07

15.8K 814 44
                                    

Druga dwanaście. Nie mogłam zasnąć, otulona silnymi ramionami Justina. Leżałam w jednej pozycji, przyglądając się księżycowi. Tęsknota za domem mnie zabijała. Tak bardzo tęskniłam. Chciałam przytulić mamę. Usłyszeć od taty, że jestem jego ''małą dziewczynką''. Pójść na zakupy z Cassidy. Oglądać filmy z Harrym. Pić kawę z Louisem. Boże, zatęskniłam nawet z Holly i Dawidem, ludźmi, których zwykłam nienawidzić. Za nieznośnym budzikiem. Za nudnymi programami w telewizji. Przypalonym popcornem, który robił Harry. Za imprezami, na które wyciągała mnie Cassie. Zatęskniłam za swoim dawnym życiem. Normalnym życiem - zwykłym i nudnym.

O równej trzeciej, wreszcie udało mi się wydostać z ramion śpiącego chłopaka. Zarzuciłam na siebie cieniutki sweterek. Na bosych stopach zeszłam na dół. Rozejrzałam się po całym domu, upewniając się, że wszyscy śpią. Starając się nie robić hałasu, rozsunęłam drzwi do tarasu i wyszłam na zewnątrz. Na dworze było idealnie - nie za ciepło i nie za zimno, żadnego wiatru. Dreptałam cichutko po trawie, poprawiając sweterek. Usiadłam na huśtawce. Miałam stamtąd idealny widok na księżyc. Odpychałam się nogami od ziemi, bujając się do przodu i do tyłu. Nie spuszczałam oka z bezchmurnego, obsypanego jasnymi gwiazdami nieba. Widziałam w nim wszystkich moich bliskich.

- Dlaczego nie śpisz? - usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się i zobaczyłam Fredo, stojącego na werandzie w czarnej koszulce oraz szarych spodniach dresowych. Tak samo jak ja, miał bose stopy.

- Nie mogę zasnąć - mruknęłam. - A ty?

- Ja też - westchnął i usiadł koło mnie. - O czym myślisz?

- O mamie i o tacie. O moich przyjaciołach. Zastanawiam się, czy myślą o mnie.

- Myślą o tobie. Przez cały czas, bez przerwy. Jestem tego pewien.

Oparłam głowę o jego ramie.

- Często nie możesz spać w nocy? - spytał.

- Zazwyczaj jakoś mi się udaje zasnąć. Dzisiaj mam pecha. A ty?

- Ja mam pecha co noc. Muszę brać tabletki, żeby jakoś zasnąć.

- Coś cię dręczy?

- Praca - westchnął. - I... nie, tylko praca.

- Co jest nie tak z twoją pracą?

- Chyba domyślasz się, jak pracujemy - westchnął.

- Och - wyleciało mi z ust. - No tak, przepraszam.

- Nie przepraszaj - zaśmiał się cicho. - Nie masz za co. W tej branży zazwyczaj najlepiej sprawdzają się ludzie z dobrą psychiką. Trzeba w końcu umieć jakoś wytrzymać widok cierpiących ludzi. Mam na myśli-

- Wiem, co masz na myśli. Ale... dlaczego właściwie tutaj jesteś, skoro to dla ciebie trudne?

- Umm - podrapał się po karku. - Nie wiem, czy chciałabyś tego wysłuchiwać.

- Jeśli to nie jest problem... chciałabym posłuchać.

Westchnął.

- Od dziecka miałem ciężko w życiu - zaczął nie odrywając wzroku od czarnego nieba. - Musiałem opiekować się dwoma młodszymi braćmi i siostrą. Moja mama ciężko chorowała, była, że tak to ujmę... rośliną. Nie mówiła, nie ruszała się samodzielnie. Miała wylew krwi do mózgu i wtedy wszystko spadło na moją głowę. Byłem młody i głupi, nie potrafiłem ogarnąć tego wszystkiego, chociaż bardzo się starałem. Moje rodzeństwo potrzebowało nowych książek, ubrań i jedzenia, wszystkie zarobione pieniądze szły na to, w końcu byli młodzi i powinni zajmować się nauką. Starali się mi pomagać w miarę swoich możliwości, ale to nie wystarczyło, żeby zapłacić za rehabilitację i pełne leczenie mojej matki. Mój ojciec na pewno by nam pomógł, gdyby żył. Został zastrzelony podczas napadu na bank. Znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Po szkole chodziłem do pracy, żeby mieć też na czynsz. Musiałem spłacać go sam i to było ciężkie, bo nikt nie mógł przecież wiedzieć, że mieszkam sam jako nieletni z trójką rodzeństwa.

