Rozdział ~23

5.2K 299 8
                                    

*POV Ariana*

W ostatniej chwili również złapałam za klamkę mocno ciągnąc w moją stronę. Mężczyzna trzy razy szaronął. Niestety, dla niego, bez rezultatu, a dla mnie ulga. Włamywacz wyszedł z szafy i stanął na przeciwko drzwi od pokoju, które były otwarte. Byłam w takim szoku, że nie umiałam skupić się na niczym co działo się dookoła mnie. Słyszałam jedynie jak jeden krzyczy coś do drugiego i wtedy wspomnienia sprzed trzech dni wróciły. Jeden z nich tam był. To on tam był kiedy się obudziłam. W moich oczach pojawiło się jeszcze więcej przerażenia i łez.

W ciągu dziesięciu minut wpadłam na dosyć dobry pomysł. Musiałam tylko poczekać aż ten dryblas raczy wynieść z mojego pokoju swoje dupsko. Na, tym razem moje, szczęście nie czekałam długo. W momencie kiedy usłyszałam, jak drzwi zamykają się, zaczęłam wdrażać w życie mój amatorski plan.

*POV Justin*

Może i jechałem jak wariat, może i złamałem każdy przepis drogowy, ale miałem to w głębokim poważniu. John chyba też, lepiej dla mnie. Robiłem wszystko aby dotrzeć tam jak najszybciej. W końcu obiecałem to mojemu Aniołkowi.

Staliśmy już pod jej domem od dobrych dziesięciu minut, a ten debil siedzący po mojej prawej, nadal nie pozwalał mi wyjść. Nawet nie pozwolił mi się odezwać. Z sekundy na sekundę stawałem się coraz bardziej niecierpliwy.
- Kurwa John, przysięgam, że jeżeli coś jej się stanie, to ty oberwiesz jako pierwszy! - nie zrozumcie mnie źle, ale jak byście zareagowali gdyby wasza dziewczyna... Znaczy się, wasz mały Aniołek, był w tarapatach, a wasz przyjaciel nie pozwalałby wam do niej iść i jej ratować?! Chore, no wiem! Najgorszy był brak odpowiedzi. Walić to. Działam na własną rękę. Nie czekając na cokolwiek, otworzyłem drzwi i wyszedłem, zostawiając Johna samego w aucie. Odwróciłem się w jego stronę, a ten posłał mi zachęcające spojrzenie.

Głupotą byłoby wejść drzwiami frontowymi, a tylne drzwi byłyby za prostą opcją. To było pewne, że gdybym skorzystał z jednej z tych dwóch opcji, to szybko bym się zdemaskował. Postanowiłem wejść oknem, które było w łazience, na dole. Taa...pewnie zastanawiacie się skąd wiem, gdzie co jest u niej w domu. Uwierzcie, gdybyście przez trzy miesiące tylko na nią patrzyli. To wiedzielibyscie, może, tyle co ja. Zacząłem powoli kierować się w stronę mojego nowego wejścia, kiedy nagle usłyszałem szelest. Ktoś musiał być w krzakach. Kuźwa! Zacząłem iść nadal w stronę kuchni. Znowu ten dźwięk. Teraz było najgorsze bo był róg. Nigdy nie wiesz co za nim jest. Przyspieszyłem kroku i nagle poczułem dosyć mocne uderzenie. Coś lub ktoś wpadł na mnie. Ta osoba to nie kto inny jak moja Shawty. Otuliłem ja jeszcze mocniej. Ona chyba nadal nie wiedziała na kogo wpadła, ponieważ strasznie się szarpała.
- Shhhh kochanie już jest ok. To ja Justin. Jesteś już bezpieczna. - dziewczyna od razu uspokoiła się. Zamiast szampana się, ona wtuliła się w mój tors jeszcze mocniej. Tak bardzo żałowałem, że tak ja wcześniej potraktowałem. Gdyby nie ta cała sytuacja, nie uciekałaby teraz.
- Z-zabierz mnie do domu J-justin - jej głos coraz bardziej załamywał się. Nie zastanawiałem się nawet nad odpowiedzią. Liczyła się tylko ona i jej bezpieczeństwo, a wiadomo, że tylko przy mnie jest bezpieczna. Przy tym prawdziwym mnie. Podniosłem ją tak, aby nogami oplotła mnie w pasie. Jej drobne rączki mocno objęły mnie w szyi.
- Tak bardzo cie przepraszam mała. Gdyby nie ja, nie byłoby tej sytuacji. - Ona znowu miała kłopoty przeze mnie...
- Justin jest dobrze. Jesteś tu. Przyjechałeś. Nie zignorowałeś tego. - Wyszeptała lekko zachrypniętym głośikiem.
- Nie umiem bez ciebie funkcjonować. Jak tylko napisałaś, że się boisz, zerwałem cały dom na nogi. - Obydwoje lekko zachichotaliśmy. To dobrze, nie było aż tak źle, skoro śmiała się z moich słów. Tak bardzo brakowało mi jej cudownego głosu, tego wspaniałego chichotu, tych cudownych oczu, w których zawsze gubię się bez powrotnie, oraz jej małego ciałka wtulającego się w moje.

*POV Ariana*

Nie zostawił mnie. Przyjechał do mnie. Czyli jednak się o mnie boi?

Przytuliłam go najmocniej jak tylko umiałam. Chciałam mu pokazać jak bardzo za nim tęskniłam, jak bardzo mu dziękuję, że tu przyjechał i jak bardzo go kocham...
Wiecie jakie to beznadziejne uczucie, wiedzieć, że on nigdy w 100% nie odwzajemni tego uczucia tak jak ja? Teraz starałam się o tym nie myśleć. Nie mogę mu pokazać tego co do niego żywię.

Musi jednak dostać jakąś nauczkę, za to jak mnie potraktował. Ze mną nie ma tak łatwo Bieber...

Justin poradził mnie na tylnym siedzeniu a sam usiądę na miejscu kierowcy. Obok niego siedział John. Przez chwilę panowała cisza. O dziwo, i jak dla mnie, nie była ona niezręczna. Nie chciałam aby ktoś ją przerywał. Jedynie John posłał mi dosyć porozumiewawcze spojrzenie. Wiedziałam co miał na myśli.
- Nie nie powiem mu tego John. - Nie ydalam z siebie żadnego dźwięku. Poruszała jedynie powoli ustami aby mógł zrozumieć. On jedynie przewrócił oczami i z powrotem wbił swój wzrok w drogę.

Po dwudziestu minutach znajdowaliśmy się pod domem chłopaków. Nie czekając na moich bohaterów, a w zasadzie na mojego bohatera i jego pomagiera, pobiegłam do sypialni Jussa. Po drodze jedynie mruknęłam do Tonniego i Mika szybkie "hej". Wpadłam jak burza do pokoju i pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na wielkie łóżko chłopaka. Nie musiałem długo czekać na niego samego.
- Wygodnie? - Usłyszałam ten cudowny, lekko zachrypnięty głos. W jego przypadku było to niesamowicie seksowne.
- Oj aż za bardzo - mruknęłam z uśmiechem na ustach wtulając się w JEGO poduchę. Poczułam jak materac obok mnie zapada się pod ciężarem chłopaka. Położył się obok mnie. Szczerze? To tak troszeczkę na to liczyłam.

Lezelismy tak już od dłuższego czasu. Żadne z nas się nie odezwalo. Czułam, że nie wiedział od czego zacząć.
- Przepraszam - to jedno słowo wyleciało z moich ust. Justin oparł się na łokciach tak, by mógł na mnie spojrzeć. Podniósł jedna brew, dając mi do zrozumienia, że nie za bardzo wie o co mi chodzi.

Już Ci tłumaczę skarbie

- Przepraszam, że wróciłam do domu. To zabrzmi głupio, ale nie chciałam tego robić. - Nie wiem dlaczego, ale chciałam być z nim szczera. Jego redakcja sprawiła, że w moim brzuchu pojawiło się stado motylków. Pocałował mnie delikatnie w czoło i zamknął w szczelnym uścisku.
- Po prostu nigdy więcej mnie nie zostawiaj... Za bardzo cie potrzebuje Shawty. - Tak. To te słowa, które były odpowiedzialne za lekkie rumieńce na moich polikach. Jeździł swoją dłonią po moich plecach w górę i w dół. Od razu relaksowałam się pod jego dotykiem. Położyłam swoją głowę na jego klatce piersiowej, uważnie przysłuchując się biciu jego serca. Nawet nie wiedziałam, kiedy udałalm się do krainy cudownych snów.

*********************
Nie wiem czy jesteście zadowoleni z rozdział, ale o dziwo ja jestem z niego zadowolona. Nareszcie Justin się trochę ogarnął. Ciekawe czy na długo....

VOTE / KOMENTARZ = MOTYWACJA
💕👑

Greedy//J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz