Chapter 5.

2K 191 70
                                    

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆


Draco Malfoy. Sypialnia czwartorocznych Ślizgonów. Piątek, późne popołudnie, około 19:00.


Draco siedział na swoim łóżku, opierając się plecami o ścianę. Wpatrzony był w podręcznik eliksirów leżący na jego kolanach. Eliksiry były jedynym przedmiotem, któremu poświęcał dobrowolnie tyle wolnego czasu. Nie potrzebował żadnych testów ani egzaminów, by wziąć książkę i uczyć się właściwości różnych składników czy przepisów na ponadprogramowe eliksiry.

Ale to nie działało z żadnym innym przedmiotem.

Po jakimś czasie książka została zamknięta i odłożona na stolik. Draco przeciągnął się niczym kot, i podszedł do swojego biurka, wyjmując z szuflady kilka słodkości. Nie poszedł na kolację, bo tego dnia dostał od rodziców paczkę, a że wieczorem nie jadał zbyt wiele, wystarczyło mu kilka Czekoladowych Żab czy innych łakoci.

Liżąc lizaka chłopak usiadł przy stoliku i położył przed sobą list od Pottera. Chciał na niego odpisać już tego samego dnia, w poniedziałek, ale leżąc w łóżku i zastanawiając się nad tym, co powinien napisać, przypomniał sobie twarz Wybrańca i ulgę w jego oczach, kiedy sowa dostarczyła przesyłkę. Postanowił i tym razem trochę się z nim podroczyć, dlatego przeciągał to aż do końca tygodnia. Jednak koniec tygodnia nadszedł niepodziewanie szybko, więc chcąc-nie chcąc Draco w końcu musiał zabrać się za to, co do niego należało.

Ale właśnie, czy napewno musiał? Blondyn zastygł na chwilę w bezruchu, zastanawiając się nad tą jedną, z pozoru prostą rzeczą. Czy uznawał odpisywanie Potterowi za swój obowiązek? Dlaczego odpisywał mu na każdy list, przyglądał mu się, kiedy go odbierał, wyczekiwał przesyłek od Złotego Chłopca?

Po chwili otrząsnął się z letargu, odsuwając od siebie wszystkie tego typu myśli i postanowił nie głowić się nad tym, póki nie ma ku temu powodu. Po co miał się męczyć, kiedy to wcale nie było potrzebne? Z tą myślą przysiadł przy biurku, standardowo przygotował wszystkie potrzebne rzeczy i zabrał się do pracy.

Tym razem poszło mu wyjątkowo szybko - po kilkunastu minutach wszystko było gotowe, a Draco mógł ponownie zagłębić się w lekturze. Odłożył list do torby, by pamięta o jego wysłaniu, chwycił kilka karmelków i wrócił do łóżka, jakby wcale nie zmieniał pozycji, i tylko mlaśnięcia, które było słychać od czasu do czasu zdradzały, że coś się zmieniło.

Niedługo później Ślizgoni zaczęli wracać z kolacji. Najpierw można było usłyszeć szmery dochodzące z pokoju wspólnego, a kilka chwil potem drzwi dormitorium otworzyły się i stanął w nich Zabini.

– Draaaaaco – mruknął przeciągle, rzucając się na łóżko chłopaka i strącając jego podręcznik na podłogę. – Chyba się za tobą stęskniłem - zażartował, ostentacyjnie obejmując go w pasie i wtulając się w jego klatkę piersiową.

– Chyba sobie żartujesz, Blaise. – Draco odepchnął przyjaciela od siebie. – Odczep się – rzucił jeszcze, po czym skopał go z łóżka, aż ten wylądował na podłodze.

– Ale Draco! - Chłopak wydął dolną wargę i wyciągnął ręce w dramatycznym geście. – Nie opuszczaj mnie, mój bohaterze!

– Chyba ci na mózg padło - odpowiedział spokojnie Malfoy, nawet nie spoglądając na przedstawienie, które odgrywało się za jego plecami i nadal szukał czegoś w kufrze. – Idę się umyć.

I w ten sposób Zabini został, z lekko zaskoczoną miną, a Draco oddał się przyjemnej czynności, jaką była gorąca kąpiel.

✖✖✖✖

Listy | DrarryWhere stories live. Discover now