Rozdział LXVII

10K 884 568
                                    

No i przed Wami, moi drodzy, rozdział 67. Myślę, że właśnie na tę część wszyscy czekali .Wyjaśnienia, rozwinięcie akcji i ogromny krok do zakończenia opowiadania. Szacuję, że będzie miało nie więcej niż 75 rozdziałów + epilog.
Dziękuję za te cudowne i milusie komentarze pod poprzednią częścią❤️ dzięki nim między  innymi udało mi się wyrobić z tym rozdziałem do dzisiaj. Gdyby nie one, prawdopodobnie byłby skończony dopiero jutro lub nawet pojutrze.
Zapraszam do czytania!

Wyciągnięcie nieprzytomnego Malfoya z zamku wydawało się Ronowi o wiele prostsze zanim spróbował to zrobić. Otarł pot z czoła jedną ręką, drugą wciąż trzymając Draco. Pod peleryną, którą zabrał Harry'emu było wystarczajaco miejsca dla nich obu, jednak przy każdym kroku tkanina zsuwała się.
Weasley warknął zirytowany i po raz kolejny poprawił niewidkę na swoich plecach. Nie mógł dopuścić, żeby ktokolwiek go teraz zobaczył. Wszędzie na błoniach przesiadywali uczniowie. Gryfon stwierdził, że czas lunchu to jednak niezbyt dobra pora na porwanie.
Kiedy wyszedł z zamku, ostrożnie podniósł Malfoya – co łatwe nie było – i powoli ruszył do punktu aportacyjnego. Miał niewiele czasu zanim ktoś zauważy brak Draco, a wolał nie ryzykować.
Dotarłszy do celu, teleportował się do Cardiff, aktualnego miejsca pobytu Czarnego Pana.
Tutaj mógł już zdjąć pelerynę.
Na drżących nogach zaczął wchodzić na wzgórze, gdzie znajdowała się kryjówka Voldemorta, wciąż trzymając bezwładne ciało Malfoya.
Dotarłszy na górę, pchnął drzwi i wtoczył się do środka. Rzucił Wingardium Leviosa i ruszył w stronę sali zebrań, z lewitującym za nim Ślizgonem.
Zapukał i wszedł do pomieszczenia. Riddle siedział na szczycie stołu tuż naprzeciwko wejścia.
– Ah, już jesteś – powiedział, zauważywszy Gryfona. – Znakomicie. Zanieś naszego gościa do lochów, a potem będziesz mógł zobaczyć się z siostrą. – Serce Rona zabiło mocniej. Kiedy Ginny zniknęła z sali szpitalnej, na korytarzu spotkał jednego z popleczników Voldemorta. Śmierciożercą oznajmił mu, że dziewczyna została zabrana do siedziby Czarnego Pana i jeśli Weasley nie wypełni polecenia, które nakazał Riddle, już nigdy jej nie zobaczy.
Weasley nie zastanawiał się. Szybko przystał na wszystkie warunki oraz otrzymał zadanie. Porwanie Draco Malfoya.
Teraz, gdy wykonał misję, wreszcie będzie mógł ujrzeć Ginny. Chora psychicznie czy nie, zawsze pozostanie dla niego jego małą siostrzyczką.
– Dziękuję... – Ron zawahał się – panie. – To powiedziawszy, szybko wyszedł z sali.
Pokonał korytarz i dopadł stalowych drzwi, które prowadziły do lochów.
Zbiegł po schodach i umieścił nieprzytomnego Ślizgona w pierwszej lepszej celi. Zabrał mu różdżkę i starannie zabezpieczył drzwi, po czym ruszył zobaczyć siostrę.

        *                    *                   *

Harry westchnął i jeszcze raz sprawdził godzinę. Draco spóźniał się już prawie dziesięć minut, co mu się nie zdarzało. Zazwyczaj był na miejscu spotkania jeszcze przed Potterem.
Brunet stwierdził, że poczeka jeszcze kwadrans, a potem wróci do dormitorium.
Dlaczego Malfoy się nie pojawiał? Może coś mu wypadło i nie zdążył poinformować o tym Harry'ego? A jeśli po prostu nie chciał przyjść?
Scenariuszy było naprawdę sporo, ale w myślach bruneta pozostał tylko ten ostatni.
Czyżby Draco miał zamiar zerwać z Harrym? Serce Gryfona zabiło szybciej. A co jeśli był to rodzaj zemsty, za to, że Potter stracił pamięć? Ale przecież to nie jego wina! Nie, to nie możliwe.
Harry powoli wypuścił powietrze i usiadł pod ścianą.
Kiedy minęło piętnaście minut, Potter podniósł się. Cóż, trudno.
Postanowił trzymać się wersji, że Ślizgon musiał szybko zmienić plany i nie dał rady poinformować go o tym.
Porozmawiam z nim jutro – stwierdził i postanowił spędzić dzisiejszy wieczór wśród Gryfonów. Oddalał się od nich, a przecież byli dla niego jak rodzina.
Wracając do wieży nie mógł pozbyć się złego przeczucia. Miał wrażenie, że Malfoyowi wcale nic nie wyskoczyło. Szybko jednak odgonił te myśli. Zajmie się wszystkim następnego dnia, teraz chciał tylko trochę odpocząć.
Wszedł przez dziurę za portretem i najpierw skierował się do sypialni, gdzie chciał się przebrać z szat szkolnych.
Szybko wciągnął na siebie pierwsze lepsze spodnie i koszulkę, i już miał wychodzić, gdy nagle w drzwiach wpadł na kogoś.
– Ron? – zapytał zaskoczony. Ostatnio coraz rzadziej go widywał. Podejrzewał, że chłopak przesiaduje u siostry lub z rodzicami. Na wspomnienie Ginny poczuł, jakby żelazna dłoń zaciskała się na jego żołądku, mimo to przywołał na twarz słaby uśmiech. – Gdzie byłeś?
– Ja... – na twarz Weasley'a wpłynęły rumieńce i wtedy Harry zwrócił uwagę na to, co rudzielec trzymał w dłoni.
– Moja peleryna? – zaskoczony uniósł brwi. Nie był zły, Ron bardzo często ją pożyczał, jednak zastanawiał się, dlaczego chłopak potrzebował jej tym razem.
– No, bo wiesz... – Weasley miał coraz większe trudności z wysłowieniem się. Jego oczy były już wielkości spodków, oddychał szybko i urywanie, a palce tak mocno zacisnęły się na niewidce, że aż pobielały mu knykcie.
– Spokojnie, Ron! – Harry przestraszył się, że przyjaciel dostanie zaraz jakiegoś ataku paniki. – Nie chcesz, nie mów!
Weasley kiwnął głową, drżąca ręką wcisnął Potterowi pelerynę i położył się na łóżku, zasuwając kotary.
Nawet nie poczuł, gdy Harry rzucił na niego łagodne zaklęcie śledzące.
Brunet uśmiechnął się pod nosem. Może tym razem odpuścił Ronowi, ale szybko dowie się, co Weasley robi i dlaczego jest przez to taki przerażony i zażenowany.

       *                      *                     *

Stęchlizna. To było pierwsze, co poczuł, po odzyskaniu przytomności.
Jęknął i odkleił policzek od chłodnego i wilgotnego kamienia.
Uchylił powieki i natychmiast zacisnął je z powrotem. Ciemność. Czyżby oślepł? Przerażony zamrugał kilka razy, aż jego oczy przyzwyczaiły się do mroku i zaczął zauważać coraz więcej konkretnych kształtów oraz widmo światła gdzieś w oddali.
Spróbował wstać z posadzki, jednak silny ból w tylnej części głowy skutecznie mu to uniemożliwił.
Syknął i złapał się za potylicę, opadając na ziemię.
Kiedy łomotanie w czaszce ustało, jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu.
Gdzie on, do cholery, się znajdował?
Ponownie podjął próbę podniesienia się, tym razem o wiele wolniej.
Na drżących nogach ruszył w stronę nikłego blasku, lecz w pewnym momencie przeszkodziły mu... Kraty?
– Co jest...? – mruknął zaskoczony, zaciskając dłonie na metalowych prętach i starając się nimi poruszyć. Bezskutecznie. Wsunął rękę do kieszeni, chcąc wyjąć różdżkę, jednak nie znalazł jej tam. O co tu, kurwa, chodziło? Warknął ze złością i zmrużył oczy, chcąc rozpoznać jak najwięcej szczegółów. Może to był sen?
Przyjrzał się kamiennym murom oraz posadzce. Dokładnie zlustrował wzrokiem swoją celę. Nagle uświadomił sobie, gdzie jest.
O kurwa – było jego pierwszą myślą.

Give me love // Drarry ✔️Where stories live. Discover now