Spojrzał na mnie na chwilę. Widziałam, w jego oczach smutek. Wysilił się na słaby uśmiech, a ja chcąc go wesprzeć, złapałam go za dłoń. Pogładziłam ją pocieszająco i posłałam mu delikatny uśmiech.

- Wtedy to się stało - mruknął spuszczając głowę. - Wpadłem w kiepskie towarzystwo. Myślałem, że chcą mi pomóc, ale się pomyliłem. Byłem dealerem, żyjąc w przekonaniu, że za sprzedawanie, dadzą mi jakąś wypłatę, choćby małą część. Rozczarowałem się, kiedy powiedzieli mi, że już mnie nie potrzebują i mogę wracać do domu, bo wykonałem kawał dobrej roboty. Byłem wkurzony. Przez cały miesiąc sprzedawałem obcym i niebezpiecznym ludziom prochy, nie dostając za to nic. Przecież narażałem swoje życie. Postawiłem im się, bo nie chciałem, żeby tak to wyglądało. Czułem się bardzo oszukany i nie mogłem spać po nocach, czując się winny. Byłem głupi, ufając obcym ludziom. Żałowałem, że w ogóle ich poznałem. Oni brali mnie za naiwnego dzieciaka. Nachodziłem ich, a to sprawiło, że się denerwowali na mnie. W końcu kto by się nie denerwował, gdyby do ich miejscówki codziennie przychodził chłopiec, błagający o pieniądze? Byłem zdesperowany, by je mieć. Chciałem pomóc swojej rodzinie, a jedyne co dostałem w zamian to kopnięcie w dupę. Naraziłem im się i to bardzo. Później tego żałowałem, bo mnie pobili. I jestem pewien do dzisiaj, że gdyby nie Ryan i Chris, pewnie już bym nie żył. Ledwo kontaktowałem, gdy odciągnęli ode mnie tych bandytów. To dziwne, kiedy nazywam tak ludzi, do których obecnie jestem bardzo podobny. Ale ja byłem gówniarzem, a oni dorosłymi ludźmi. W przeciwieństwie do nich aktualnie nie zajmujemy się mordowaniem małolatów. W końcu zostałem oszukany przez nich, powinni ponieść za to jakąś karę. Ryan i Chris mi pomogli. Nie ufałem im, po ostatnich wydarzeniach, ale przez kolejny miesiąc, sprawili, że zacząłem nowo otwierać się na ludzi. Zacząłem traktować ich jak braci. Oni chodzili ze mną do pracy i również ciężko harowali na moją matkę oraz moje utrzymanie. Teraz jestem im za to dozgonnie wdzięczny. W odstępie czasowym poznaliśmy Chaza. Miał również ciężką sytuację życiową. Był bity przez rodziców. Nie miał rodzeństwa, ani dalszych krewnych, więc nikt nie mógł mu pomóc. Podaliśmy mu swoją dłoń. W czwórkę chcieliśmy zrobić coś ze swoim życiem. Ciężko pracowaliśmy, by dojść do tego miejsca, w którym teraz się znajdujemy.

- A Justin? - zapytałam.

- Justina poznaliśmy kilka miesięcy później - uśmiechnął się.

- Ale co z jego życiem? Jakie ono było?

- Wybacz, ale to jego powinnaś o to zapytać. Jeśli ci tego nie powie teraz, to daj mu czas. Ciężko mu mówić o takich sprawach.

- Rozumiem - mruknęłam. - Dziękuję, że mi to powiedziałeś, Fredo.

- Rozmawianie z tobą to sama przyjemność - uśmiechnął się szeroko, a ja zrobiłam to samo.

- To miłe - zarumieniłam się spuszczając głowę.

Przez kolejne dziesięć minut, siedzieliśmy i po prostu rozmawialiśmy o głupotach. Na prawdę lubiłam Alfredo. Był bardzo miłym chłopakiem, wrażliwym.

- Robisz się śpiąca - stwierdził przyglądając mi się, kiedy ziewnęłam.

- Tak, przepraszam.

- W porządku, ja też pójdę już spać.

Wstaliśmy z huśtawki i podążyliśmy do wnętrza domu. Oboje jeszcze przed snem napiliśmy się wody niegazowanej i rozeszliśmy się do swoich pokoi.

- Dobranoc Fredo.

- Dobranoc Ari, śpij dobrze.

* * *

Dzień dobry! :)

Jak wam mijają wakacje?
Co myślicie o relacji Ari z Fredo? Będzie coś z tego? ;)

Obsession / jarianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz