XI

2K 191 20
                                    

Otworzyłem oczy i uświadomiłem sobie, że mam twarz mokrą od łez. Mur Nogitsune nadal drgał.
Powoli podniosłem się z łóżka. Spojrzałem na telefon. Było po dziewiątej na wieczór. Przespałem prawie cały dzień. I ten sen.
Szybko wybiegłem z pokoju. Musiałem zająć czymś myśli. Przez to wszystko co się ostatnio działo we mnie i wokół mnie, byłem bardzo rozdrażniony.
W salonie wpadłem na Theo.
- Hej. - przywitałem się.
- Em...hmm. - burknął i odszedł.
Zdziwiło mnie to, więc poszedłem za nim.
- Co ci? - zapytałem, śledząc go aż do kuchni.
- Nic. - mruknął pod nosem.
- No powiedz. Jesteśmy przyjaciółmi. - odparłem.
Podniósł na mnie wzrok.
- Przyjaciółmi? Nie traktujesz mnie jak przyjaciela. - wypomnał mi.
- O co ci chodzi?! - wybuchłem.
- Wiesz! Lepiej będzie jak się wyprowadzę! - wykrzyczał.
- Wczoraj się wprowadziłeś! -  uśmiechnąłem się lekko.
- I co z tego?! Zabieram ze sobą Malię. Nie chcę żebyś ją zabił. - powiedział.
Tego było już za wiele. Zamachnąłem się i uderzyłem go w twarz.
Theo złapał się za brodę, patrząc na mnie z szokiem.
- Przepraszam. - naprawdę tego żałowałem.
- Wychodzę. - oznajmił i skierował się do drzwi.
Zostałem sam. Co się ze mną dzieję? Powinienem go zabić i się z tego śmiać. A ja go przepraszam! Wogóle to co w niego wstąpiło?! Wyglądało to tak jakby chciał, żebyśmy się pokłócili. To było dziwne. Muszę z nim porozmawiać! Teraz!
Nie zastanawiając się dłużej, wybiegłem z domu by po chwili wsiąść do jeepa.
Jak na złość w połowie drogi do domu Theo, auto zaczęło zwalniać. Dopiero teraz spojrzałem na deskę rozdzielczą. Wskazywała brak paliwa. To było jeszcze dziwniejsze niż kłótnia z Theo. Wysiadłem z samochodu i podniosłem maskę. Sprawdziłem poziom oleju suchym patykiem zabranym z szosy. Jego też nie było. Ktoś chciał abym nigdzie nie dojechał.
Zrezygnowany przysiadłem na drodze, opierając się o mojego jeepa.

 Zrezygnowany przysiadłem na drodze, opierając się o mojego jeepa

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Z oddali dostrzegłem światła nadjeżdżającego samochodu.

SCOTT

Siedzieliśmy w klinice Deatona i czekaliśmy na Theo. Bałem się że nic z tego nie wyjdzie i stracę przyjaciela na zawsze. Jednak była nadzieja. Theo mówił, że bariera między Stilesem a jego duszą zaczyna pękać. To dobry znak. Tylko teraz żeby nic się nie stało złego. Bo wtedy mógłby wzmocnić swój mur. Przynajmniej tak twierdzi Deaton.
- Jestem. - wszedł Theo.
Zerwałem się z miejsca.
- I co? - zapytałem.
- Przez twój głupi plan oberwałem w twarz! - poskarżył się - Ale podziałało i nawet mnie przeprosił. - odparł dumnie.
- Dobra. Ale napewno jest w domu? - spytałem.
- Ta. Uziemiłem go. Nigdzie se nie pojeździe. - odparł zadowolony z siebie.
- Świetnie! W takim razie....- spojrzałem na Lydię.
- Okej. - westchnęła i wyciągnęła telefon.

STILES

Auto zatrzymało się koło mnie, a z niego wysiadł nieznajomy mężczyzna.
- Pomóc? - zaproponował.
- Taa..ma pan olej? - zapytałem - I trochę benzyny? - dodałem po chwili.
- Z olejem nie będzie problemu, ale z benzyną...- odparł.
- Fakt. Nikt nie wozi benzyny w samochodzie. - puknąłem się w czoło.
Mężczyzna roześmiał się. Po chwili poszłem w jego ślady.
- Jestem Stilinski. - podałem mu dłoń z uśmiechem.
- A ja Donovan. - przywitał się ze mną.
Przestałem się uśmiechać i odwróciłem tyłem do niego, opierając się o otwartą maskę mojego jeepa.
- Hej? W porządku? - zapytał.
W pięć sekund odbudowałem mur, po czym jeszcze go umocniłem. Poczułem się jak dawny Void Stiles.
- Tak. - odpowiedziałem - Wszystko jest idealnie. - uśmiechnąłem się do siebie.
Uderzyłem go z całej siły.

Pierwszy raz od kilku dni czułem się świetnie

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Pierwszy raz od kilku dni czułem się świetnie. W końcu miałem ochotę kogoś zabić. W końcu byłem sobą.
Przykucnąłem przy Donovanie. Był przytomny, ale twarz miał całą we krwi. W tym momencie zadzwonił mój telefon.

Stiles: Jestem zajęty.

Lydia: Stiles?! Stało się coś strasznego!

Stiles: Znowu zgubiłaś kota?!

Zaśmiałem się. Przerwał mi głośny jęk mężczyzny.
- E..e..e. Nie wtrącaj się w rozmowę. - zakryłem mu usta dłonią.

Lydia: Stiles?! Kto tam jest?!

Stiles: Oh, to tylko umierający Donovan. Mówiłem, że jestem zajęty.

Rozłączyłem się. Przyjrzałem się dokładnie ciału leżącemu przede mną.
- Nie będziesz zły jak pożyczę twoje auto? - zapytałem z uśmiechem.
Donovan zachłysnął się własną krwią.
- Jest z tobą źle stary. - powiedziałem do niego - Pozwól, że ci pomogę. - roześmiałem się.
Wstałem i wsiadłem do auta Donovana. Ruszyłem z piskiem opon przejeżdżając po jego ciele.
Jak za starych, dobrych czasów! - pomyślałem.

LYDIA

Wzięłam głęboki oddech. Muszę to zrobić. Dla niego.
Wybrałam numer. Po trzech sygnałach usłyszałam jego głos. Jestem zajęty. Zdziwił mnie jego lodowaty ton, ale postanowiłam zrealizować nasz plan. Powiedziałam mu więc, że stało się coś strasznego. Jeszcze bardziej zdziwiła mnie jego odpowiedź. Śmiał się ze mnie. Śmiał się z tamtej sytuacji z kotem. A przecież to było takie straszne. Pomógł mi wtedy i został przy mnie przez całą noc. To boli, bo teraz się z tego cieszy.
Miałam jakieś złe przeczucie i intuicja mnie nie zawiodła, ponieważ usłyszałam w słuchawce jęki, jakby ktoś cierpiał niewyobrażalne katusze. Nie wtrącaj się w rozmowę. Usłyszałam głos Stilesa.
- Stiles?! Kto tam jest?! - wybuchłam, a oczy wszystkich moich przyjaciół zwróciły się na mnie. Wiedziałam, że dzieje się w tej chwili coś okropnego. Ktoś umierał! Szybko dowiedziałam się kto. Donovan.
Stiles przerwał rozmowę, a ja poczułam jak z moich oczu lecą obficie łzy.
- Lydia?! Co się stało?! - zaniepokoił się Scott.
- On zabił Donovana! - krzyknęłam.
- Co? Ale...Po co?! - dziwił się Scott.
- Ups. - wybąkał pod nosem Theo.
Scott odwrócił się szybko w jego stronę.
- Co zrobiłeś! - wybuchł.
- Ja.. - zaczął Theo - Kurde! Pytał się jak zginął szeryf. To mu powiedziałem o Donovanie! - odparł.
- Idiota. - pokręcił głową Liam.
- Wogóle to co on robi poza domem? Bo chyba Donovan nie przyszedł by do niego od tak. - wyjaśnił Isaac.
- Spuściłeś benzynę do końca z baku? - zapytał Scott, Theo.
- Em..no może trochę tam zostało. - przyznał się.
- Idiota razy dwa. - mruknął Liam.
- Co robimy? - Scott zwrócił się do Deatona.
- Możliwe że odbudował to, co ostatnio w nim zepsuliśmy. I jeszcze to prawdopodobnie wzmocnił. Potrzeba mu coś naprawdę szokującego. - powiedział Deaton.
- Mam pewien plan. - oznajmiła Kira.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią.
- Trzeba zadzwonić do Malii. Niech ściągnie Dereka. - stwierdziła z uśmiechem.

I Kill You (Teen Wolf Stiles) 3/13Where stories live. Discover now