Rozdział 31

998 93 6
                                    

Draco wyszedł z kominka Harry’ego z różdżką gotową do walki.
— Wszystko w porządku — powiedział Potter, strzepując popiół z rękawa. — Nikogo tu nie ma.
— Z pewnością zostawili swoją wizytówkę. — Mieszkanie zostało wręcz wypatroszone. Wywrócono meble, rozbito naczynia, całą podłogę pokrywały papiery.
Bez słowa zaczęli rzucać zaklęcia czyszczące, poruszając się od pokoju do pokoju. Draco szukał magicznych pozostałości, ale wydawało się, że zniszczeń dokonano ręcznie, chaotycznie, jak gdyby w pośpiechu.
— Jakiś pomysł, kto mógł to zrobić? — spytał Draco, kiedy już prawie wszystko uporządkowali.
Harry potrząsnął głową.
— Zastanawiam się, czy chodziło im konkretnie o któregoś z nas, czy o coś jeszcze.
— A myślisz, że o co? — Trochę oszołomiony Draco usiadł na kanapie.
— Może o klucze? — Harry wzruszył ramionami. — Naprawdę nie mam pojęcia, kto jeszcze wiedział o zaklęciu. Możliwe, że ktoś nie chce, abyśmy je anulowali.
Draco od razu pomyślał o Cho Chang, ale nie wypowiedział swoich wątpliwości na głos. Miał wrażenie, że Harry nie zgodziłby się z jego obiekcjami.
— Zastanawiałeś się, czym mógłby być twój klucz?
Wyglądając na zmęczonego, Harry usiadł obok.
— Nie mam pojęcia. Mama Manny’ego powiedziała, że to coś zrobionego z metalu, do czego czujemy wielki sentyment. A ja nie mam niczego takiego.
Draco przez chwilę się w niego wpatrywał.
— Może to twoje okulary? To znaczy, one nie są z metalu, ale... wyjaśniałoby to, dlaczego tak uparcie nie chcesz nauczyć się zaklęcia wyostrzającego wzrok.
Harry parsknął.
— Jeśli tak, to mamy problem. Ta para ma tylko rok. Poprzednie oddałem w prezencie.
— Och, żadnych wyszukanych sprzączek od paska lub czegoś w tym stylu? Żadnych monet na szczęście?
— Nie. — Harry potrząsnął głową.
— Nie masz schowanego słynnego miecza Gryffindora na którejś z półek?
Harry wreszcie zachichotał.
— Nie, ale zaraz pójdę i go zaaportuję.
Obaj równocześnie ziewnęli, a potem uśmiechnęli się do siebie.
— Boże, ale jestem zmęczony — powiedział Draco, pocierając oczy. — Gdzie dzisiaj śpimy?
— Hermiona chce, abyśmy wrócili do niej. Prawdopodobnie właśnie teraz wzmacnia bariery ochronne. — Harry zmarszczył brwi. — Jednak równie dobrze możemy zostać tutaj. Ten, kto to zrobił, raczej się tego nie spodziewa.
Draco zdusił sarkastyczną ripostę. Sam zdecydowanie wolałby spędzić noc u Granger.
— Ciekawe, jak mama Manny’ego dogaduje się ze Snape’em.
— Z pewnością doskonale — odparł Harry, opierając stopę o ławę. — Hermiona mówiła, że z jego wiadomości zwrotnej wynikało, iż Snape wie, kim jest Gwadelupa.
— Ciekawie byłoby wziąć udział w takim spotkaniu — powiedział Draco, tłumiąc kolejne ziewnięcie. W odpowiedzi Harry uniósł brew, więc po raz kolejny zmienił temat. — Wygląda na to, że Manny i Hermiona już się pogodzili.
— Tak. — Harry zmarszczył czoło. — Czy on... sądzisz, że on naprawdę myśli o niej poważnie?
— Uważa, że jest w niej zakochany. Tak przynajmniej mówił dwa tygodnie temu.
Harry zamyślił się na moment.
— Trochę szybko się to wszystko potoczyło. To znaczy, ledwie ją zna...
Draco powstrzymał się przed przypomnieniem mu, że oni obaj robili zasadniczo to samo.

Zebrali tyle ubrań, aby starczyło im na kilka dni i wzięli prysznic, każdy osobno. Gdy jeden się kąpał, drugi stał na straży.
Malfoyowi trudno było uwierzyć, że minęły dopiero dwadzieścia cztery godziny, odkąd obudził się właśnie w tym mieszkaniu po dwóch dniach nieświadomości. Wydawało mu się, jakby upłynęło już przynajmniej kilka dni od chwili, gdy stał tak jak teraz, pod strumieniem ciepłej wody, używając szamponu Harry’ego.
Kiedy się wycierał, dopadł go krótki atak kaszlu, przez co jego niedawno uzdrowione żebra wyraźnie dały o sobie znać. Harry zerknął na niego zza drzwi.
— Dobrze się czujesz? — zapytał.
— Tak. — Draco skrzywił się, pocierając swoją klatkę piersiową. — To tylko kwestia odwyku. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zapaliłem papierosa. — Myśl o paleniu sprawiła, że zatrząsł się ze zniecierpliwienia.
— To dobrze. — Harry uśmiechnął się i oparł o framugę.
— Nie bardzo — zamarudził Draco. — Zapaliłbym właśnie teraz, gdybym mógł.
— Jaka szkoda, że nie możesz.
— Jak długo tu mieszkasz? — zapytał Draco kilka minut później, wciągając przez głowę jeden ze swetrów Harry’ego.
— Trzy i pół roku — odparł Harry, rozglądając się z czułością po pokoju. — W dwutysięcznym roku wreszcie jakoś udało mi się sprzedać dom mojego chrzestnego i kupiłem to mieszkanie.
— Mogłeś sobie pozwolić na coś większego — zauważył Draco. Nigdy nie był w domu Blacka na Grimmauld Place, ale Harry z pewnością sprzedał go za więcej, niż było warte to mieszkanie.
— Nie potrzebowałem niczego większego — odparł Harry. — Było moje. Pierwsza prawdziwa rzecz, jaką posiadałem i którą sam wybrałem.
Draco zrobił krzywą minę.
— No tak... ale na dekoratora chyba cię stać?
Harry wywrócił oczami.
— Gotowy do drogi?
Kiedy Draco przytaknął, Harry podniósł torbę, do której spakowali ubrania na zmianę. Podeszli do kominka w salonie.
— Ty pierwszy — powiedział Harry. — Muszę przypieczętować bariery po naszym odejściu. — Rozejrzał się po pokoju, jak gdyby niechętny, aby go opuścić.
— Wkrótce tu wrócisz.
— Wiem — odparł Harry z westchnieniem. Z roztargnieniem kręcił w dłoni różdżką. — Wiesz, kiedy kupiłem to mieszkanie, nie sądziłem, że będę tu sam.
— I nie byłeś. Cho z tobą mieszkała.
— Tak, ale to nie są najmilsze wspomnienia. I w końcu i tak zostałem sam.
Draco wziął głęboki oddech.
— No cóż... jeśli ostatnio nic nie uległo zmianie... twoja oferta nadal jest aktualna?
— Moja oferta? — Harry zamrugał, a potem pokrył się rumieńcem. — Och, żebyś się do mnie wprowadził. Tak, oczywiście.
Draco otworzył usta, jednak nie miał pojęcia, co mógłby powiedzieć. Przez chwilę tylko patrzyli na siebie.
W końcu Harry uśmiechnął się i potarł jego policzek wierzchem dłoni.
— Nie chcę na ciebie naciskać. Przecież mamy czas.
Draco odwzajemnił uśmiech, choć w głębi serca czuł, że to ostatnia chwila, którą mieli tylko dla siebie.
Zanurzył palce w pojemniku z proszkiem i wszedł w zielone płomienie.

ZAGUBIONE SERCE / DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz