05.

314 42 11
                                    

Rano obudził go budzik, sygnalizujący o tym, że jest siódma i trzeba wstać do szkoły. Harry'emu bardzo to się nie spodobało. Mimo iż cały wczorajszy dzień przespał, czuł się jak wrak człowieka i z chęcią spałby dalej. Jednak silne promienie słońca wpadające przez okno do jego pokoju, nie dawały mu wyboru. Musiał wstać. Przetarł dłońmi twarz i wstał z łóżka. Podszedł zaspanym krokiem do szafy i wyjął czarne rurki. W sumie cała jego szafa składała się tylko z takich. Do tego wybrał granatowy t-shirt z napisem "vas happening". Ledwo wstał, a miał już dość. Przez ten rok zdążył już zapomnieć jak to jest mieć kaca. Zadał w myślach sobie pytanie: jak mógł tak codziennie? Nie znał na nie niestety odpowiedzi. Chciał już o tym zapomnieć raz na zawsze. Po porannym prysznicu i toalecie zszedł na dół ubrany w świeże ciuchy. Miał szczęście, bo Anne wyszła dziś wcześniej do pracy, zostawiając mu jajecznicę na blacie z karteczką. Wziął ją i powoli zaczął czytać.

"Harry, musiałam dziś wcześniej wyjść, wrócę około północy, więc nie czekaj. Kocham Cię, smacznego. Mama :)"

Westchnął z ulgą po przeczytaniu. Przynajmniej spędzi cały dzień na leżeniu przed telewizorem lub po prostu prześpi go. Szybko zjadł śniadanie i ubrał trampki. Wyszedł z domu, wcześniej zamykając drzwi na klucz i zaczął iść w stronę szkoły. Miał spory kawałek do niej, ale wolał zawsze iść sam chodnikiem. Nie lubił strasznie zatłoczonych autobusów. Wsadził słuchawki w uszy i gdy usłyszał pierwsze słowa swojej ulubionej piosenki Bring me the horizon - follow you od razu uśmiech wszedł na jego usta. Ta piosenka wyrażała wszystkie emocje, które chciałby kiedyś przekazać tej jedynej osobie, z którą będzie chciał spędzić resztę swojego życia. Z pewnością kiedyś to się stanie.

Gdy dotarł, wchodząc do szkoły, zauważył przy szafkach ostro dyskutującego Liam'a z Demii. Zaśmiał się pod nosem na widok wczuwającego się chłopaka. Podszedł do nich powoli.

- Liam, bo ci żyłka z czoła pęknie. - zaśmiał się pod nosem wraz z brunetką.

- Również miło mi cię widzieć Hazz. - przewrócił oczami brązowooki, na co loczek ponownie zachichotał.

- Idziesz z nami dzisiaj po lekcjach do kina? - brunetka zwróciła się do Harry'ego z uśmiechem.

- Mam dzisiaj wolny dom, bo mama wróci późno, więc wolę..

- Masz wolny dom? To zamawiamy pizze i wpadamy do ciebie! - zaklaskała w dłonie dziewczyna. Gdy chciał już coś powiedzieć, zadzwonił dzwonek na lekcję. Westchnął zrezygnowany i razem z Liam'em podążał w stronę klasy. Z jednej strony planował spędzić dzisiejszy dzień na spaniu, ale z drugiej strony lubił spędzać każdy wolny czas z nimi. Mimo, że często go denerwowali, to byli jego najlepszymi przyjaciółmi. I jedynymi.

Weszli do klasy i usiedli na swoich miejscach. Harry jak zwykle w ostatniej ławce, a Liam przed nim. Wszyscy się wypakowali i lekcja się zaczęła. Jednak Harry miał inne zajęcie. Kreślił różne serduszka z tyłu zeszytu, a myślami był daleko od realu. Myślał o Louis'ie. Jest dziś w szkole? Co miałby mu powiedzieć, jeśli by go zauważył? Harry tak naprawdę nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Wiedział jedno. Mimo, że go nie zna dobrze, to bardzo go polubił. Jednak coś w tym wszystkim mu nie pasowało. Nie wiedział jeszcze co, ale był prawie pewien, że w końcu się dowie.

Lekcje bardzo szybko mu minęły i zanim się obejrzał, szedł wraz z Liam'em i Demii w stronę jego domu. Cieszył się na spokojny wieczór z dwójką przyjaciół.

Gdy dotarli do domu Harry'ego, wszyscy rozsiedli się w salonie na kanapie. Zamówiona wcześniej pizza dotarła akurat, gdy film się zaczął. Brunet niezbyt przepadał za tego typu filmami. Miał później różne zwidy, lecz dziewczyna się uparła, a ją ciężko namówić do czegoś innego. Spędzili razem naprawdę wspaniały wieczór, śmiali się do łez z żartów Liam'a, rozmawiali przez cały film. Nie było minuty, w której nie dało się usłyszeć któregoś z ich śmiechu. Harry uwielbiał takie wieczory. Zapominał wtedy dosłownie o wszystkich swoich zmartwieniach. Liczył się tylko on, dwójka przyjaciół i ich niezastąpiona przyjaźń.

Dangerous || Larry StylinsonWhere stories live. Discover now