Rozdział 10

1.7K 162 2
                                    

On mnie kocha, wolne żarty nie dam się nabrać. Pamiętam jaki był nie miły, wredny. Za daleko to wszystko poszło, za daleko. Koniec końców, tylko wtedy wstałem i poszedłem do łazienki, a bo co? Koniec końców i tak przyszedł dzień pierwszej misji. Mamy zabić stworzenia mroku tak zwane killers dolls...dziwna nazwa, naprawę... Będę zabijał lalki,  ktoś wie jak zabić lalkę? Bo się przyznam, że ja sam nie wiem. Zess obiecał, że mi pokaże i trzymam go za słowo. Nie chce stać się daniem lalek. 

Od dziś będę poważny...spróbuje niemożliwego. Zawsze trzeba próbować. No tak przynajmniej słyszałem w tych wszystkich filmach, komediach. Jak już mówię o komediach to nienawidzę tych romantycznych. Nie moje gusta. Może dlatego moje życie jest teraz takie nie romantyczne...

-Gotowy- zapytał Zess.

-Oczywiście, że...nie- uśmiechnąłem się lekko, a on zrobił to bardziej pobłażliwie.

Złapał mnie za nadgarstek i sprowadził na dół. Po chwili ruszyliśmy biegiem.

Gdzie on mnie prowadzi?

-Zamknij oczy i spróbuj niezwymiotować...-ostrzegł.

-C...

Nie zdążyłem zamknąć oczu. Poczułem niemiłe skakanie w żołądku. Wszystkie kolory się zmieszały, a w glowie zaczęło wirować jak sokowirówce. Nie wiem ile to trwało, ale napewno z jakieś kilka sekund. Kiedy znów poczułem grunt pod nogami, pierwsze co zrobiłem to złapałem za głowę i upadłem na kolana. Po chwili wydaliłem całą zawartość żołądka na asfalt.

-Ohyda- powiedziałem.

Czuje jakbym miał temperaturę. Zess wziął mnie na ręce.

-Zrobiłeś to specjalnie...-chętnie strzeliłem bym w niego stoma piorunami.

W czasie, kiedy Zess zapewne chciał podać jakieś uniewinnienie, bądź przyznać się winy, rozpadało się i bum. Burza z piorunami. No nie wierzę...mam jakieś moce pogodynki?

-Wkońcu się zjawiliście- powiedział to dość dziecięcy głos.

Patrzę przed siebie i widzę lalkę. Plastikowe ciało, makijaż wyjęty z horror hausu...o ty, aż mi się przypomniał straszny film...moim zdaniem piątka była najgłupsza. Najlepszy moment był wtedy, kiedy ta blondyna otworzyła szafke, a tam ta gruba gosposia siedziała i załatwiała swoje sprawy. A wracając do rzeczywistości to...sprawa jest nieciekawa...wręcz oblesna.

Zess postawił mnie za sobą i zaczął coś mamrotać pod nosem. Coś kombinuje. Jak zawsze?

Powracam! Przepraszam, że rąk długo nie było rozdziału, ale wzialam się w garść. Muszę to, kiedyś skończyć prawda? No...a więc następny pokaże się w nastepna niedzielę. Wrzucam tu regularność rozdziałów. To papa.

Zakon Piątego ^yaoi^Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz