Amasic - You're a freak

48 3 0
                                    

Amasic - You' re freak, czyli terapia, koncert i braterska miłość...


Zander


Wychodzę z gabinetu tego psychicznego faceta, który prowadzi moją „chorobę" i kieruję się w stronę recepcji, aby porozmawiać z Clary na temat mojej kolejnej wizyty.

Powoli przestaje mnie bawić ta zabawa, w którą wkręcili mnie starzy oraz mój brat.
Fakt, że lubię sobie dużo wypić wcale nie oznacza, iż muszę być od razu uzależniony!
Sądzą, że to przez te całe zamieszanie, które miało miejsce rok temu, jak rozwód rodziców, śmierć babci i zapracowanie ojca, ale to nie prawda! Piję, bo lubię. Imprezuję, bo lubię. Zaliczam laski, bo... mogę i lubię!

- Jak minęła sesja, Zander? – pyta pięćdziesięciolatka, która jest cholernie miłą osobą. Jedyną rzeczą, która mnie w niej irytuje jest ta niezaspokojona ciekawość.

- Jak zawsze. – Wzruszam ramionami. – Kazał mi się zapisać na poniedziałek, więc, o której mam tutaj być?

Clary wstukuje coś w komputerze, ale nie potrafi się odnaleźć w tym, co robi. Prawda jest taka, że jeszcze dwa miesiące temu używała terminarza w formie książkowej, a tu nagle dają jej laptopa.

- Cholercia – mruczy pod nosem, na co cichutko się śmieję. Może ten dzień nie będzie aż taki do dupy.

- Daj, pomogę. – Obchodzę kontuar i pochylam się nad Benson, łapiąc za myszkę. Klikam dokument zatytułowany, jako wizyty, a później zjeżdżam suwaczkiem po prawej stronie w dół. – Mhm, na dwunastą nie wstanę – mówię po cichu pod nosem, zastanawiając się, która pora będzie najbardziej odpowiednia, ponieważ zazwyczaj na recepcji siedzi ta blond harpia, która umawia mnie na wczesne godziny. – Może trzecia? – Jeszcze troszkę zjeżdżam w dół. – Kurwa, kim jest Darcey Lawson?

- Nie mogę ci udzielić takich informacji, Zander. Zapisz się szybko zanim przyjdzie doktor Deaton – ponagla, dlatego niechętnie wpisuję swoje nazwisko pod tą całą Lawson.

- Do poniedziałku. – Niedbale przykładam palec wskazujący ze środkowym do skroni salutując, a później wychodzę nie dbając o to, czy nie trzaskam szklanymi drzwiami kliniki zbyt mocno.

Nienawidzę tego miejsca całym sobą. Chcę znowu wrócić do Londynu, ale jak na razie nie zanosi się na to, żeby ojciec lub matka przyjęli mnie i Alexa z powrotem. Może nas kochają, ponieważ kupili nam super wypasione mieszkanie pod Londynem, ale na tym ich wkład się kończy. Płacą rachunki, dają nam pieniądze na utrzymanie, ale nie odwiedzają nas – mają w dupie fakt, że ich synowie mają problemy. Jeden ma napady nerwicy, a drugi – alkoholik, chodzi kilka razy w tygodniu na durne rozmowy, które ani trochę mu nie pomagają, a wręcz przeciwnie – pogarszają mój stan i mam ochotę wlewać w siebie większe dawki napoi procentowych oraz narkotyków.

Po przekroczeniu progu mieszkania od razu biorę z lodówki piwo i rzucam się na sofę, włączając jakiś denny program o wędkarstwie. Dobrze wiem, że o tej porze niczego ciekawszego nie znajdę, zresztą zapewne za chwilę zasnę, bo jest dopiero ósma rano.

Małymi łykami wreszcie opróżniam dwie butelki, a później kładę głowę na podłokietniku skórzanej sofy. Nie wiem, ile czasu mi to zajmuję, ale zasypiam.

-Wstawaj, młody! – drze mi się do ucha Will. Niechętnie podrywam się z wypoczynku i patrzę na niego z kpiną. – Zaraz wraca Alex z Zackiem, lepiej schowaj te flachy. – Wywracam oczami, ale posłusznie wynoszę butelki do kuchni i wyrzucam do kosza. Przy okazji piję trochę wody, a później wracam do przyjaciela.

PowerlessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz