Rozdział 14

85 5 0
                                    

Szłam drogą w stronę lasu i rozmyślałam o wczorajszej nocy, kiedy to przyszedł do mnie... chłopak. Tak, właśnie. Nie wiem, kim on był. Byłam tak zmęczona, że od razu po jego wyjściu zasnęłam. Było już ciemno i nie widziałam twarzy, ani nie rozpoznałam głosu. Wiem tylko, że mógł to być William lub Mark, ponieważ zapamiętałam jedynie, że chłopak był tego samego wzrostu.
Doszłam do granicy lasu. Popatrzyłam chwilę na korony drzew i westchnęłam. Nigdy jeszcze nie byłam w lesie sama i chciałam chwilę odreagować. Znalazło by się pewnie wiele osób, które powiedziałyby, że w mojej sytuacji czułyby się samotne, nawet gdyby otaczały je tłumy. Ja tak nie mam. Nie wiem, czy to zasługa proroctwa, czy Bóg wie czego, ale czuję się na swoim miejscu. W tamtym świecie, gdy myślałam, że tak jest, to zawsze się myliłam.
Teraz idąc po zielonej trawie i patrząc na otaczające mnie drzewa, czuję się spełniona. Usiadłam na kamieniu i słuchałam. Słuchałam lasu. Oparłam się plecami o drzewo i patrzyłam na las. Siedziałam tak niespełna dwie minuty, gdy poruszyło się coś w krzakach. Podeszłam bliżej i zobaczyłam lisa. Nie uciekał patrzył na mnie, a ja na niego.
Co się tak gapisz?
- Co do diabła?! - krzyknęłam przerażona i odsunęłam się o krok, ale lis wytrwale stał w krzakach.
Ty nie jesteś zmiennokształtną. A możesz ze mną rozmawiać? Kim ty jesteś?
- Świetne, już zaczynam mieć halucynacje, co dalej? - na dodatek mówiłam sama do siebie. Zrobiłam dziesięć głębokich wdechów i spojrzałam na lisa, który zaczął mnie okrążać. Stałam nie ruchomo i błagałam w duchu, żeby sobie poszedł.
Zapytałem, kim jesteś. Bo na pewno nikim stąd.
- Człowiekiem - szepnęłam, bo bałam się małych zwierząt. Tak możecie się śmiać, a pozwoliłam sobie na okazywanie strachu, bo nikogo nie było w pobliżu. Nawet na torturach nie przyznałabym się do mojej fobii. Miałam traumę z dzieciństwa, kiedy zaatakował mnie pies sąsiadów. Miałam cztery latka, podrapane ręce i zostałam ugryziona w nogę. Nie mam blizny, bo ojciec o to zadbał. A pies? Pozwaliśmy sąsiadów i pies został uśpiony. Żałuję tego, bo w końcu było to zwierze i miało prawo do życia. Moje blizny się zagoiły, ale pies życia nie odzyskał. Tak więc, bałam się wszystkiego, co było małe. Ale ja mam popieprzony umysł, nie ma co.
Ach tak. Słyszałem o nich, ale nigdy nie widziałem. Ciekawe, wy wszyscy umiecie ze mną rozmawiać?
- Nie wszyscy, tylko ja. - uświadomiłam sobie bolesną prawdę i nie uspokoiłam się, ani trochę.
Interesujące... Przestań się mnie bać, bo nic ci nie zrobię. Powiem ci, że pierwszy raz rozmawiam.
- Tak, jestem wyjątkowa, nie ma co - powiedziałam sarkastycznie.
Nie, mówię serio. Słyszałem jak inne zwierzęta rozmawiają ze zmiennymi, słuchałem ich rozmów. Ale oni nigdy nie rozumieli mnie. Mówili do mnie, a ja starałem się im odpowiadać, tylko problem polegał na tym, że nikt mnie nie słyszał. Jesteś jedyną, która mnie rozumie.
- Nie miałeś łatwo, co? - spokojnie usiadłam znowu na kamieniu, a on dalej się we mnie wpatrywał, ale też usiadł naprzeciwko mnie.
Nie.
- Tylko, że ja słyszę ciebie. Wtedy, gdy szłam do tego obozu... Widziałam ptaka, który przekazał wieści, że przekroczyliśmy granicę. Ja nie słyszałam tego.
A, Łysa pała, tak ten kruk działa nam wszystkim na nerwy. Przezywamy go z kumplami, bo zaczęły mu pióra wypadać. Kiedy zmiennokształtni to zobaczyli, to go przefarbowali. Czaisz? Ja nie mogę, mieliśmy z niego taki ubaw. Nikt go nie lubi, bo strasznie się podlizuje. Stara zrzęda, na dodatek.
- Co to ma wspólnego z tym, że go nie zrozumiałam? - roześmiałam się.
Nic. Możliwe, że umiesz rozmawiać tylko ze mną, jak ja mogę tylko z tobą. Czekaj! Sprawdzimy to.
I już go nie było. Wrócił po kilku sekundach z... kuną i skunksem. Zaczęłam się bać mojego daru.
Człowiek! Odbiór!
- Niech coś powiedzą, bo na razie ich nie słyszę. - powiedziałam do lisa.
Mówią. Czyli ty słyszysz tylko mnie, człowiek. Życie jest piękne!
I wskoczył mi na kolana, od czego się wzdrygnęłam.
Możecie odejść, bo ona słyszy tylko mnie! Dziękuję za poświęcony czas, odezwiemy się do was.
Zrzuciłam go z moich kolan i patrzyłam jak kuna i skunks odchodzą.
- Pierwsza zasada. Oczywiście jeśli chcesz się ze mną zadawać. Jest taka, że nie wskakujesz mi na kolana, nie liżesz mnie i unikamy jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Jasne?
Tak.
- Dwa. Nikomu nie powiesz, że umiem z tobą rozmawiać, kuna i skunks mają milczeć, tak?
Dlaczego?
- Powiem im sama.
No, dobrze. Coś jeszcze?
- Nie, chyba nie.
Więc ruszamy.
- Gdzie?
Człowiek, ja znam tu wszystkich i wszystko. Jestem wszędzie i nigdzie. Istna skarbnica wiedzy. Zobacz jak ci się poszczęściło.
- Clover. Mam na imię Clover.
Tak, a ja jestem Joe, ale możesz mówić lis. Chodźmy już.


Joe tak jak mówił, był istnym skarbem. Zapytałam go jak to się dzieje, że zmiennokształtni potrafią rozmawiać ze zwierzętami. Odpowiedział, że dzieję się tak dlatego, że sami zamieniają się w zwierzęta. A zwierzęta nie mówią tylko przesyłają informację do ich mózgów, to tak jak elfy czytają w myślach, tylko na odwrót. Dowiedziałam się też, że zmienni podczas przemiany rozmawiają ze sobą, czy jak to woli określać Joe ,,wysyłają informacje".
Wyszło na to, że ten lis to naprawdę sympatyczny kompan i wie wszystko o wszystkich, ale wiedzę tę udostępni mi przy okazji. Teraz szłam w stronę domu Poppy, odesłałam Joe'a do lasu i obiecałam, że jutro też go odwiedzę. On choć z wielkim ociąganiem spełnił moją prośbę. Dziś jest ognisko, więc zamierzam się dobrze bawić.
Zapukałam do drzwi Poppy i otworzyła mi je ładna kobieta z rudymi włosami. Byłam wyższa od niej o jakieś pięć centymetrów.
- Dzień dobry - przywitałam się grzecznie - Ja przyszłam do Poppy.
- Witaj! Jestem mamą Poppy. Mam na imię Rebecca. Moja córka nie wspominała mi, że przychodzi do niej koleżanka, ale wchodź do środka. - wepchnęła mnie do domu i uśmiechnęła się.
- Clover - powiedziałam idąc za nią do salonu, który był większy od naszego o jakieś dziesięć metrów kwadratowych. Dom był przepiękny. Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła twarzą do mnie.
- Miło mi cię poznać. Nie stworzonych historii się o tobie nasłuchałam. Cieszę się, że zaprzyjaźniłaś się z moją Poppy. Do tego domu przychodzi już tylko jeden facet, więc dobrze, że moja córka będzie mieć koleżankę. Oto i ona.
- Mamo... - zaczerwieniła się - Cześć, Clov. Myślałam, że już nie przyjdziesz. Przepraszam za mamę, chodźmy do mnie.
- Ok, panią też miło było poznać.
Weszłam za Poppy na samą górę schodów, do jej sypialni. Była cudowna! Błękitny baldachim nad łóżkiem. Białe meble, czarno-białe dodatki i niebieskie ściany.
- Boże, masz piękny pokój - westchnęłam i przypomniałam sobie moją dawną sypialnię.
- No, nie wiem - zamyśliła się. - Pewnie uważasz, że nie mam gustu i jest to prawda, bo nie umiem łączyć kolorów, kroju ubrań itd. Noszę czarne, białe i szare ubrania, bo są bezpieczne...
- Nie, koniec z tym. W ubraniach nie chodzi o to by czuć się bezpiecznie, ale dobrze. A ty w swoich dobrze się nie czujesz, a więc masz w szafie coś kolorowego?
- Nie.
- No to idziemy do mnie.
Miałam w domu ciuchy od Cameron, ale nie tylko. Dostałam ich trochę od Samanty, powiedziała, że muszę ubierać się jak dziewczyna z proroctwa i wiedziałam, że nie obrazi się za pożyczenie kilku szmatek Poppy.

Czas ProroctwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz