Rozdział ~4

13.2K 510 38
                                    

*POV Ariana*

...i oparł swoje czoło o moje. Nie wiedziałam co mam robić. Jeżeli zabiorę głowę mogę zostać ponownie uderzona. Natomiast jeżeli nie zabiorę, mogę dać mu tym znak, że będę mu posłuszna. Tak na prawdę ja sama nie wiem co zrobić. Nie mam rodziców, nie mam nikogo. Nie chce o tym myśleć teraz, to zdecydowanie zły moment. Uniosłam powieki i wtedy jego wzrok skrzyżował się z moim. Ciarki przeszły przez całe moje ciało. Nie mogłam przestać patrzeć w jego cudowne tęczówki. Nagle wpił się bardzo namiętnie i zachłannie w moje wargi. Owszem kiedy pierwszy raz zobaczyłam go w całej okazałości, pierwsze o czym pomyślałam to właśnie to, aby mnie pocałował. Natomiast teraz wiem, że to był błąd, dlatego nie oddałam pocałunku. Na szczęście szybko się ode mnie oderwał.
- Zaczynamy zabawę Shawty...- kiedy tylko to powiedział miałam ochotę zacząć krzyczeć.

*POV Justin*

Nie mogłem dłużej wytrzymać. Nie mogłem przestać patrzeć w jej cudowne czekoladowe oczy, i wtedy moje usta zetknęły się z jej, zimnymi wargami. Zrobiłem to z wielką zachłannością i namiętnością, tak jakbym miał nigdy więcej miał tego nie zrobić. Jednak, w środku wiedziałem, że to zdecydowanie nie będzie ostatni taki pocałunek, a ona kiedyś go odda.
- Zaczynamy zabawę Shawty... - Kiedy ja wypowiadałem te słowa z szerokim uśmiechem, i lekko psychicznym wzrokiem, jej natomiast, krzyczał i błagał, żebym jednak jej tego nie robił. Odszedłem od niej aby zgasić wszystkie światła w pomieszczeniu. W momencie, kiedy usłyszałem jej błagania i szloch, zaświeciłem tylko jedną lampę. Dawała ona mało światła, ale znajdowała się tuż nad głową Ariany. Tym sposobem jedyną widoczną rzeczą w pokoju było drewniane krzesło, na którym siedziała zapłakana dziewczyna. Obszedłem brunetkę, tak że znajdowałem się za nią. Moja cudowna księżniczka zaczęła panikować. Nie widziała nic, poza lekkim okręgiem światła, w który się znajdowała, i otaczającej jej ciemności. Stanąłem tuż za nią. Dzieliło nas zaledwie parę centymetrów. Ciemnooka szybko wyczuła moją obecność przy jej ciele i zastygła w bezruchu. Jej oddechy były strasznie krótkie i zdecydowanie za szybkie. Oznaczało to, że się bała, i to bardzo. Wiem, że w jej przypadku nie powinno mi to dawać jakiejkolwiek satysfakcji, ale jednak ją miałem. Wyjąłem naostrzony nóż i przyłożyłem do jej dłoni. Zacząłem bardzo powoli jeździć nim w górę i w dół po jej całej ręce. Nie robiłem tego mocno aby ostrze nie wbiło się w jej skórę...jeszcze.
- Zasady są proste, jeżeli będziesz mi posłuszna, nie skrzywdzę cię. Natomiast jeżeli będziesz stawiała opór, nie licz na litość. - Powiedziałem lekko zachrypiałym głosem do jej ucha. Na jej ciele od razu pojawiła się gęsia skórka. Mimowolnie uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem jak na nią działam. Po chwili niepewności lekko przytaknęła na moje słowa, kiwając głową.
- W tym domu panują pewne zasady. Jeżeli złamiesz jakąkolwiek zostaniesz ukarana. - Nerwowo wciągnęła powietrze ustami.
- Zasada pierwsza:
Nie masz prawa mnie ignorować. Za każdym razem kiedy zadam ci jakiekolwiek pytanie, chce natychmiast usłyszeć odpowiedź.
Do tego oczywiście zawsze kiedy z tobą rozmawiam oczekuję twojej uwagi skierowanej na mnie. Wtedy zawsze masz się patrzeć w moją stronę.
Zasada druga:
Masz mi być posłuszna. Masz stawać przy mnie na każde moje zawołanie, co wiąże się z tym, że musisz robić wszystko co Ci będę kazał. Bez żadnego sprzeciwu
Zasada trzecia:
Jeżeli będziesz przestrzegała dwóch pierwszych zasad, będziesz mogła zawsze ale to zawsze liczyć na moją pomoc. Nie jestem tu po to aby cie zabić, tylko po to aby cię chronić.
Zasada czwarta:
