Rozdział 7: Lustrzane spotkanie

802 86 3
                                    

Cadance z Shining Armor'em zajęli się sprawami zamku i uspokajali mieszkańców, więc opuścili lochy. Przyjaciółki jednak zostały w podziemiach i uparcie wpatrywały się w portal. Miały nadzieję, że za chwilę Twilight wróci i opowie im o wszystkim, ale nic takiego się nie stało. Nagle źródło światła rozbłysło tak jasnymi promieniami, że wszyscy odruchowo zmrużyli oczy. Po chwili blask bardzo szybko zgasł. Applejack z Rainbow Dash podbiegły i dotknęły ściany.

- Nie ma ich! - wykrzyknęły w tym samym czasie. - Drzwi zniknęły!

Bez chwili zwłoki kucyki poinformowały parę królewską o tym, co się stało. Szwagierka lawendowego alikorna podążyła za kucykami na miejsce zdarzenia. Jedyne przejście do Equestrii zostało zamknięte. Teraz pozostało im tylko niekończące się czekanie i próżna nadzieja na to, że Twilight ze Spike'em znajdą drugie wyjście.

Klaczom upływały sekundy, minuty, godziny... Niestety, nic się nie działo. Portal nie pojawiał się. Przyjaciółki pocieszały siebie nawzajem. Denerwowało je, że nie mogą nic zrobić. W żaden sposób nie potrafiły pomóc zagubionym. Rainbow Dash co chwilę uderzała w ścianę. Sądziła, że skruszy powierzchowną warstwę i znów otworzy drogę powrotną, lecz i te myśli na nic się zdały. Za każdym razem ból stawał się coraz większy i na zewnątrz, i w środku. Najbardziej niestety bolała bezsilność wobec sytuacji.

***

Księżniczka z asystentem przedzierała się przez "las" klejnotów. Po kilku minutach udało im się dostrzec światło dzienne. Jednak to, co tam ujrzeli przerosło ich najśmielsze myśli.

Ponyville wyglądało tragicznie. Domy były w opłakanym stanie. Przez puste futryny okien i drzwi do pomieszczeń wkradało się zimne powietrze. Dachy były pozrywane, a ściany w niektórych miejscach całkowicie skruszone. Na polu dawnego ratusza stał marmurowy pomnik. Miasteczko pozbawiono życia. Nikt nie przechadzał się przez stare, zapadające się ulice.

Twilight przeteleportowała smoka i siebie przed błyszczącą rzeźbę. Ten posąg kogoś im przypominał, kogoś znajomego, ale nie wiedzieli kogo. Obeszli figurę dookoła i dopiero wtedy ich olśniło. Na kryształowym postumencie stał pomnik lawendowego alikorna. Na jego głowie spoczywała prawdziwa złota korona, wysadzana diamentami. Ryngraf był dokładnie taki sam jak drogocenne nakrycie głowy. Na kopyta założone zostały również złote buty, w których na środku wczepiono klejnoty, przypominające znaczek księżniczki. Jednak rzeźba nie była takich samych rozmiarów jak Twilight Sparkle. Skrzydła marmurowej sylwetki odwzorowano przynajmniej dwa razy większe, podobnie jak róg i wzrost. Zaciekawiony Spike dotknął tajemniczej figury. W tym momencie nadeszła gwardia królewska. Uznali ich za intruzów.

- Kim jesteście? Macie pozwolenie na przebywanie tutaj? - zapytał kapitan oddziału. Mały smok schował się za swoją przyjaciółką. Nie chciał kontaktować się ze strażnikami.

- Nie mamy złych zamiarów - przekonywała księżniczka. - Chcemy tylko dowiedzieć się, co to za miejsce.

- Nie czas teraz na wyjaśnienia. Królowa zadecyduje, co dalej z wami będzie - powiedział najważniejszy gwardzista. Dwaj przybysze stali w miejscu jak wryci, patrząc na siebie zdziwionym wzrokiem. Jednak największe wrażenie na alikornie wywarło słowo "królowa". Czyżby odwzorowana postać Twilight była tak naprawdę królową zniszczonego Ponyville? Nagle oboje poczuli dźgnięcie w plecy czymś ostrym. Odwrócili się za siebie. Strażnicy popychali ich do przodu. Maszerowali zniszczoną drogą za kapitanem straży. Co chwilę ostrza kłuły ich tyły, popędzając chód.

Szli tak przez kilka minut, spoglądając w ziemię. Po chwili stanęli w miejscu. Księżniczka uniosła wzrok. Przed nimi wznosił się wysoki, błyszczący zamek, bardzo odmienny od reszty miasteczka. Po namyśle stwierdziła, że to jest jej pałac z rodzimych stron. Wypolerowana budowla stała dumnie, zapraszając do środka.

Do wnętrza prowadziły ogromne, szklane drzwi. Strażnicy, nie odstępując od siebie ani na krok, poszli przodem. Za nimi przymuszonym marszem dreptał Spike z przyjaciółką. Nie odważyli się odezwać choćby jednym słowem.

Zdobionymi, marmurowymi schodami weszli na górę do sali tronowej. Na środku stało tylko jedno ogromne, królewskie krzesło. Nie było śladu mapy, która wskazywała miejsca z problemami kucyków. "Ciekawe... Gdzie są pozostałe trony?" - myślała lawendowa klacz. Spojrzała na smoka. Asystent nie ruszał się. Również był zdziwiony nowym wyglądem jego domu.

- Twilight? Ten portal... Co to za miejsce? - zapytał wyraźnie oszołomiony.

- Nie mam pojęcia, ale... - Zawahała się. Na razie nie chciała dzielić się swoimi przypuszczeniami z przyjacielem. Jeszcze nie teraz. Musiała się najpierw przekonać, czy ma rację.

Nagle zdobione złotem i diamentami drzwi otworzyły się przed nimi na rozcież. Ze środka wyszła klacz, zupełnie taka sama jak fioletowy alikorn. Dostojnym krokiem zbliżyła się do tronu i na nim usiadła. Stuknęła o podkowy i straż wycofała się z pomieszczenia. Pod wysokim sufitem zostały tylko swoje alternatywne wersje. W dużej sali zapanowała cisza. Przybysze nie ośmielili się przemówić. Po długiej chwili o ściany obił się czysty głos:

- Skąd przybywacie? - tajemnicza postać nie odrywała wzroku od nowych gości.

- Jesteśmy z Ponyville. Przeniósł nas tu portal z Kryształowego Króle... - urwał w połowie, bo Twilight uderzyła go w bok. Nabrała powietrza, by zacząć swoje tłumaczenie. Nie mogła wszystkiego zdradzić od razu.

- Ponyville? To małe miasteczko już dawno przepadło, tak jak Canterlot i Kryształowe Imperium - uprzedziła ją klacz niewiele od niej wyższa. Lawendowa księżniczka nie wiedziała co odpowiedzieć. Te słowa ją zszokowały. Przecież jeszcze wczoraj o mało co nie spóźniła się na pociąg do królestwa z kryształu. Dzisiaj rano pożegnały ją czułe uściski przyjaciółek.

Z tej zadumy wyrwało ją pytanie Spike'a:

- Gdzie są inne kucyki?

Przez kilka minut nie słyszał żadnej odpowiedzi. Ta cisza stawała się nie do wytrzymania. Niepewność dalszych wydarzeń wprawiała w coraz większy stres. W znanym Ponyville wszystko było do przewidzenia. Przynajmniej raz w tygodniu wyczekiwali zagrożenia, które zawsze miało miejsce. Nic ich nie zaskakiwało.

Alikorn wstał z tronu i podszedł do smoka. Wpatrywał się w jego oczy. Mały asystent stał w bezruchu. Czuł na plecach zimny dreszcz. Dziwił się dlaczego do tej pory nie usłyszał nic z ust swojej towarzyszki.

- Przypominasz mi kogoś... - przemówiła w końcu tajemnicza postać. - Kogoś bardzo bliskiego... - Dostojny kucyk odwrócił się na chwilę. Przyciągnął magią długą srebrną laskę i podszedł do Twilight. - A ty? Kim jesteś? Wyglądasz tak, jak ja. Podszywasz się pode mnie?! Wiesz, czym to grozi, prawda? - Lawendowa księżniczka nie zdobyła się na odwagę i nic nie odpowiedziała. Wyniosła klacz niecierpliwiła się. Wszyscy inni przyprowadzeni przez jej straż zmyślali kłamstwa, aby puściła ich wolno. Ta para chyba jeszcze nie wiedziała kim jest. - Patrzycie na władczynię całej Equestrii! - przedstawiła się wreszcie podobizna Twilight. Spike spojrzał na swoją przyjaciółkę. Sprawiała wrażenie kucyka, który pogubił się we własnych przypuszczeniach. Gorączkowo poszukiwała odpowiedzi na wszystkie rodzące się w jej głowie pytania. Smok pokręcił głową.

- Co się stało z pozostałymi księżniczkami? - zapytał. Tej odpowiedzi nareszcie się doczekał.

- Celestia? Luna? Cadance? Kto jeszcze o nich pamięta? Ze strachu przede mną uciekły, nawet nie mam pojęcia gdzie?! - kłamała jak z nut.

Do kolekcji fioletowego alikorna wpłynął kolejny znak zapytania. Zgubiła się w sobie całkowicie. Nie wiedziała, który temat poruszyć. Asystent zapytał się o historię wydarzeń. Domyślał się już, gdzie zawiódł ich błękitny portal. Znaleźli się w przyszłości. W całkowicie odmiennej od przewidywanej.

✓ My Little Pony: Podróż w CzasieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz