Chapter 6.

1.8K 189 55
                                    

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆


Harry Potter. Niedzielny wieczór, godzina około 22:00. Sypialnia czwartorocznych Gryfonów.


Harry Potter siedział na swoim łóżku oparty o ścianę. Ciemne kotary odgradzały do od reszty chłopców szykujących się ze snu, a sam Harry, jak to miał ostatnio w zwyczaju, rozmyślał. Przez ostatnie kilkanaście (a może kilkadziesiąt?) minut miał w głowie zbliżające się kolejne zadanie Turnieju - o czym dość dosadnie przypomniała mu wcześniej Hermiona. To jednak ulegało zmianie od kiedy do jego głowy wpadły wspomnienia sprzed tygodnia.

Zdecydowanie zbyt wiele myślę o cholernym Malfoyu.

Przypominając sobie niemal radosne spojrzenie, które chłopak wymienił ze Ślizgonem tydzień wcześniej, robiło mu się słabo. Oni się do siebie nie uśmiechali! Coś takiego nie miało prawa mieć miejsca i Harry przez cały ten tydzień głowił się, co takiego się zmieniło. Owszem, nie należał do ludzi zbyt spostrzegawczych czy inteligentnych, ale mimo wszystko potrafił wyciągać wnioski.

Tylko, że tutaj nawet do niczego nie doszło! Kilka listów, swoją drogą niezbyt przyjacielskich, dwie drobne wpadki, i co? To ma być powód do porzucenia ponad trzyletniej nienawiści? I może jeszcze mają to zamienić na przyjaźń? Niedoczekanie!

Potter ponownie sięgnął po list, z którym wiązały się wszystkie jego przemyślenia, i przeczytał go po raz... przestał już nawet liczyć, ile razy odczytywał te same słowa. Wystarczy, że znał tę treść niemal na pamięć.

Nagle naszła go pewna myśl. Nie odpisze. Odpuści sobie całą tą szopkę i nie będzie miał się czym zamartwiać. Przecież to takie proste i logiczne.

✖✖✖✖

Mimo decyzji, którą podjął poprzedniego wieczoru, Harry wciąż czuł się niepewnie. Siedząc na śniadaniu uparcie próbował nie patrzeć na pewnego blondyna w szatach Slytherinu, a przez dwie godziny Zaklęć jedynie wiercił się i próbował skoncentrować na wykładzie (podstawowe zaklęcia uzdrawiające), albo chociaż uspokoić. Oczywiście bez żadnego skutku.

Przez cały dzień Ron posyłał mu dziwne spojrzenia. Trochę ciekawości, trochę zdziwienia, rozbawienia... wszystko i nic. Potter po prostu je ignorował. Skoro przyjaciel nie pytał, to najwyraźniej nie chciał wiedzieć. A on nie miał ochoty z nikim o tym rozmawiać. W końcu nadal nie wspomniał o swojej korespondencji z Malfoyem, i nie zamierzał tego zmieniać.

✖✖✖✖

W czasie kolacji w końcu doszło do konfrontacji. Oboje, Ronald i Hermiona, wpatrywali się w czarnowłosego chłopca przez dobrych kilka minut, aż ten w końcu nie wytrzymał.

– Coś się stało czy mam coś na twarzy? – zapytał, nie ukrywając lekkiej irytacji.

– Nie, Harry. Po prostu się martwimy – Hermiona posłała mu spojrzenie, które faktycznie pokazywało zmartwienie.

– Widać, że o czymś nam nie powiedziałeś. A przecież jesteśmy przyjaciółmi! – Ron był prawdziwym Weasleyem. Jego emocje były silne, ale i szybkie. Szybko się obrażał i równie szybko mu przechodziło.

– Ja... Eee... – Harry starał się naprędce znaleźć jakąkolwiek wiarygodną wymówkę. Nachylił się lekko, dając znać pozostałym, że mają zrobić to samo, bo nie chce być podsłuchanym. – Nadal nie dostałem odpowiedzi od Łapy. Zastanawiam się tylko, gdzie teraz jest i czy nic mu nie grozi.

Odetchnął z ulgą widząc, że przyjaciele mu uwierzyli. Nie chciał ich oszukiwać, w końcu byli dla niego najważniejsi na świecie. Po prostu unikał narzekania Rona i długich kazań Hermiony. Tak.

Dalsza rozmowa potoczyła się gładko, chociaż Harry wciąż musiał być czujny, co wcale nie było łatwe. Był zbyt przyzwyczajony do relaksu i rozluźnienia.


✖✖✖✖


Potter,

zdaje mi się, że nie jesteś odpowiednią osobą, by oceniać innych. Nie wiesz o mnie zupełnie nic, więc nie masz żadnych podstaw, by mówić mi, jaki jestem, czego mam zbyt wiele, a czego mi brakuje. Ale mogę ci powiedzieć, że moja samoocena wcale nie jest tak wysoka, jak Ci się wydaje. Musisz wiedzieć, że ludzie potrafią kłamać i oszukiwać. A ja do tego jestem wyjątkowo dobrym aktorem.

Doskonale wiem, że wszystkie te Twoje sukcesy nie są wcale tylko Twoje. Bez Granger i Weasleya byłbyś nikim - tak samo, jak oni bez Ciebie. Świetnie się dobraliście, doprawdy. To Cię jednak nie upoważnia do pouczania mnie. Ponownie, nic o mnie nie wiesz, więc mówienie mi, że nie znam uczucia przyjaźni jest bezcelowe. Nie chcę nawet tego komentować.

Oczywiście, że nie jesteś w stanie zmusić mnie do czegokolwiek. Jestem Malfoyem i sam decyduję, czego chcę. I Ty nie masz na to żadnego wpływu, Potter. A w tej sytuacji nie mam niczego do zyskania, więc równocześnie niczego nie stracę, a i tak będę na wygranej pozycji.


Draco L. Malfoy


PS Moje mniemanie o sobie jest odpowiednie. Zdaje się, że uczepiłeś się oceniania mnie. A sądziłem, że Wybraniec powinien być lepszą osobą.


☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆


A/N: Tym razem dużo krócej, i kolejne rozdziały będą wyglądały podobnie. Uznałam, że powinnam lekko przyspieszyć akcję, a rozpisywanie się na półtorej tysiąca słów wcale mi w tym nie pomaga. Poza tym pisanie z perspektywy Harry'ego nie jest dla mnie zbyt proste. Wybaczcie mi!

Co do czasu... cóż, muszę przystać, że ostatnio nie czułam się najlepiej. Trochę choruję i spędzałam przy komputerze dużo mniej czasu, poza tym musiałam poprawić trochę ocen, no i sama wena wzięła sobie przedwczesne wakacje. Miałam duuużo chęci do pisania, ale kiedy wszystko było już gotowe, jedynie wpatrywałam się w ekran i nie potrafiłam nic zrobić. Ale próbowałam, przysięgam!

Mam nadzieję, że nadal jest to do zaakceptowania. Kocham Was! 

PS Muszę przyznać, że ilość komentarzy i wyświetleń bardzo mi pomaga. Cieszę się, że ktoś docenia moją pracę i to zawsze sprawia, że chcę dla was pisać więcej i więcej. Jesteście wspaniali, jeju. Wysyłam wam wszystkim cukierki i tulę mocno!

Listy | DrarryWhere stories live. Discover now