Z każdym problemem, nawet najmniejszym idziesz prosto do mnie. Nie do chłopaków, tylko do mnie. - haczyk był taki, że w tym domu nie ma takich zasad. Zmyśliłem je aby ją sobie podpożądkować, ale także po to aby mogła zobaczyć, że pomimo tego co jej zrobiłem, oraz możliwe,że zrobię, może mi ufać. Zaufanie w tym, przypadku, działa w dwie strony kotku. Kiedy tak mówiłem jej te całe zasady, chodziłem w kółko niej, cały czas jeżdżąc nożem po jej cienkiej skórze. Raz mocniej, ale jeszcze nie na tyle aby się przebić przez nią, a raz lżej.
- I w końcu zasada ostatnia
Zasada piąta:
Zero kłamstw i uciekania. Każda twoja próba okłamania mnie, lub ucieczki skończy się dla ciebie marnie, może nawet boleśnie. - Shawty przełknęła nerwowo ślinę i spojrzała na mnie, tak jak to wcześniej jej powiedziałem.
- Czy wszystko jasne Grande? -
Ona nic nie odpowiedziała, jedynie pokiwała lekko głową. Wtedy, ostrze znajdujące się na jej przedramieniu, przebiło się przez skórę. Normalnie rozcinałbym jej skórę powoli, tak aby czuła większy ból. Natomiast teraz zrobiłem to szybko, żeby był om mniejszy. Ona odchyliła głowę do tyłu, zamknęła mocno oczy i zacisnęła usta w cienką linię. Chciała być twarda. Podobało mi się to. Byłem ciekawy ile czasu potrzebowałaby aby wydać z siebie jakikolwiek krzyk.
- Zapytałem czy wszystko jasne!? - Znowu nic nie odpowiedziała. Niż tym razem wbiłem w jej udo. Samo wybicie ostrza zrobiłem szybko, niestety skórę rozcinałem powoli. Kiedy nie mogła już wytrzymać bólu,otworzyła oczy, z których od razu poleciało sporo łez, a jej wargi z powrotem wróciły na swoje miejsce. Zaczęła mocno płakać i krzyczeć.
- Tak! - słysząc jej głos moja ręka zatrzymała się. Zdjąłem nóż z jej nogi
- Tak co?- oczekiwałem pełnej odpowiedzi
- T-tak wszystko jasne. - Cicho załkała, znowu patrząc w moje oczy.
- Więc teraz, kiedy wiesz, że jestem zdolny do wszystkiego, zacznijmy od początku. Ja wiem już o tobie wszystko ale ty o mnie nic. - Siedziała patrząc się na mnie z obojętnością. Można było wyczuć, że było jej wszystko jedno. Widok mojego Aniołka w takim stanie przerażał mnie. Ciszę z jej strony odebrałem jako zgodę.
- Jestem Justin Bieber, mam 22 lata. Nie będę cię okłamywał, więc po prostu powiem prawdę. Twój ojciec był winien mojemu gangowi sporo pieniędzy. Niestety nie oddał wszystkiego na czas, i bojąc się tego, co możemy mu zrobić, postanowił sam to zakończyć. - Jej źrenice powiększyły się, kiedy tylko usłyszała, że w pewnym sensie to ja stoję za sprawą śmierci jej ojca.
- Pieniędzy nie ma, więc trzeba było załatać stratę w budżecie w inny sposób. Mianowicie mam tutaj na myśli to, że już 3 miesiące temu bym cie porwał, i tak na prawdę już dawno byłabyś martwa. Kiedy zobaczyłem cie pierwszy raz coś mnie w środku ruszyło i powiedziało Ej, stary nie możesz jej tego zrobic. Zrób wszystko aby została. I tak oto jesteś tutaj ciągle żywa. Co prawda zrobiłem Ci krzywdę i uwierz że teraz jak na to patrze jest mi przykro, że cierpiałaś przeze mnie. - uśmiechnąłem się do niej słodko, a za razem próbując ja za to przeprosić.
- Czy to są przeprosiny? - byłem zdziwiony, że się do mnie odezwała. To już coś.
- Zapamiętaj jedna rzecz. Mianowicie Justin Bieber nigdy nie przeprasza. - Kiedy to powiedziałem, ona słodko zmarszczyła nosek. Jej oczy były czerwone i podkrążone. Z jej ręki i nogi sączyła się krew. Spojrzałem z powrotem na jej twarz. Moja uwagę zwróciły jej czerwone usta. Z nich również leciała krew. Widocznie tak mocno zaciskała wargi, unikając krzyku, że zaczęła z nich wypływać czerwona substancja.
- Przydałoby się opatrzeć te rany. - Jej wyraz twarzy id razu uległ zmianie. Moje słowa sprawiły, że poczuła się chyba zakłopotana.

Greedy//J.BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz