Ciemna, letnia noc. Rozgwieżdżone niebo, ciepły wiatr w koronach posadzonych ręką człowieka drzew. I dwójka młodych ludzi, przemierzająca ulice piaskowej wioski. Ona - drobna dziewczyna, sięgająca swojemu towarzyszowi najwyżej do połowy przedramienia. Rude włosy kołysały się w rytm jej kroków. Obok niej niespiesznie szedł chłopak. Miał młodą twarz, nastroszone brązowe włosy i umięśnione ramiona, które odkrywała koszulka na szerokich ramiączkach.
— Wiesz co, Ai? Ja to cię czasem naprawdę nie rozumiem — powiedział po chwili milczenia.
— Taa, a to dlaczego? — zapytała Aiko, jednak nie wyglądała na szczerze zainteresowaną odpowiedzią.
— Nigdy nie ciekawiło cię kim naprawdę są twoi rodzice?
— Nie — odparła krótko i spojrzała w niebo. — Wychodzę z założenia, że skoro oni mnie nie chcieli, to czemu ja mam chcieć ich?
Mężczyzna zastanowił się na chwilę.
— A jeśli coś ich do tego zmusiło?
— Nie obchodzi mnie to. Moimi rodzicami są ci, którzy mnie wychowali, nieważne, czyja krew we mnie płynie. — Wzruszyła ramionami.
— Może i racja.
— No więc, Kankuro, nie zaprzątaj sobie tym główki. — Roześmiała się serdecznie i skręciła w jedną z mniejszych uliczek. Chwilę później zatrzymała się przy niskiej furtce. — Dzięki za odprowadzenie.
— Nie ma za co, jeszcze by cię ktoś porwał i z kim ja bym rozmawiał o moich życiowych przemyśleniach? — zapytał z uśmiechem.
— Ogromna by to była strata! Leć do domu, bo to rzekome porwanie działa w dwie strony.
Przyjaciele pożegnali się i każde odeszło w swoją stronę.
***
Dosyć przestronny pokój rozświetlało jedynie słabe światło lampki, która stała na biurku. Na ścianie tańczył jeden cień, należący do mężczyzny przechadzającego się po pomieszczeniu. Cień, śladem swojego właściciela, był postawny i miał bardzo gęste, rozwichrzone włosy.
Obok biurka stało krzesło, które chwilowo lekko uginało się pod ciężarem człowieka. Człowiek zajmował się papierami wypełniającymi mebel przed nim i nic nie wskazywało na to, że toczy jakąkolwiek kłótnię ze swoim gościem.
— Jesteś bezczelny, Nagato — stwierdził mężczyzna z czarnymi włosami. Ręce skrzyżował na piersiach i marszczył brwi, najpewniej myśląc o czymś intensywnie.
— Nie nazywam się Nagato.
— Och tak, zapomniałem nazywać cię tym śmiesznym pseudonimem, jakim każesz się do siebie zwracać. To taki miks, co? Ciało Yahiko, szczątki rozumu Nagato i wychodzi Pain. Ciekawe, ciekawe — odparł stojący już teraz mężczyzna. Przez jego twarz przemknął cień cynicznego uśmieszku.
— Twoja ironia w żaden sposób mi nie imponuje, więc sobie daruj — stwierdził Pain.
— W chwili obecnej jesteś ostatnią osobą, której chciałbym zaimponować. Czy tobie już odbiło do reszty? Rozumiem, stres, presja, to wszystko może się odbić na człowieku, ale wydawało mi się, że jesteś nieco odporniejszy niż inni. — Zatrzymał się na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza. — Nie zgadzam się. Po prostu nie i nie obchodzi mnie, kim ona jest.
— Nie rozumiesz, że mnie to też nie jest na rękę? Nikomu, do cholery, to nie jest na rękę, ale co mamy zrobić?! — warknął zirytowany mężczyzna.
— Od kiedy to problemem jest dla ciebie zabijanie ludzi?
— Nie zrobię czegoś, co sprawi ból Konan.
YOU ARE READING
ᴄÓʀᴋᴀ ʙᴏɢᴀ | ᴀᴋᴀᴛꜱᴜᴋɪ
FanfictionTeoretycznie, bycie córką boga musi być fajne. Przypuszczalnie tak też myślała Aiko, dopóki nie okazało się, że jeśli tym bogiem jest lider Akatsuki, to twoje życie zmieni się nie do poznania i to w niezbyt dobrym tego słowa znaczeniu. Co z tego, że...
