- Wstańcie z wysoko podniesionymi rękami i odwróćcie się. Tylko bez żadnych numerów.
Ashton zesztywniał na całym ciele. Bał wykonać się jakikolwiek ruch, wpatrując się tępo w ciemność. Czekał, aż Michael zareaguje pierwszy. On zawsze wiedział, co robić. Po chwili Mike odwrócił głowę w jego stronę i posłał mu znaczące spojrzenie. Ashtonowi tyle wystarczyło. Podniósł się z ziemi na drżących nogach i czekał, aż jego przyjaciel zrobi to sami. Nie chciał się odwrócić. Czuł, że broń wycelowana jest w jego plecy. To sprawiało, że dreszcze przechodziły po jego całym ciele.
Michael podniósł swoje ręce nieco ponad głowę i bez emocji na twarzy odwrócił się do tyłu. Ashtonowi zajęło kilka sekund, aby otrząsnąć się i pójść w jego ślady. Kilka metrów od nich stał chłopak w kapturze, trzymając broń wycelowaną w ich stronę. Ashton poczuł odrobinę pewności siebie, kiedy zdał sobie sprawę, jak bardzo przerażony wydawał się być chłopak. Ręce zaciśnięte na pistolecie trzęsły się, a szyja w świetle padającym ze strony księżyca lśniła od potu. Ashton jednak nie mógł jednak dostrzec jego twarzy, aby ocenić jego wiek.
- Oddajcie swoją broń. - powiedział chłopak, nieudolnie próbując zachować pewny siebie ton głosu.
Ashton sięgnął za pasek, chcąc wyciągnąć pistolet.
- Nie. - wyszeptał przez zęby Michael, tak, aby obcy go nie usłyszał, a Ashton miał nadzieję, że chłopak nie zauważył jego nagłego gestu.
Clifford postawił jeden, mały krok do przodu, wciąż trzymając ręce na widoku.
- Mój karabin leży w plecaku. - powiedział z lekkim, serdecznym uśmiechem, jakby chcąc zdobyć zaufanie nieznajomego.
- Wyjmij go. - odparł tamten.
Michael odwrócił się powoli i nachylił nad plecakiem, aby wyciągnął swoją snajperkę. Gdy już ujął broń w palce, ponownie skierował się twarzą w stronę zakapturzonego chłopaka.
- Połóż go na ziemi. - odezwał się obcy, nadal w nich celując.
Michael posłusznie kucnął i z delikatnym uśmiechem położył karabin na trawie. Wtedy chłopak opuścił swój pistolet, choć nadal trzymał palec na spuście.
- Kim jesteście? - zapytał.
- Jestem Michael, a to Ashton. - wskazał na swojego przyjaciela kiwnięciem głowy. - A ty?
- Luke. - mruknął cicho chłopak, jakby z brakiem zaufania. - Jesteście tu sami?
- Jak widać. Jesteśmy w drodze do Sydney. - odpowiedział Mike, wkładając ręce w tylne kieszenie spodni dziwnie swobodnym ruchem. - Masz obóz?
- Tak. Właściwie jesteśm...
Luke'owi przerwała mu kula z pistoletu, która przeszła na wylot jego głowy. Jego ciało upadło do tyłu z hukiem na ziemię, a pistolet wylądował kilka kroków dalej. Ashton zdusił okrzyk, a wtedy spojrzał na Michaela, który wciąż stał z wyciągniętą przed siebie bronią. Jego twarz wyprana była z emocji.
- Michael... - Ashton czuł, jak narasta w nim jednocześnie przerażenie i wściekłość. - Co ty zrobiłeś?!
Michael spojrzał na niego zdziwiony, jakby to, co przed chwilą zrobił było rzeczą naturalną. Ashton odwrócił się od niego i podbiegł do ciała Luke'a, które leżało kilka metrów dalej. Uklęknął na trawie, pozwalając, aby rosa zmoczyła jego kolana i odgarnął kaptur z twarzy chłopaka. Po prawej stronie jego czoła znajdowała się dziura wylotowa, a strużki krwi spływały po oku i policzku. Ashton zakrył dłonią usta, czując łzy blokujące mu widoczność. Usłyszał, jak Michael cicho podchodzi bliżej niego.
CZYTASZ
broken line → mashton
Fanfiction"Ashton nie bał się śmierci. Bał się, że przeżyje i będzie musiał dalej zmagać się z życiem. Bycie martwym wydawało mu się łatwiejsze". czyli mashton w uniwersum the walking dead