2. Gdzie jesteś Clary?

1.5K 110 23
                                    

*JOCELYN*

Po kłótni z Clary Jocelyn siedziała na sofie w salonie wpatrując się tępo w pusty ekran telewizora. Wiedząc, że jej córka jest w swoim pokoju (i zapewne z niego nie wyjdzie dopóki nie będzie to absolutnie konieczne) pozwoliła łzom swobodnie płynąć.

Płakała często ale nigdy nie pozwalała aby Clary zobaczyła jej łzy. Bała się, że jej córka zobaczy jej słabości ze względu na jeden prosty fakt: Clary jej nienawidziła. Dla dobra własnego umysłu udawała, że tak nie jest, ale wiedziała coś zupełnie innego. Nieważne w jakim momencie spojrzałaby swojej córce w oczy, zawsze zobaczyłaby w nich ten sam gniew i irytację.

Jej córka zawsze używała różnych, ostrych słów, które nie raz były jak sztylety zatapiane w ciele Jocelyhn. Bolały. Jednak Clary nie przepraszała. Zdarzało jej się to robić tylko w towarzystwie i tylko z konieczności, więc kobieta wiedziała, że te przeprosiny nie są szczere.

Jej córka nie uśmiechała się, kiedy widziała, że Jocelyn patrzy, jednak dokładała wszelkich starań, aby nikt inny tego wszystkiego nie widział i Jocelyn musiała gryźć się z tym sama. Nie rozumiała, dlaczego Clary tak bardzo jej nie znosi. Nie wiedziała, czym sobie na to zasłużyła. Przecież przez całe życie starała się być dobrą matką. A to, że czasami musiała zastosować wobec córki kary czy ograniczenia... To wszystko robiła dla jej dobra. Ale Clary tego nie widziała. Lub nie chciała wiedzieć. Z resztą to wszystko było bez znaczenia. Nie ważne, co by zrobiła, efekt zawsze był taki sam. Jej córka ją nienawidziła. Powtarzała sobie, że to nic. Że zniesie wszystko, byleby Valentine nigdy więcej jej nie odnalazł.

Jednak Clary nie zawsze taka była.

Kiedyś była inna. Mając 7 lat chciała przebywać z Jocelyn tak jak każde siedmioletnie dziecko chciało być blisko matki. W tym czasie Jocelyn pocieszała ją kiedy płakała, śpiewała jej do snu, kołysała ją i robiła wszystkie te rzeczy, jakie robi każda troskliwa matka. Wydawało się, że jej córeczka nie widzi świata poza nią. Zaczęła zmieniać się w wieku około 10 lat. Unikała Jocelyn, nie chciała z nią przebywać, buntowała się... Jednym słowem – zaczęła unikać swojej matki tak bardzo jak było to możliwe...

Jocelyn najbardziej płakała nad kolorem oczu swojej córki. Kiedyś, gdy była mała, w jej oczach były malutkie ciemnozielone plamki, teraz jej oczy były całkiem ciemnozielone, a w miejscach niegdysiejszych ciemnozielonych plamek pojawiły się czarne plamki. Jocelyn wiedziała dlaczego. Nigdy o tym nie zapomni. Nigdy nie zapomni o tym jak Valentine skrzywdził jej córkę... Nie zapomni o krwi demona, która płynęła w jej żyłach, a która z dnia na dzień stopniowo odbierała jej człowieczeństwo.

Nie było tej krwi dużo. Na szczęście krew anioła, którą miała w sobie jej córka powstrzymała demoniczną krew przed całkowitym przemienieniem jej. Przed zrobieniem z niej tego samego co z Jonathanem...

Jednak ta mieszanka krwi uczyniła ją najpotężniejszą łowczynią jaka kiedykolwiek żyła. Na myśl o Nephilim Jocelyn westchnęła. Jej dziedzictwo, jej wychowanie, jej rodzina, krew... To wszystko było na stałe, Jocelyn nie mogła jej od tego zabrać na zawsze. Ale 17 lat temu postanowiła sobie, że nie pozwoli, aby jej córka stała się taka jak Jonathan. Nie pozwoli, by stała się potworem.

Nie chciała stracić córki na rzecz Clave. Przyrzekła sobie, że Clary nigdy nie dowie się o swoim pochodzeniu. O swoim dziedzictwie. Nigdy nie dowie się kim są nocni łowcy, nigdy nie będzie taka jak oni. Jocelyn dobrze wiedziała, że moc jaką posiada jej córka może sprawić, że na zawsze pochłonie ją ciemność. I zamierzała do tego nie dopuścić. Choćby za najwyższą cenę.

Ale kobieta nie ukrywała córki tylko przed Nefilim. Ukrywała ją też przed Valentine'm... i Jonathanem... Zorientowała się co się dzieje, kiedy była w ciąży z Clary. Zdeterminowana aby uchować córkę przed losem, jaki spotkał jej brata, przed zmienieniem jej w potwora, uciekła pozorując swoją śmierć. Niestety...

Za późno dowiedziała się, że eksperyment w jej łonie już się zaczął. Co prawda zmiany nie były tak drastyczne jak w przypadku Jonathana, jednak wystarczające, aby się zorientować, że coś jest nie tak. Wystarczająco by Jocelyn teraz płakała nad córką, którą mogłaby mieć gdyby nie jej mąż - Valentine.

Lata, miesiące, dni i godziny upływały Jocelyn na strachu. Wiedziała, że pewnego dnia u jej progu pojawi się nastoletni chłopiec, który najprawdopodobniej poderżnie jej gardło. A tym chłopcem będzie jej syn.

Zrobiła wszystko co mogła. Uciekła. Upozorowała swoją śmierć. Wynajęła czarownika, aby ukrywał Clary przez 17 lat jej życia. Starała się wychowywać ją najlepiej jak potrafiła, by demoniczna krew nigdy nie wzięła przewagi nad tą anielską. Do tej pory wszystko było dobrze. Jednak wiedziała, że nadejdzie ten dzień. Oni przyjdą... Przez 17 lat udawało się jej ukrywać. Jednak w końcu ją znajdą. To miało się stać. Tak przepowiedziano. Jednak Jocelyn nie miała zamiaru pozwolić, aby odebrali jej córkę bez walki.

Było ok 8:00 wieczorem a Jocelyn nadal nie słyszała skrzypienia desek podłogowych z góry. Zwykle o tej porze Clary chodziła się myć, jeśli akurat była w domu i nie miała planów na resztę wieczoru. To była taka jej rutyna. Strach ścisnął ją za gardło i po chwili pospiesznie wychodziła po schodach

– Nie, nie, nie, nie – szeptała sama do siebie. – Proszę. Proszę, niech ona będzie w pokoju.

Próżne błagania. Jak ona mogła zakładać, że Clary nie będzie próbowała się wymknąć? Przecież to oczywiste. Tak oczywiste, że przeklinała swoją głupotę. Dlaczego u licha na to nie wpadła?

Jocelyn zapukała do drzwi i otworzyła je gdy nie doczekała się żadnej odpowiedzi. Po chwili stała w pustym pokoju jej córki. Jedyną rzeczą, która upewniła ją, że Clary na pewno tam nie ma było otwarte okno, przez które do pokoju wpadał zimny wiatr. Podbiegła do niego. Związane prześcieradła wypływały na zewnątrz niczym szal. Clary nie było. Uciekła.

Strach ściskał ją za gardło. Jak mogła być taka głupia?

Gdzie jesteś córeczko? Gdzie jesteś Clary? 

Demona krew - Dary Anioła ffWhere stories live. Discover now