Ruszyłam za nią i po chwili byłyśmy już na miejscu. Wtedy postanowiłam znowu się odezwać.

- Lauren, co się stało? - nie mam pojęcia czemu, ale gdy widziałam Lauren taką smutną zawsze czułam taki specyficzny ból w brzuchu. Nie wiedziałam czemu tak się dzieje. Z resztą, była moim "wrogiem" i ten widok raczej powinien mnie satysfakcjonować, jednak zawsze budził we mnie sprzeczne odczucie.

- Ostatnio - zaczęła Lauren z lekką chrypką w głosie. - Coś się zmieniło - pożegnała się ze mną i ruszyła w stronę swojego domu.

this is what it takes ➸ camrenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz