2. Łatwa zagadka

1.7K 170 18
                                    

Grał na skrzypcach, ale nawet na grze nie potrafił się w pełni skupić. Wciąż myślał o tajemniczej młodej kobiecie, która sprytnie pozbawiła go telefonu. Wiedziała, że jej bliskość przeszkodzi Sherlockowi w racjonalnym myśleniu, był intensywnie skupiony na jej bliskości, która go drażniła, a przez to nawet nie poczuł jak wyciąga z jego kieszeni telefon. Nawet nie pomyślał, że mogła coś takiego zrobić...

Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a po chwili irytujący głos.

- Sherlocku na drzwiach wisiała czerwona karteczka... - Przerwał pani Hudson jej tłumaczenia. Nic nie mówiąc odebrał z jej rąk karteczkę.

- Może już pani iść, pani Hudson. - Mruknął wymijająco, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem, które było utkwione w karteczkę, którą zostawiła mu młoda kobieta.

- Irene jeszcze nie wróciła? - Zbyła jego prośbę.

- Wyszła na zakupy, statystycznie rzec biorąc zakupy zajmują normalnej kobiecie około godziny, ale Irene należy do bardziej wymagających kobiet, które nie mieszczą się w tym przedziale... - Machnął niedbale dłonią. - Zresztą pani również. - Dodał, patrząc na nią znacząco.

- Dobrze... - Przeciągnęła. - Więc to oznacza, że nie wróciła... - Dodała cicho.

- Czy teraz mógłbym zostać sam? - Zapytał nie uprzejmie.

- Oczywiście... - Przytaknęła, kierując się w stronę drzwi.

Uśmiechnął się fałszywie i wzrokiem znów powrócił na napisaną przez młodą kobietę zagadkę.

Lubi pan zagadki panie Holmes?
Oczywiście, że tak! Kto ich nie lubi?
Mam dla pana zagadkę panie Holmes...
Wzrok unosi tylko wygrany,
Przegrany boi się spojrzeć w dół,
A pan na jakiej pozycji się znajduję?
Dzisiaj o dwudziestej panie Holmes, dokładnie w tym miejscu, jeśli chce pan odzyskać telefon to musi się pan zjawić... Nie przyjmuję odmowy.

L.A

To zbyt proste... Przecież doskonale wie z kim ma doczynienia. Powinna się bardziej postarać...

******

Gdy Irene wstąpiła przez próg mieszkania, z konsternacją przyglądała się Sherlockowi, który właśnie zapiął ostatni guzik czarnego płaszcza.

- Gdzie wchodzisz? - Zapytała, kładąc torby pełne ubrań na podłodze. - Kolejna sprawa? - Dopytała.

- Tak to można nazwać. - Mruknął wymijąjąco.

- Mogę jechać z tobą, jeśli... - Nie pozwolił jej dokończyć.

- Poradzę sobie. - Zapewnił. - Wiesz, że wolę działać w pojedynkę... - Przeciągnął. - Tak samo jak ty. - Dodał ostrzegawczo.

- Co to ma znaczyć? - Prychnęła oburzona. - Zamierzasz mi coś zarzucić? - Dopytała. - Proszę bardzo, śmiało! - Podniosła głos. - Ale wiedz, że sam nie jesteś bez winy!

- Spokojnie kochanie. - Położył dłonie na jej ramionach, by ją uspokoić. - Muszę iść, dokończymy tą rozmowę później. - Zapewnił z lekkim, ale nieszczerym uśmiechem. Złożył pocałunek na jej ustach i wyszedł z mieszkania.

Irene zabrała swoje torby z zakupami na górę, do sypialni.

Gdy usiadła na łóżku zaczęła się zastanawiać o co mogło chodzić Sherlockowi, czyżby się czegoś domyślał? Nie, to nie możliwe. W końcu jest sprytna i wszystko świetnie udaję jej się zatuszować. Nawet te największe występki.

Kłamstewka Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz