ROZDZIAŁ 12

3.1K 250 46
                                    

Lili:

-Jesteśmy!

Po całej akcji w szpitalu, wzięłyśmy akta tego doktora i wróciłyśmy do domu. Pomińmy fakt ,że jak Jeff mnie zobaczył wybuchł śmiechem (-.-)

-Dlaczego masz krew na fartuchu? - pyta Matt. On też nie ukrywał zdziwienia widząc mnie w tym czymś.

-Kto powiedział, że obejdzie się bez ofiar? - pytam retorycznie.

-Patrzcie co mamy! - Nina zaczęła wymachiwać teczką.

-Dobra robota dziewczyny - chwali nas LJ.

-Nigdy więcej nie zgodzę się na taki plan. Następnym razem wejdę, zabiję, znajdę, wezmę, zabije i wyjdę! - warcze oburzona krzyżując ręce na piersi.

-Ale obeszło się bez szumu - mówi Nina

-A pozatym do twarzy ci w tym - śmieje się Ben. Zabije!

-Ben. Kochany. Zaraz stracisz nie tylko zęby ale i coś cenniejszego - mówię ze słodkim uśmiechem.

-Krasnal ma rację. Może zacznij pracować jako piguła - śmieje się Jeff. Hm... Nina by się obraziła jakby miała chłopaka bez klejnotów?

-Ah tak? To może mała praktyka - wzięłam nożyczki do ręki - Chodź Jeff, przeprowadze mały zabieg - mówię z zadziornym uśmiechem.

-Nie! - piszczy Nina - Jeffuś! Kochanie nie pozwolę na To - Nina chciała się na niego rzucić, ale w ostatniej chwili uciekł - Hej!

-Ja chcę mieć całe żebra! - krzyczy Jeff i ucieka, a Nina leci za nim.

-Kochanie! Słoneczko moje! Wracaj do mnie! - piszczy Nina. Wybuchłam śmiechem - Masz to! Ja lecę za cukiereczkiem! - Nina oddaje mi teczkę i wybiega z domu za Jeff'em. Nie ma z nią szans.

-Akta są puste co jest trochę dziwne - mówię podając slenderowi teczkę - A teraz muszę się przebrać - mówię i znikam za drzwiami mojego pokoju.
*****
Przez cały dzień gadaliśmy o tym co znalazłyśmy z Niną. Akta może są puste ale zawsze można się czegoś dowiedzieć od samego pacjenta, dlatego następnego dnia Matt jako agent, miał wybrać się do szpitala.

-Skoro nie pójdziesz ze mną to jak masz zamiar go zobaczyć - pyta Matt.

-Mam swoje sposoby. Idź. Jak będziesz na miejscu, będę wiedziała - puszczam mu oczko i wchodzę do lustra.

Matt:

Nie wiem co Lili kombinuje. Być może ma w zanadrzu plan. Ta dziewczyna jest nieprzewidywalna.

-Dzień dobry - przywitałem się z recepcjonistką. Spojrzała na mnie po czym się uśmiechnęła.

-Dzień dobry Panu. W czym mogę pomóc?

-Chciałbym porozmawiać z jednym z pacjentów.

-Z którym?

-Nie jakim doktorem Miller'em - kobieta zmrużyła oczy.

-Pan jest kimś z rodziny? - pyta podejrzliwie.

-Nie. Ale mam sprawę - z kieszeni wyjąłem moją odznakę i pokazałem recepcjonistce.

-Rozumiem - wzięła słuchawkę telefonu, wybiła jakiś numer i przyłożyła do ucha - Panie ordynatorze, policja przyszła - policja? Wypraszam sobie - chce porozmawiać z jednym z pacjentów, Miller'em - przez chwile słuchała tego co gościu ma do powiedzenia - Rozumiem - odłożyła słuchawkę - Zaraz przyjdzie ordynator i pana zaprowadzi. Proszę poczekać.

Zgodnie z jej życzeniem, usiadłem na krześle i po niespełna 5 minutach przyszedł ordynator.

-Dzień dobry. To pan chce się widzieć z pacjentem? - pyta mężczyzna w średnim wieku. Jego włosy są krótkie i gdzie nie gdzie widać siwizne. Oczy mił szare, a na jego twarzy można było dostrzec lekkie zmarszczki. Ubrany był w czarne, znoszone spodnie i granatową koszule z kołnierzem.

-Tak. Matthew Gregory - wstałem z miejsca i pokazałem mu odznakę - Mam do niego kilka pytań.

-Rozumiem. Proszę za mną - odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż korytarza. Poszedłem w jego ślady. Przeszliśmy parę metrów i po niedługim czasie jechaliśmy już windą na najwyższe piętro - dlaczego chce Pan rozmawiać akurat z nim?

-Mam do niego kilka pytań. To wszystko co mogę powiedzieć - mówię z obojętnością. Uzna mnie za wariata jak powiem, że może mieć coś wspólnego z tymi stworami.

-Rozumiem - winda się zatrzymała. Wysiedliśmy z niej i szliśmy korytarzem, mijając różne pokoje. Z niektórych dochodziły krzyki, z innych śmiechy. To miejsce przyprawia o dreszcze - Radzę Panu uważać. Nie bez powodu siedzi w kaftanie, a nawet z nim jest niebezpieczny - ostrzega mnie kiedy zatrzymaliśmy się przez białymi drzwiami z numerem 369.

-Proszę się nie martwić. Wiem co robię - mówię pewny siebie. On westchnął i używając specjalnej karty otworzył drzwi, a ja wszedłem do środka.

Moim oczom ukazał się biały pokój. Białe ściany, białe łóżko, nie ma okien, na suficie wisi lampa która oświetla pokój. Na samym środku pokoju, na krześle siedział mężczyzna w kaftanie. Włosy, które sięgały mu do ramion miał w nieładzie. Na jego twarzy można było dostrzec zmarszczki. Jego spojrzenie było puste.

I teraz zrozumiałem o co chodziło Lili. Koleś wpatrywał się w swoje odbicie w lustrze.

Lili:

Ciarki mnie przeszły jak tylko zobaczyłam tego faceta. Nic dziwnego że tutaj się go boją. Chętnie bym z nim osobiście porozmawiała, ale wiecie... Raczej by mnie nie wypuścili.

Zobaczyłam jak dziwi się otwierają, a do środka wszedł Matt. W samą porę. Tylko dlaczego mam wrażenie, że ten doktorek wie, że go obserwuje?

-Tak dawno nikt mnie nie odwiedzał - powiedział. Jego głos wywołał ciarki na plecach. Nie tylko u mnie.

-Mam do Pana kilka pytań - odezwał się Matt lekko spięty.

-Chyba nie tylko pan - odezwał się, nie odrywając wzroku od lustra.

-Co ma Pan na myśli?

-Nie musisz się ukrywać za tą lustrzaną powłoką. Wiem że tam jesteś i obserwujesz - uśmiechnął się, a ja cała zesztywniałam.
_______________________________
Witam was misiaki 🐻 oto normalny rozdział ;)

UWAGA!

Większość z was uczestniczy w wojnie (?) o osobą o Nicku Qllkaa. Chciałabym wam jeszcze raz podziękować za wszystkie pozytywne komentarze i za wsparcie. Jesteście cool super wow :D

Ja oczywiście obserwuje Qllkaa i jej "twórczość", może czegoś się nauczy, może nie... To już nie ode mnie zależy, ale mimo wszystko wam bardzo dziękuję jeszcze raz. Jestem zmotywowana gotowa do działania! Misie pozdrawiam 🐻 (będę na was mówić misie 🐼)

PS. Polecam książkę HERBATAA (jaka reklama buuu, sprzedałaś się istotka buuu xD) ale na serio polecam bo niezła beka jest. Tytuł "Qllkaa" przypadek? Nie sądzę XD

Zło Nigdy Nie Śpi (CKM #2)✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz