Wtedy, pięć lat temu, po raz pierwszy los postanowił mi sprzyjać. O, miła odmiano. Kiedy już wygrzebałam się otchłani marazmu i braku chęci do czegokolwiek, zaczęłam działać. Mechanicznie i zdecydowanie, powoli zmierzając do celu. Najpierw poinformowałam rodziców, że szkołę średnią zamierzam skończyć w stolicy. Najwyraźniej pusta determinacja w moich oczach nie pozostawiła im wyboru. Chcieli zrobić wszystko, bylebym tylko znowu nie zamknęła się w pokoju na długie, długie tygodnie.

Później zdobyłam przydział na jednoosobowy pokój w czymś, co przypominało akademik. Na początku kobieta z Działu Socjalnego nie chciała nawet słyszeć o podobnym przywileju dla nowej uczennicy, ale granie na emocjach oraz płacz i zgrzytanie zębów najwyraźniej zadziałały. Albo zwyczajnie chciała się mnie pozbyć. Potrafiłam w swoim zmotywowaniu być szaleńczo upierdliwa.

Ten stan rzeczy utrzymywał się mniej więcej przez rok. Całą swoją energię skupiłam na nauce, przyzwyczajaniu się do życia w nowym mieście i niemyśleniu. Nie szukałam przyjaciół, moim jedynym celem było powolne pięcie się w górę, zdobywanie dobrych ocen i punktów, które później miały być decydujące w wyścigu o wymarzone studia. Dlatego z tamtego okresu nie pozostało mi zbyt wiele kontaktów.

Później liceum się skończyło, a moi rodzice sprowadzili się na przedmieścia Londynu. Twierdzili, że tata dostał po prostu lepiej płatną posadę, ale ja wiedziałam swoje. Chcieli trzymać rękę na pulsie i mimo że nie zamierzałam ponownie z nimi zamieszkać – dbać o to, abym nie wpadła w paranoję. I aby przypadkiem pewnego dnia nie znaleźli mnie na podłodze w łazience z podłużnymi, głębokimi rozcięciami na przedramionach.

Nie pytajcie, czy to zdarzyło się już wcześniej. Nie chcę pamiętać nic z okresu, gdy miałam osiemnaście lat.

Od tamtego czasu nie musiałam wracać do Bradford. Moja rodzina była blisko, przyjaciele rozumieli i sami od czasu do czasu przyjeżdżali do stolicy, śmiechem próbując pokryć spojrzenia pełne troski. Potem poszłam na dziennikarstwo, zaangażowałam się w gazetę studencką, powoli przygotowując się do stworzenia własnego projektu.

I poznałam Erica.

A teraz wracałam do miasta, w którym wszystko się zaczęło. I wszystko się skończyło. Powinnam przecież dać radę, prawda? Miałam wszystko. Nowe życie, satysfakcjonujące studia i zaczątek własnej drogi oraz najlepszego mężczyznę przy boku, jakiego tylko mogłam sobie wyobrazić. Spokojnego, stałego i niezmiennego jak to, że po nocy przychodzi dzień, a po zimie rozkwitają na drzewach pierwsze, małe pączki. Który patrzył na mnie z niemal podręcznikowym oddaniem.

Tamtej Elisabeth już nie było. Umarła pięć lat temu, bezużyteczna jak pozostawiony na zakurzonej podłodze pożegnalny liścik.

- Ellie? – Podniosłam wzrok, zdając sobie sprawę, że po raz kolejny tego dnia odpłynęłam. Odnajdując zatroskane spojrzenie zielonych oczu, odnalazłam spokój.

Nie mówiąc nic, podeszłam bliżej i oplotłam jego plecy ramionami, powoli wdychając znajomy zapach. Przez chwilę stał sztywno, zdezorientowany moim nietypowym zachowaniem. Nie byłam raczej typem osoby czułej, która przytulała się ot tak, bez powodu. Najwidoczniej jednak dość szybko sobie z tym poradził, bo poczułam, jak jego dłonie zaciskając się na moich biodrach.

- Na pewno chcesz tam jechać? – Zapytał cicho, ustami muskając moje włosy.

Głęboko odetchnęłam. Czas wziąć się w garść, pojechać tam, przeżyć ślub jednej z najbliższych mi osób najlepiej, jak potrafię i wrócić. Przecież to proste. Dlatego odsunęłam się delikatnie i spojrzałam w górę, tym razem starając się uśmiechnąć szczerze.

- Myślę, że Georgie mnie zabije, jeśli w ostatniej chwili powiem, że się rozmyśliłam, prawda? W końcu jestem cholerną główną druhną, ktoś musi trzymać te wszystkie prezenty.

Odwzajemnił uśmiech, po czym pochylił się i złapał rączkę ostatniej walizki. Ja w tym czasie z wielkim namaszczeniem zdjęłam z drzwi szafy jedną z najważniejszych sukienek tej uroczystości, starając się ukryć lekkie drżenie rąk. Nie ma się czego bać, niemasięczegobać. Przecież nie wróci. Nie wróci.

- Myślisz, że byłaby opcja zwinąć jakiś mały prezencik? Nie wiem... na przykład ekspres do kawy? Au! – Jęknął, kiedy jedna z jego piłek do tenisa trafiła go w tył głowy. – Teraz będę świetnie wyglądał. – Burknął, pocierając dłonią potylicę. – Facet głównej druhny z guzem wielkości pięści. Chyba tego nie przemyślałaś.

- Owszem, przemyślałam bardzo dokładnie. Za chwilę dostaniesz czymś cięższym.

Gdy zamknęłam już drzwi na klucz, odwróciłam się i spojrzałam na samochód Erica, w którym zajmował już miejsce kierowcy. Biała koszula z podwiniętymi rękawami, okulary przeciwsłoneczne, włosy koloru miodu i ten oszałamiający uśmiech z dołeczkami. Pewność, że mnie kocha, mimo wszystkich moich wad, niezrozumiałych zachowań, nieznanej przeszłości. Zaakceptował mnie dokładnie taką, nie drążąc, nie wnikając, ufając, że jeśli nie teraz, to być może w przyszłości otrzyma całkowitą wzajemność. Wygrałam los na loterii, nie rozumiałam, dlaczego, ale właśnie tak się stało.

Pomyślałam, że naprawdę nie chciałabym tego stracić.

Nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo siła wyższa potrafi być przewrotna.

Jestem! Przepraszam! To był naprawdę bardzo ciężki rok, ale szczęśliwie zakończył się bardzo dobrze. Możliwe, że mój styl trochę zardzewiał, za co z góry przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze pamięta i o tym koncie, i o tym opowiadanie. Wiem, że prolog został napisany w narracji trzecioosobowej, ale stwierdziłam, że w dalszej części chciałabym wrócić do formy bardziej osobistej, bliżej bohaterów. Znowu pojawią się różne punkty widzenia. Z góry uprzedzam - to nie będzie opowiadanie, w którym pojawi się prosty podział ról - na dobrego, złego i biedną dziewczynę pomiędzy. Nie o to mi chodzi, chciałabym, abyście każdą postać trochę polubili, trochę znienawidzili, ale jednocześnie czuli podobne rozdarcie, które spotka naszą Ellie. Mam ogromniastą nadzieję, że Wam się spodoba. Nie jest to może najdłuższy rozdział, ich rozmiary będą zresztą zróżnicowane - nie chciałabym czegoś przedłużać, a czegoś bagatelizować bądź upychać zbyt wielu wątków na raz. Dajcie znać, co sądzicie i kogo widzicie w roli Erica :) 

love me blue. I z.m.Where stories live. Discover now