Rozdział 2

4K 277 68
                                    

3 lutego 2004: wtorek rano

Taksówka zatrzymała się przy hotelu Inn na ulicy Castro, gdzie Peggy, asystentka Hermiony, zarezerwowała Harry’emu pokój. „Broszura mówi, że ten hotel jest równie dobry, jak B&B — powiedziała jego przyjaciółka.” Dodatkowym plusem było to, że znajdował się blisko miejsca, w którym ostatnio wykryto ślady obecności Malfoya.
Harry zapłacił taksówkarzowi, notując w myślach, aby podziękować Hermionie, że Peggy wymieniła dla niego w banku Gringotta galeony na dolary. Na jego stanowisku w biurze śledczym nie przysługiwało posiadanie asystenta, jednakże Hermiona nigdy nie żałowała mu pomocy Peggy. Przyjaciółka wcale nie musiała się nim opiekować, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy niańczyła go niemiłosiernie.
Gdy samochód odjechał, Harry spojrzał na dobrze utrzymany, dwupiętrowy budynek w stylu edwardiańskim. Mimo złowieszczych prognoz pogodowych gadatliwej czarownicy z Nowego Jorku, lutowe niebo ponad nim było błękitne i czyste. Powiew rześkiego wiatru sprawił, że pomimo ciepłego słońca zawinął mocniej szalik wokół szyi.
Hotelowy hol przypominał wnętrze wygodnego domu. Właściciel flirtował z Harrym, gdy ten się meldował, a kiedy pokazywał mu pokój, paplał o miejscowych rozrywkach i nocnym życiu. Potter wiedział, że dzielnica ta słynie z homoseksualistów, a on sam nie miał nic przeciwko zuchwałości mężczyzny. Mimo wszystko miał otwarty umysł, a skoro Draco Malfoy przez ostatnie siedem miesięcy ukrywał się właśnie tutaj, zrozumienie miejscowej kultury mogło okazać się przydatne.
Kiedy wreszcie został sam, opadł na łóżko i zamknął oczy. To nieprawdopodobne, żeby było pół do dziewiątej rano, kiedy jego ciało mówiło mu, że jest późne popołudnie. Poczuł burczenie w brzuchu i uniósł powieki.
Dzięki zaklęciu rejestrującemu CIA, magiczny podpis Malfoya został wielokrotnie wykryty w miejscu oddalonym od tego hotelu nie więcej niż pięć ulic. Harry nie posiadał żadnych innych informacji, ale z racji tego, że Ślizgon był aurorem, to niemożliwe, aby ktokolwiek inny używał jego różdżki.
Zaklęcia chroniące różdżkę były jednymi z pierwszych, jakich uczyli się na aurorskim treningu. Potter przeżył wstrząs, kiedy pierwszego dnia szkolenia Malfoy stanął w drzwiach. Zabrano go ze szkoły na początku siódmego roku i zapewne naukę zakończył prywatnie. Hermiona zdenerwowała się na wiadomość, że zaliczył tyle samo owutemów, co ona.
Przez sześć miesięcy treningu Malfoy starannie unikał Harry’ego, dostrzegając go jedynie wtedy, gdy zostali zmuszeni do wspólnych ćwiczeń. Szkolenie skończył z pierwszą lokatą w grupie, okazał się lepszy w każdej dziedzinie nawet od Harry’ego, przez co pod koniec kursu Potter zaczął obdarzać swojego szkolnego wroga odrobiną szacunku. Był już nawet gotów przyjąć do wiadomości fakt, że prawdopodobnie skończą, pracując razem, lecz wtedy Malfoy przyjął propozycję posady w Nowym Jorku. Każdy dziwił się, dlaczego nie został w ministerstwie, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że wojna była już o krok. Wszystko to wydarzyło się pięć lat temu i Harry nie miał pojęcia, co się przez ten czas działo ze Ślizgonem. Jeszcze kilka godzin wcześniej nawet nie zdawał sobie sprawy, że Malfoy zaginął.

Piętnaście minut później Harry opuścił hotel i podążył w dół ulicy Castro, z różdżką schowaną bezpiecznie w kurtce. Ludzie krzątali się w porannym słońcu i w większości nie zwracali na niego uwagi. Kiedy zbliżył się do Dwudziestej Pierwszej, szybko skręcił w małą uliczkę, aby z lekkim dreszczem rzucić na siebie zaklęcie kamuflujące. Nie pracował w terenie od prawie trzech lat i już zapomniał, jak ekscytujące mogą być tajne misje. Znalazł dyskretne miejsce, nieopodal wiktoriańskiego budynku, w którym Malfoy najwidoczniej mieszkał, i czekał.
Nie trwało to zbyt długo. Niecałe dziesięć minut później drzwi otworzyły się i na ulicę wyszedł młody mężczyzna, który z pewnością wyglądał jak Malfoy. Jasne włosy z rudymi pasemkami wystawały spod zrobionej na drutach czapki. Miał na sobie zimowy płaszcz, czarne spodnie oraz czerwony szalik zawiązany wokół szyi. Rutynowym krokiem szedł w górę ulicy, w stronę hotelu. Przekonany, że znalazł obiekt swoich poszukiwań, Potter zaczął go śledzić.
Zbocze było dość strome i już po chwili Harry zauważył, że zaczyna dostawać zadyszki. Minęli jego hotel i wciąż szli ulicą Castro, aby w końcu skręcić w prawo w Piętnastą Ulicę. Mężczyzna minął kilka rosnących w rzędzie drzew osiedlowej alejki i zniknął w kawiarni, znajdującej się na rogu wiktoriańskiego budynku. Harry zatrzymał się i skulił, czekając po przeciwnej stronie uliczki.
Piętnaście minut później założył, że Malfoy, jeżeli to był Malfoy, zapewne pije teraz poranną kawę. I może je coś słodkiego. Jego żołądek zaburczał i Harry przypomniał sobie, że nie jadł nic od obiadu w Londynie, wiele godzin temu.
Po trzydziestu minutach zaczął się martwić, że Malfoy odkrył, iż jest śledzony i wymknął się tylnym wyjściem. Zacisnął zęby. Wszystko wydawało się zbyt łatwe. Jego plan zakładał, że będzie obserwował Ślizgona przez kilka dni, pozna jego życie i zwyczaje, a dopiero potem stanie z nim twarzą w twarz. Czyżby już stracił przykrywkę?
Przeszedł przez ulicę i spojrzał do wnętrza lokalu przez okna, ale nie dostrzegł śledzonego przez siebie mężczyzny przy żadnym ze stolików. Młoda kobieta minęła go i weszła do kawiarni, więc Harry wślizgnął się tuż za nią. Wnętrze było ciepłe, przytulne i zaskakująco pełne ludzi. Każdy z nich zdawał się mieć laptopa, co nie było niczym dziwnym, zważywszy na napis na drzwiach, który głosił, że lokal posiada darmowy, bezprzewodowy dostęp do internetu. Ściany pokrywały rysunki, wyglądające, jakby zrobili je klienci, a menu napisano ręcznie na jednej z nich kolorową kredą. Kawiarnia wydała się Potterowi jedną z najbardziej oryginalnych, jakie kiedykolwiek widział.
Ostrożnie przemierzył pomieszczenie. Zaklęcia maskujące mogły ukryć go przed wzrokiem mugoli, ale wytrenowany auror, jakim był Malfoy, zobaczyłby go z łatwością, gdyby wykonał jakiś gwałtowny ruch.
Dwie siedzące niedaleko kobiety zaczęły głośno oddychać. Odwrócił się w ich stronę, przez chwilę przestraszony, że zaklęcie przestało działać i został zauważony. Jednak patrzyły w monitor komputera, więc odetchnął z ulgą.
— Do kogo idzie to zamówienie? — usłyszał głos rozbrzmiewający zbyt blisko niego.
Odsunął się, aby zejść kelnerowi z drogi, i w efekcie wpadł na zajmowane przez kogoś krzesło. Osoba, którą uderzył krzyknęła i przez jedną gorączkową chwilę Harry zastanawiał się, czy utrzymać zaklęcie czy wręcz przeciwnie. Przy całym tym zamieszaniu było bardzo prawdopodobne, że Malfoy jednak go zobaczy, a to byłoby gorsze niż cokolwiek.
Opadł na podłogę, szepcząc pod nosem Finite Incantatum.
— Och, Boże, przepraszam! Nie widziałem cię, ja...
Harry wstał, urządzając mały pokaz otrzepywania się z kurzu.
— Nie, nie, to była moja wina. — Uniósł wzrok, aby spojrzeć prosto w szare oczy Draco Malfoya.
To naprawdę był Malfoy, choć wyglądał na starszego, niż Harry go zapamiętał. Jego platynowe włosy miały teraz czerwonawo-brązowe pasemka. Miał na sobie wyłącznie czarne ubranie, z wyjątkiem srebrnego kolczyka w płatku lewego ucha. Nawet fartuch z logiem kawiarni był czarny. Mimo to, że fizycznie się zmienił, jego twarz pozostała wciąż tak samo blada, jak w szkole. Groźne spojrzenie, które dopiero zaczynało na nią wypływać, wyglądało zbyt znajomo.
Potter zacisnął zęby. Nienawiść do Ślizgona powróciła. Jak mógł oczekiwać, że między nimi cokolwiek się zmieniło?
Gapili się na siebie przez dłuższy moment. W końcu Malfoy wyprostował się i zmrużył oczy. Harry zdecydował, że powinien odezwać się pierwszy.
— Cześć, Malfoy — powiedział.
Oczy blondyna zwęziły się jeszcze bardziej. Zanim z powrotem spojrzał na Harry’ego, rozejrzał się wokół.
— Czego chcesz? — szepnął.
— Porozmawiać z tobą.
Malfoy zrobił krok do tyłu.
— Pracuję, jeśli do tej pory tego nie zauważyłeś.
Harry starał się nie okazać po sobie zaskoczenia.
— Kiedy masz przerwę? — zapytał.
— Zwykle z niej nie korzystam — odparł przez zaciśnięte zęby.
— Co, potrzebujesz pieniędzy? — zakpił Harry, nie mogąc się powstrzymać. Ślizgon jedynie rzucił mu gniewne spojrzenie. — W takim razie, o której kończysz?
— Późno — odparł Malfoy i zostawił go samego.
Potter obserwował go, jak podaje zamówione ciastko do stolika w rogu pomieszczenia. Ręce mu się trzęsły i nie spojrzał na Harry’ego, kiedy wracał za ladę.
Harry westchnął i rozważył swoje możliwości. Został odkryty i być może całą jego misję można było spisać na straty. Malfoy pewnie już zaczął podejrzewać, że jest tu, aby dowiedzieć się, dlaczego auror porzucił swoje stanowisko w Nowym Jorku i, o ile to możliwe, namówić go do powrotu. Teraz miał tylko nadzieję, że uda mu się zachować tajemnice i wykonać zadanie w inny sposób — zyskać zaufanie Malfoya, obojętnie, jak długo miałoby to potrwać. Oczywiście, był to dokładnie ten rodzaj zadania, jakich najbardziej nienawidził. Nigdy nie był dobry w oszukiwaniu, wolał uczciwe pojedynki, niż politykę i słowne gierki.
Ale w tej sprawie nie miał wyboru.
Zamówił kawę latte oraz croissanta i znalazł miejsce w tylnym kącie pomieszczenia. Inna kelnerka przyniosła jego zamówienie, pewnie na prośbę Malfoya. Harry podsłuchał, jak mówi do niej coś o natrętach, patrząc w jego kierunku. Podając śniadanie, kobieta spojrzała na niego podejrzliwie.
Harry przyjrzał się beznamiętnie czemuś, co było jego kawą, podaną w półlitrowej szklance do piwa, owiniętej tekturowym kartonikiem z logo Lufthansy. Napił się ostrożnie i mimo dziwacznej formy podania, poczuł się mile zaskoczony smakiem. Z pobliskiego stolika zabrał miejscową gazetę i udawał, że czyta, od czasu do czasu unosząc głowę, aby sprawdzić, co robi Malfoy.
Ślizgon przeważnie go ignorował. Pracował za ladą, robiąc różne rodzaje kawy, które potem zanosił klientom. Flirtował z ludźmi, którzy wydawali się być stałymi bywalcami lokalu i rzucał gniewne spojrzenia, kiedy napotykał wzrok Harry’ego.
Minęły już lata, odkąd Potter widział go po raz ostatni, i nie był pewien, czy kiedykolwiek tak naprawdę się Malfoyowi przyglądał. Mężczyzna poruszał się z pewnego rodzaju wdziękiem, który świadczył o jego wychowaniu w wyższych sferach, a z klientami i współpracownikami rozmawiał w uprzejmy, a nawet ciepły sposób. Był chudy, a tak prawdę mówiąc, nawet zbyt chudy. Czarne ubrania wizualnie wydłużały dodatkowo jego kończyny i podkreślały gibką sylwetkę. Włosy miał wystylizowane w ten modny obecnie sposób, w którym pojedyncze kosmyki sterczą we wszystkie strony.
Widział, jaki staje się czarujący w stosunku do przystojnego faceta w garniturze, który odwzajemnił jego uśmiech i poprosił o to, co zwykle. Harry poczuł, jak zalewa go fala rozdrażnienia. Malfoy zawsze potrafił być urzekająco miły dla wysoko postawionych, posiadających władzę ludzi. Od Umbridge, po Knotta, od...
Ślizgon posłał swojemu klientowi prowokujące spojrzenie i Harry zaczerwienił się. Starał się skupić uwagę na mugolskiej gazecie, ciągle się zastanawiając, czy Draco Malfoy jest homoseksualistą. Nigdy wcześniej nawet nie przyszło mu do głowy, aby rozważać orientację seksualną swojej szkolnej nemezis, choć Ślizgon zdawał się pasować do stereotypu. Teraz, gdy to zauważył, Harry był dość pewien, że Malfoy jest tutaj nie tylko dlatego, że się ukrywa, ale również z powodu tego, że czuje się tu dobrze. Gdzie indziej niż w gejowskiej, mugolskiej dzielnicy wielkiego, anonimowego miasta homoseksualny czarodziej mógłby znaleźć lepszą kryjówkę?
Wszystko nabrało dla Pottera sensu; przecież Malfoy nie umawiał się z nikim w szkole. Zawsze był modnie ubrany i wydawał się dbać o swój wygląd bardziej niż jakikolwiek inny chłopak. I ta prawie że obsesja na jego punkcie... Harry przełknął ślinę, czując się niewygodnie.
Wtedy właśnie na jego stoliku pojawiła się nagle szklanka wody. Popatrzył w górę.
— Przypuszczam, że zamierzasz siedzieć tu cały dzień? — zauważył Malfoy, marszcząc brwi.
— Jeżeli zajdzie taka potrzeba — odpowiedział, starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Trudno było nie odwzajemnić się złośliwym tonem. — Chcę po prostu z tobą porozmawiać.
— Nie mam ci nic do powiedzenia.
Harry uświadomił sobie, że zwracają na siebie uwagę. Nawet obsługa za barem zdawała się przyglądać ich konwersacji.
Zdecydował się odegrać scenkę najlepiej, jak potrafił, i przywołał na twarz uśmiech.
— Zapewne możesz poświęcić chwilkę swojego czasu dla mnie? — Wodził opuszkiem palca po brzegu szklanki, obserwując wyraz twarzy Ślizgona.
— Po co tu jesteś? — zapytał Malfoy, wyraźnie ignorując nieudolne próby flirtu.
— Porozmawiać z tobą, to wszystko.
— Jasne — odpowiedział i odszedł.
Harry westchnął i zagłębił się w swoim fotelu. To będzie dużo trudniejsze niż przypuszczał, myślał. Nawet jeśli mógłby wytrzymać w obecności Ślizgona dłużej niż kilka minut, to jak, na Merlina, ma go namówić do współpracy?

Przez kolejne dwie godziny Harry wypił trzy kolejne kawy, zjadł mufinkę z jagodami, francuską bułkę z serem i przeczytał w gazecie każde słowo, łącznie z wyjątkowo nudnymi, amerykańskimi wiadomościami sportowymi.
Obserwował też, jak Malfoy rozmawiał ze swoimi współpracownikami, jak gawędził z przystojnym mężczyzną przy barze czy roznosił zamówienia. Ślizgon ponownie unikał obsługiwania go, znajdując powód, aby odwrócić się plecami za każdym razem, gdy Harry podchodził do lady. Potter nawet próbował uśmiechać się, gdy Malfoy na niego patrzył, ale w zamian otrzymywał tylko zmarszczenie brwi i gniewne spojrzenia.
Nie mógł wypić już ani kropli kawy, bo jego pęcherz groził wybuchem. Nie sądził też, że jeszcze kiedykolwiek uda mu się zjeść mufinkę, a poza tym czuł się zmęczony. Minęła pora, o której w domu szedłby spać. Już miał prawie zrezygnować na to popołudnie, kiedy Malfoy upuścił na jego stolik kawałek papieru. Była to wizytówka kawiarni, ale na drugiej stronie napisano: „Dam ci pięć minut”.
Harry patrzył, jak Ślizgon zmienia fartuch na płaszcz i wychodzi przez frontowe drwi. Odczekał chwilę, założył kurtkę i poszedł za nim.
Malfoy stał na zewnątrz, oparty o drzewo, i palił papierosa. Rzucił mu krótkie spojrzenie i ruszył w dół ulicy, znikając moment później za rogiem budynku. Potter poszedł jego śladem i zobaczył, że blondyn usiadł na schodkach prowadzących do jednego z domów, gasząc niedopałek o betonową powierzchnię. Usiadł obok niego i czekał. Zapanowała napięta cisza. Malfoy wyciągnął z kieszeni kolejnego papierosa i zaciągnął się głęboko.
— Nie uważasz, że powinieneś powiedzieć mi, jak mnie znalazłeś? — zapytał, wypuszczając z ust dym razem z pełnym goryczy tonem.
— Zaklęcie rejestrujące — odpowiedział Harry, wbijając wzrok w ziemię. — Wygląda na to, że Krajowa Agencja Bezpieczeństwa dała amerykańskim służbom wywiadowczym pozwolenie na śledzenie za jego pomocą obcych czarodziejów. Rząd Brytyjski zgłosił niedawno, że zaginąłeś, a CIA cię znalazło. — Wykonał gest jedną ręka, jak gdyby to miało wszystko wyjaśnić. — Właśnie tutaj.
Malfoy milczał przez chwilę, nie przerywając palenia.
— Kurwa — powiedział w końcu.
— Zgadzam się — odparł Harry. — Kurewsko przerażające.
— Ale jak się dowiedziałeś, gdzie pracuję?
— Śledziłem cię, od kiedy wyszedłeś rano z domu.
Ponownie zapadła cisza, przerywana jedynie odgłosem wypuszczanego z płuc dymu.
— Czego chcesz, Potter?
Harry odetchnął ciężko. Nigdy nie był w tym dobry i właśnie dlatego przestał się takimi sprawami zajmować.
— Moim zadaniem było znaleźć cię i upewnić się, że jesteś... bezpieczny — powiedział. — Zaginąłeś dawno temu i ministerstwo martwiło się o ciebie.
— Tak, jak cholera — zripostował Ślizgon i zaciągnął się głęboko dymem. — Chcieli jedynie, abyś się upewnił, że nie zwiałem i nie przyłączyłem się do śmierciożerców. – Harry nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Jeśli Malfoy wykonywał jakąś tajną misję, pewnie na wylot przejrzał wszelkie jego marne próby zdobycia zaufania. Podwinął lewy rękaw i podsunął Harry’emu przed twarz nagie przedramię. — Widzisz? — zapytał, trzymając papierosa między zębami. — Jestem w porządku. Możesz odejść.
Po raz kolejny zaciągnął się papierosem, wyrzucił niedopałek i wstał.
— Dobrze, dobrze — odpowiedział Harry, myśląc gorączkowo. — Ale przebyłem taki kawał drogi. Nie moglibyśmy chociaż... — Złapał Malfoya za rękę, kiedy ten zaczął odchodzić. Ślizgon odwrócił się i spojrzał na niego. Harry spróbował uśmiechnąć się po raz kolejny, chcąc, aby tym razem wyglądało to ujmująco. — Nie widzieliśmy się od lat. Pozwól mi chociaż postawić ci kolację.
Harry przełknął nerwowo ślinę, gdy Malfoy zmrużył oczy.
— Kolacja? — zapytał podejrzliwie. — Po co?
— A czemu nie? — odpowiedział Potter, wzruszając ramionami. Westchnął, gdy Ślizgon obdarzył go długim spojrzeniem. — Posłuchaj. Wiem, że nigdy się nie lubiliśmy, ale... byliśmy dziećmi. I od tamtej pory minęły wieki. Nie możemy po prostu zjeść razem kolacji, pogadać i cieszyć się wzajemnym towarzystwem przez kilka godzin, zanim wrócę do domu?
Malfoy wpatrywał się w niego przez kilka sekund z intensywnością, która sprawiła, iż ciało Harry’ego przebiegł dreszcz. Czy po tych wszystkich latach Ślizgon wciąż go nienawidził?
— Gdzie? — rzucił.
Potter ponownie wzruszył ramionami, ze wszystkich sił starając się wyglądać na zrelaksowanego.
— Gdzie tylko chcesz. Zamówię ci taksówkę pod dom. Powiedz tylko, o której.
Malfoy odwrócił wzrok, zastanawiając się prze chwilę.
Harry nie miał żadnego powodu, aby sądzić, że chłopak się zgodzi. I nie był pewien, co w takim przypadku zrobi.
Ślizgon ponownie na niego spojrzał, studiując wyraz jego twarzy. W końcu wykrzywił usta w bardzo znajomym, złośliwym uśmieszku.
— O ósmej — powiedział, zanim odwrócił się i odszedł. Harry odetchnął z ulgą. — Ale to cię będzie sporo kosztowało — dodał jeszcze, a echo w alejce cicho powtórzyło jego słowa.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz