1. Tragedia

5.7K 568 155
                                    

Draco miał – łagodnie mówiąc – przerąbane. Wszystko przez głupiego Wieprzleja, który nie potrafił utrzymać łap przy sobie. Rudy rzucił się na niego, najmłodszego przedstawiciela wszechpotężnego klanu Malfoyów, gdy ten, na generalnej próbie do Balu Bożonarodzeniowego wspomniał o jego szacie wyjściowej, odziedziczonej po prababci. Nie miał ochoty brudzić sobie swoich wypielęgnowanych dłoni bójką z Łasicą. Sięgnął więc po coś, o czym prawdziwy czarodziej nie zapomina nigdy: różdżkę.

Akurat chciał rzucić malutką Sectumsemprę, gdy weszła profesor McDawnoNiedymana i zorientowała się, co się dzieje. Nie dała Draconowi szlabanu, gorzej. Sprytna bestia zagroziła, że jeżeli nie okaże chęci współpracy z uczniami Gryffindoru, powiadomi o całej sprawie Ritę Skeeter. To mogło oznaczać jedno: ojciec dowie się z Proroka, że Draco skalał nieposzlakowane nazwisko Malfoyów, wydziedziczy go, a potem zmusi do zostania dziesiątym mężem matki Zabiniego. Brrr.

Wieprzlej musiał jedynie wyczyścić całą męską łazienkę szczoteczką do zębów! Jemu nie groziła kompromitacja w świecie magii (o jego rodzinie szanujący się obywatele i tak mieli niskie mniemanie), był tylko narażony na bliskie spotkanie z odchodami Goyle'a!

Dobra. Teraz Draco nie wiedział co gorsze: kupa Gregory'ego czy kupa pieniędzy tatusia poza jego zasięgiem. Zresztą, nieważne. Musiał spektakularnie przekonać profesor McCnotkę, że chce poprawić swoje relacje z domem Godryka. Najlepiej na balu.

Naczelna Dziewica Hogwartu pewnie by się nie wściekła tak bardzo, ale chodziły plotki, że ostatnio dostała kosza. Uczniowie szeptali między sobą, że chciała wyrwać nie byle kogo, bo samego Dumbledore'a, ale ten wolał zaprosić – o zgrozo! – babcię Neville'a. Dracona nie bardzo obchodziły te geriatryczne miłości, wiedział jedynie, że McŚwięta stała się nagle McŚwirniętą.

I komu się przez to oberwało? Jemu, najniewinniejszemu w Hogwarcie!

Nie mógł tak po prostu zaprosić jakiejś Gryfonki, choćby nawet (fuj!) trzeciorocznej, bo był już umówiony z Pansy, która zachwycona tym faktem, opowiadała każdemu, kto chciał słuchać, że matka przysłała jej rodowy diadem. Mało tego, kazała mu włożyć różowy krawat, żeby pasował do sukienki!

Draco miał swoją dumę. Jako stuprocentowy samiec, różowego nie nosił.

Zresztą, teraz to nie było najważniejsze. Jak miał przekonać Minerwę Porzuconą, żeby nie mówiła nic Skeeter?

Myśl, Draco, myśl.

Myślał całe popołudnie, na kolacji i po niej. W końcu rzucił się na łóżko, twierdząc, że będzie improwizował. W końcu był inteligentny, charyzmatyczny i oszałamiający. Coś wykombinuje.

Nie miały testrale choinki na ŚwiętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz