Rozdział ósmy: Chateau de Regina

Start from the beginning
                                    

Daphne wymieniła zaniepokojone spojrzenie z Sashą. O ile ta druga miała swój krótki epizod w Armii i jej dane znajdowały się w jakiejś tam bazie danych, o tyle Daphne zniknęła z systemu trzynaście lat temu, dobrze dbając, by nikt nie miał o niej dokładnych informacji. Miała być jedynie zjawą, zmorą i największym koszmarem systemu opierającego się wiedzy absolutnej na temat jednostki i jej użyteczności w imię dobra ogółu. Duchem, nieuchwytnym i nie posiadającym dokładnych kształtów i cech.

Urządzenie wydało krótki dźwięk, najwyraźniej wszystkie informacje, których potrzebowali o de Blaire, już tu były. Tak samo było z Isamu i Nubirą. Kiedy przyszła kolei Sashy, dziewczyna złapała Daphne za rękaw w przypływie przerażenia, gdy instrument wydał dziwne pyknięcie, a żołnierka z konsternacją obróciła tablet do siebie.

- Emmm... To chyba błąd systemu – stwierdziła – No bo nie możesz być Alessandrą Lijowicz, tą złodziejką danych od Mlecznych Dzieci, prawda? – Spojrzała na nią uważnie, a blondynka uśmiechnęła się szeroko.

- To ona – ubiegł jej odpowiedź Wesler – Brakuje jakiś danych?

- Podstawowych, typu klasyfikacja systemowa albo numer buta. Części potrzebujemy, żeby przygotować dla niej mundur, kwaterę, rozkład zadań i dietę.

Daphne wydała z siebie zduszone parsknięcie śmiechem. Nigdy nie dała się złapać systemowi i wciągnąć w szaleństwo danych. Nie była przyzwyczajona do tego, że system komputerowym po dokładnym przeanalizowaniu jej genetycznych skłonności, cech i przeszłości, mówił jej, co ma jeść, jak się ruszać i ile spać, by pozostać w zdrowiu i użyteczności dla Zjednoczonych Narodów.

- Zaraz to załatwicie – stwierdził i machnął ręką w kierunku swojej siostry.

Spojrzała na niego morderczo powyżej ramienia oficerki, która wyciągnęła do niej tablet. Mimo to, grzecznie dała zeskanować swoją dłoń. Urządzenie ponownie wydało pyknięcie, a nawet ekran zapalił się na czerwono.

- A ciebie gdzie chowali? Nie ma żadnych danych w systemie. Żadnych.

- Arkansas, Lazetown, 28 września 2138 – odpowiedziała – Daphne Jessamine Wesler.

Zapadła cisza, burzona jedynie wyciem wiatru, który rozwiewał czarne włosy Daphne, uśmiechającej się niby łagodnie do zszokowanej kobiety przed nią. Jej imię znali wszyscy, a jednak nie wiedzieli o niej nic.

Ten uśmiech nie sięgnął oczu zimnych jak sam kosmos, zmrużonych, tak by nadać im wyraz niemal gadzi. Roger dokładnie to widział i nie powstrzymał się przed wywróceniem oczami. Znowu to robiła.

- Tutaj będziemy potrzebowali jeszcze dokładniejszych danych – szepnęła kobieta i czym prędzej wycofała się za swojego dowódcę.

- Świętnie, zaczniemy od tego, a jeśli z pozostałą trójką nie ma problemów... - Spojrzał na Olsena, a on kiwnął głową, machając ręką na pozostałych oficerów.

- Proszę zaprowadzić kaprala i podpułkowników do ich kwater – rzucił do swoich podwładnych – Tymczasem my, jeśli można prosić, udamy się, żeby uzupełnić dane. – Wskazał wejście w postaci ogromnych, oszklonych drzwi, które za pewne pamiętały czasy dawnej świetności zamku.

W ogromnym korytarzu, którego wysokie sklepienie krzyżowo-żebrowe ginęło w zmierzchu zapadającego wieczoru, rozdzieli się. De Blaire, Nubira i Isamu ruszyli za oficerami, a Daphne i Sasha w towarzystwie Rogera i majora Olsena odeszły w przeciwnym kierunku.

- A ty tu czego? – zapytała brata Daphne, a on uśmiechnął się.

- Pilnuję, żebyś była grzeczna – odpowiedział.

Korpus ZbawicielaWhere stories live. Discover now