41. Pożar

1.2K 159 23
                                    

- Sam, uciekaj! - wrzeszczał Oskar biegnąc w moją stronę ile sił w nogach.

Błysk jasnego światła.

- Schowaj się Em. Może być gorąco. - powiedziałam z kamienną powagą do mojej przyjaciółki.
- Nie zostawię cię tak!
- Em! Posłuchaj mnie. To dla twojego bezpieczeństwa.

Błysk jasnego światła.

- Nareszcie! Nie możesz teraz nic zrobić! Po tylu latach, wreszcie osiągnięłam swój cel! - podniosła ręce ku niebu.
Na nich zabrała się wielka kula gęstej, czarnej, elektrycznej mgły. Uśmiechnęła się triumfalnie i wystrzeliła kulę prosto we mnie.

Błysk jasnego światła.

- Oskar! - moje oczy zaszły łzami na ten widok.

Błysk jasnego światła.
Światło zmieniło się w bezkresną biel. Biel, z krórej powoli wyłaniały się poszczególne kształty. Zaczęły nabierać kolorów.

Chwilę zajęło, zanim się otrząsnęłam i zanim dotarło do mnie, co się stało.

Byłam w moim malutkim, białym pokoiku. Słyszałam trzy głosy. Dwa znajome. Chciałam zobaczyć, kto był tą trzecią osobą.
Poruszyłam się delikatnie, ale zaraz tego zaprzestałam, bo myślałam, że głowa mi eksploduje. Wydobył się ze mnie tylko cichy jęk.
- Obódziła się. - usłyszałam znajomy, damski głos.

Zaraz po tym nade mną pojawiły się trzy postacie. Jedną z nich była Evie, drugą Oskar, a co do trzeciej, to sądząc po stetoskopie zawieszonym na karku, stwierdziłam, że był to lekarz.

- No nareszcie! - Evie krzyknęła teatralnie.
- Jak się czujesz? - zapytał lekarz.
- Ź.. le... - lewo odpowiedziałam.
- Powinnaś odpocząć. Wasza Wysokość - zwrócił się do Evie - Myślę, że powinnaś dać jej dzień wolnego.
- Hmmm... Zgoda.
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na Oskara.
- On cię znalazł. - poinformowała mnie dziewczyna - To Olivier. Jeden z najlepszych uczniów armii.
- O... Olivier? - spojrzałam na niego pytająco. On natomiast tylko się uśmiechnął.
- Czy... ja... mogę z nim porozmawiać... w cztery oczy? - zapytałam niepewnie.

Oskar spojrzał na Evie, ona z kolei na lekarza. Ten zastanowił się chwilę i powiedział, że nie widzi przeszkód.

Gdy Evie i doktor opuścili mój pokoik, spojrzałam na Oskara nie wiedząc, o co chodzi.
- Zanim cokolwiek powiesz, wiedz, że to jest poniekąd część mojego planu. - pierwszy odezwał się chłopak.
- Poniekąd?
- Spokojnie. Po prostu nie chcę, żeby znali moje imię. Myślisz, że nie wiedzą, jak nazywa się strażnik prawdziwej księżniczki? Z resztą, nie możesz się teraz denerwować.
- Co mi tak właściwie jest? - dotknęłam zimnymi (jak zawsze) rękoma mojej obolałej głowy, co przyniosło niesamowitą ulgę.
- Pamiętasz, gdy rozmawialiśmy, zemdlałaś. Zaniosłem cię do księżniczki, a ona kazała mi przynieść cię tutaj. Gdy dotarliśmy do pawilonu, zawołałem lekarza. W tym czasie Evie wróciła. Lekarz cię zbadał i stwierdził, że to niegroźne zasłabnięcie najprawdopodobniej na tle psychicznym... - urwał - to moja wina... - spuścił głowę i zaczął tępo wpatrywać się w czubki swoich czarnych butów.
- Dlaczego?
- Przez to, że mnie tam wtedy zobaczyłaś, twoja psychika nie wytrzymała. Dodatkowo ta rozmowa... przepraszam.
- Miło, że mnie rozumiesz.
- Będę się już zbierał. Oszczędzaj się w ten wolny dzień i nie przesadzaj z zaklęciami.
- Ha ha. Bardzo śmieszne.
- Niby co? - nie krył zdziwienia.
- Widzisz to dziadostwo na mojej nodze? - zapytałam pokazując a blokujące magię ustrojstwo.
- Tak...
- To bloker. Jak sama nazwa wskazuje, blokuje magiczne zdolności. Słowem, nie da się rzucać zaklęć.

Byłam skołowana. W jednej chwili, Oskar wybuchnął głośnym śmiechem. Co ja takiego powiedziałam?

- Sam... i... i ty na prawdę myślisz, że... to coś... jest w stanie zablokować TWOJĄ moc? - wydukał wciąż nie przestając się śmiać.
- Tak... - odpowiedziałam niepewnie.
- Pytanie. - nagle spoważniał - Czy od czasu, gdy tu jesteś, chociaż spróbowałaś rzucić jakiekolwiek zaklęcie?
- Nie...
- Więc dlaczego sądzisz, że nie możesz używać magii?
- No bo... - w sumie faktycznie. Nie spróbowałam. - Nie wiem...
- To zaryzykuj.
- Ale teraz? - przypomniałam sobie o bolącej głowie i znów dotknęłam czoła kojąco zimną dłonią.

Oskar najwidoczniej zauważył, co mam na myśli, bo chwilę się zastanowił.
- Mam pomysł. - Po tych słowach zamilkł na kolejne kilka sekund.
- Jaki? - wyrwałam go z tego dziwnego stanu.

Nie odpowiedział. Uważnie obserwował białe drzwi. Drzwi, które nagle się zapaliły!

- Oskar! - popatrzyłam na niego z przerażeniem w oczach. Do reszty zgłupiał?! Chce nas tu spalić?!
- Co? - zapytał, jak gdyby nigdy nic.
- UFO w ZOO!
- Będziesz się teraz kłócić, czy to zgasisz? - zapytał z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy.
- Nie cierpię cię.
- Też cię kocham, ale dołóżmy to na później. Zgaś to.

Spojrzałam na niego z wyrzutem, a następnie skupiłam się na płonących drzwiach.
Zakręciłam kilka razy palcem wskazującym prawej ręki, recytując przy tym proste zaklęcie wody.
Już po chwili nad moją ręką pojawiło się kilka wodnych bąbelków, które po kolei kierowałam w stronę pożaru.

"I co głupi blokerze? Nie masz ze mną szans!" - pomyślałam wysyłając w stronę praktycznie już zgaszonego ognia, ostatni wodny pocisk.
Jednak, dokładnie w tym samym czasie, drzwi gwałtownie się otworzyły, a po drugiej stronie stała...



















********************************
Zbesztajcie mnie, nazwijcie Polsatem, ale musiałam.

Myślałam, że ten rozdział będzie jakoś jutro, albo w weekend, a tu proszę. Dałam radę jeszcze dziś.

Do nexta
~ Bacipa

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz