ROZDZIAŁ 1 ✓

30.2K 930 181
                                    

Wyjrzałam dyskretnie przez okno mojego pokoju. Co do cholerny?! Spojrzałam na zegarek w komórce. Wyświetlacz pokazywał dwudziestą drugą trzydzieści trzy. Dlaczego kręci się tu tylu ludzi o tej godzinie? Ojciec musiał podwoić straże? Ale dlaczego?

-Ehh nie ważne i tak dam radę! - powiedziałam sama do siebie.

Otworzyłam ostrożnie drzwi do mojego pokoju i wychyliłam głowę na korytarz. Pusto. Wymknęłam się cicho z pokoju.
Mieszkam na najwyższym, czyli 4 piętrze mojej rodzinnej willi, zwanej również twierdzą. Ciężko bedzie wydostać się stąd przez nikogo nie zauważoną. Zwłaszcza, że nie wiedzieć czemu wille w środku i tereny wokół niej patrolują ludzie ojca.

Zdecydowanie zbyt łatwo poszło mi zejście na parter. Gdzie ci wszyscy ludzie? W domu chyba nikogo nie ma, ale na zewnątrz jest ich o wiele za dużo, a to znaczy, że nie ma szans na wyście frontowymi drzwiami. Wyjdę przez okno na tyłach. Weszłam do kuchni i ruszyłam do okna na tylniej ścianie domu. Nagle stanęłam słysząc głosy dobiegające z salonu. Wychyliłam ostrożnie głowę do salonu. Już wiem gdzie się podziali wszyscy. W salonie znajdowało się ze czterdzieści a może z pięćdziesiąt ubranych na czarno i uzbrojonych mężczyzn i kobiet.

Ojciec nigdy nie zwoływał takich wielkich obrad. Całe szczęście wszyscy stali lub siedzieli tyłem do mnie. Schowałam się znów do kuchni i oparłam plecami o ścianę przy drzwiach i wtedy usłyszałam głos ojca.

-Co z moją córką Levis? - skierował pytanie do mojego prywatnego ochroniarza, którego nawiasem mówiąc nienawidziłam. Jedyny plus jaki posiadał to, że był tak tępy i beznadziejny, że zawsze mogłam się bez trudu wymknąć z domu.

-Spokojnie. Śpi- odparł Mark Levis pewien swoich słów.

-Dobrze. Nie chcę by przypadkiem usłyszała naszą rozmowę - powiedział ojciec.

-A czego tak w ogóle ma dotyczyć ta rozmowa? Po co nas tu wszystkich ściągnąłeś Blackwood? - usłyszałam ten bezczelny głos i już wiedziałam do kogo należy.

Kevin Trevor był jedynym człowiekiem, który mógł w taki sposób mówić do mojego ojca. Każdy czuł strach przed moim ojcem i nigdy nie byłby w stosunku do niego taki bezczelny i arogancki. Każdy poza Trevorem, którym był czymś w rodzaju prawej ręki mojego ojca.

-Chyba każdy z was zauważył, że na ciemnych ulicach Brazylii zaczyna wrzeć- odparł mój ojciec nie zważając na ton głosu Trevor.

Po salonie przebiegły pomruki, a ja przysunęłam się bliżej drzwi zaciekawiona ich rozmową.

-Tak, ale dlaczego?- spytał któryś z ludzi mojego ojca.

Ojciec nabrał powietrza i zaczął mówić:

-Pojawiają się zatargi między klanami. I to poważne. Nie da się ich załatwić po przez zwykłe ustawki. Klany zaczynają bić się o władzę.

-Boisz się o swoją pozycję Blackwood? - spytał lekko kpiąc Trevor. Ale chwilę później spoważniał i dodał. - Wiesz przecież, że nikt nie jest w stanie Ci zagrozić.

-To prawda- poparł go Diego Amos. - Brazylijskie klany są zbyt słabe by z tobą walczyć. Musiały by połączyć siły by cię pokonać. Jednak dobrze wiesz, że to nigdy się nie stanie. Każdy pragnie władzy niepodzielnej i absolutnej. Nikt z nich ci nie zagraża- zapewniał mojego ojca.

- Nie mam wątpliwości co do tego, że nikt nie jest w stanie odebrać mi władzy! - usłyszałam gniew w głosie mojego ojca. - Ale każdy kto czycha na mnie czycha również na moją córkę! Dragon jako pierwszy spróbuję ją dopaść by zmusić mnie do oddania mu władzy.

Po plecach przebiegły mi ciarki na sam dźwięk tego nazwiska. Pedro Dragon to największy wróg mojego ojca. Zrobi wszystko by odebrać mojemu ojcu władzę w podziemnym i przestępczym świecie Brazylii.

-Może i tak, ale nie popadaj w paranoje- odparł Trevor. - Twoja córka śpi sobie grzecznie i wielkiej twierdzy jaką dla niej wybudowałeś. Nie ma najmniejszych szans by ktoś zdołał się tu włamać i porwać twoja córeczkę. Nic jej nie będzie jeśli sama do niego nie pójdzie, a obaj wiemy, że to się nigdy nie stanie.

- Moja córka jest bezpieczna w twierdzy i tak ma pozostać. Nikt tu nie wejdzie i nikt stąd nie wyjdzie bez mojej wiedzy. Levis ochrania moją córkę, podwoiłem również straże wokół twierdzy. Ale jest jeszcze coś- powiedział ojciec. - Trevor chcę byś zebrał ludzi i wybadał co planują przywódcy klanów. Bądźcie ostrożni i nie dajcie się złapać.

- Bez obaw- zapewnił Trevor, a z tonu jego głosu wyczułam, że się uśmiecha. Nienawidziła tego jego bezczelnego uśmiechu. Wydawało mu się, że jest nie wiadomo kim. - Zbiorę najlepszych, ale to może trochę potrwać. Jeżeli coś planują na pewno będą ostrożni. Będą się pilnować. Nie będzie łatwo dostać się do takich informacji.

-Dlatego wysyłam ciebie- odparł ojciec. - Wiem, że sobie poradzisz. Dobra koniec zebrania. Ci, którzy nie idą z Trevorem zostają w twierdzy.

Usłyszałam duże poruszenie. Wszyscy zaczęli wstawiać i zaraz zaczną wychodzić. Jeśli teraz stąd nie wyjdę to mnie przyłapią.

Ruszyłam na tył domu by otworzyć okno. Spojrzałam przez nie, na szczęście nikogo tam nie było. Podciągnęłam się na okno i wyskoczyłam na zewnątrz. Pochyliłam się i ruszyłam biegiem do drzewa rosnącego tuż przy murze na tyłach. Gdy pobiegłam do drzewa obejrzałam się za siebie. Nikogo nie ma. Zaczęłam się na nie wspinać gdy usłyszałam jakieś głosy. Spojrzałam w tym kierunku. Czterech ludzi właśnie wychodziło zza rogu domu. Jeśli się nie pospieszę zobaczą mnie. Najszybciej jak tylko mogłam wdrapałam się na drzewo. Teraz muszę być cicho są coraz bliżej. Jeden ruch i mnie usłyszą lub zobaczą. Starałam się uspokoić oddech. Cztery minuty później strażnicy zawrócili i ruszyli w drugą stronę. Wzięłam głęboki wdech, spięłam wszystkie mięśnie i zeskoczyłam z drzewa za mur odgradzający mój dom od reszty świata.












Córka Blackwood'a Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz