Chapter 3.

2.2K 220 27
                                    

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆


Draco Malfoy. Hogwart, dormitorium Slytherinu. Poniedziałek.


Draco zawsze lubił weekendy. Mógł się wyspać, spędzić czas z przyjaciółmi, jeść kiedy chciał... do tego nie musiał myśleć o nauce. A co najważniejsze - nie był zmuszony do oglądania strasznych twarzy uczniów Gryffindoru. Doceniał te dwa dni w tygodniu, które dawały mu tak wiele przyjemności. Jednak wiadomo: wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.

Kolejny tydzień był dla Malfoya istną katorgą. Już od długiego czasu nie poświęcił tylu godzin na naukę i myślenie. Lubił łatwe i praktyczne rozwiązania, a takich nie dało się stosować w teście z historii magii czy egzaminie z zielarstwa... którego zupełnie nie rozumiał. O ile eliksiry nie sprawiały mu żadnej trudności, o tyle zielarstwo było dla niego czymś z zupełnie obcej galaktyki. No cóż. Jedynym plusem całego tego tygodnia był brak obowiązkowych treningów quidditcha. Gdyby musiał pojawiać się także tam, padłby z wycięczenia.

Mimo tego wszystkiego, jak na Malfoya przystało, Draco wyszedł bez szwanku i kolejny weekend rozpoczął z podniesioną głową. Co nie zmienia faktu, że przespał niemal całą sobotę.

Wychylił się ze swojego dormitorium dopiero w niedzielne popołudnie. Wszyscy z jego rocznika wglądali niczym inferiusy - każdy starał się, jak mógł, by nie zawalić żadnego przedmiotu; profesor Snape był bardzo wymagający, jeśli chodziło o poziom nauki jego podopiecznych. Przez wygląd swoich kolegów i koleżanek blondyn czuł się jeszcze lepiej. Jako jedyny miał talent do szybkiego zapamiętywania informacji oraz odzyskiwania dobrej kondycji tylko poprzez wysypianie się, jak każdy Malfoy. To zawsze dodawało mu pewności siebie.

Do wieczora siedział w Pokoju Wspólnym razem ze swoimi przyjaciółmi, śmiejąc się i relaksując po okropnym tygodniu. Nigdy nie narzekał na to, że musi się uczyć bo wiedział, że robi to wszystko dla siebie i swojej przyszłości, mimo to bywały chwile, kiedy był po prostu zmęczony i potrzebował relaksu. Był nie tylko Malfoyem, ale też człowiekiem.

Dopiero, kiedy wrócił do swojego dormitorium, przypomniał sobie o liście. Leżał już w łóżku, czysty i gotowy do snu, kiedy do głowy znikąd wpadła mu myśl o wiadomości od Pottera. Po krótkim przemyśleniu uświadomił sobie, gdzie ów list powinien się znajdować, toteż z niemałym wysiłkiem podniósł się z ciepłego już łóżka i szybko skierował się ku biurku, by poszukać wszystkich rzeczy - listu, pergaminu, pióra, atramentu. Rozwinął pognieciony już lekko pergamin, przejechał po nim dłonią by jako-tako go wyprostować, i od razu zabrał się za lekturę, Jak zwykle, nie musiał poświęcać temu zbyt wiele czasu, gdyż wszystkie listy miały podobną długość. Na koniec delikatnie się uśmiechnął, po czym bez zbędnego ociągania się zaczął pisać odpowiedź. W końcu spieszyło mu się z powrotem do łóżka.

Pierwszy raz uwinął się z tym tak szybko, co nawet samego Draco lekko zdziwiło. Co jeszcze dziwniejsze, zaczynało mu to wszystko sprawiać coraz większą przyjemność... Zabawna sprawa. Chłopak postanowił jednak na razie nie zgłębiać tego tematu, odłożył tylko list do swojej torby, pozostałe rzeczy także ustawił na swoim miejscu, i szybko uciekł do łóżka, zakopując się w cieplutkiej kołdrze i zasypiając niemal od razu.

Następnego dnia, w poniedziałkowy poranek, wszystko wróciło do swojego klasycznego trybu istnienia. Niezliczone ilości uczniów przelewały się przez korytarze zamku; pędzili do odpowiednich klas na swoje zajęcia, biegli do dormitorium po zapomniane eseje, w pośpiechu powtarzali notatki na najbliższe testy... a czwartoroczni Ślizgoni odetchnęli z ulgą i spokojnie zmierzali na zajęcia z transmutacji. Wszystko było tak, jak być powinno, nawet Draco od czasu do czasu uśmiechał się i włączał do rozmowy z przyjaciółmi.

Listy | DrarryWhere stories live. Discover now