31. Druga wskazówka

1.6K 207 13
                                    

(Oczami Sam)

Droga zdawała się nie mieć końca. Najgorsze było to, że nie mieliśmy pojęcia dokąd zmierzamy.
Pomyśleliśmy, że jeżeli ktoś będzie coś wiedzieć na temat tego całego "T" oraz "miejsca" mojego ojca, to napewno Flin. Był w końcu jego doradcą i przyjacielem. Dla tych, którzy już zdążyli zapomnieć, Flin, to ten dziwny, śmierdzący hopgoblin, który czegoś się wystraszył i zwiał.

***

Idziemy już trzeci dzień. Zauważyłam, że Oskar i Emma co jakiś czas przesyłają sobie dziwne spojrzenia. Nie wiem, co mam o tym myśleć. Widzę, że coś ukrywają i naprawdę mi się to nie podoba. Mimo wszystko, jednak, ufam im, bo wiem, że to moi przyjaciele i to nie może być nic złego.

- Ugh! To jak szukanie igły w stogu siana! - Emma wręcz kipiała ze złości - To nie ma sensu. Ten cały goblin może być dosłownie wszędzie!
- HOPgoblin. - sprostowałam.
- Jakie to ma znaczenie?!
- Dobra, Em, nie denerwuj się. - uspokoił ją Oskar. - Ale i tak masz rację. W ten sposób zajmie nam całe wieki, zanim go znajdziemy. Sam, odpuśćmy, to serio nie ma sensu.
- Nie ma mowy! On wszystko wie!
- Przecież i tak to nie nasz cel. My powinniśmy raczej szukać zagadki, a nie twoich rodziców. - zawahał się - Bez urazy... przepraszam. Nie chciałem.
- Chciałeś!
- Nie! Przepraszam.
- Gdybyś nie chciał, to byś tak nie myślał, a skoro tak powiedziałeś, to tak myślałeś!

Zaczęłam odchodzić od nich szybkim krokiem. Byłam wkurzona i musiałam odreagować.

- Gdzie idziesz?
- Jak najdalej od was. - burknęłam pod nosem.

Szłam cicho łkając.
Zaczęło się ściemniać. Niebo, jak co wieczór zrobiło się fioletowo - granatowe. Piękny widok, ale w tamtej chwili wcale nie zbierało mi się na zachwyty. Pomyślałam, że warto już wrócić do ogniska.
Mijałam drzewo za drzewem, krzak za krzakiem, skałę za skałą. Szłam pięć, dziesięć, piętnaście minut i doszłam do wniosku, że się zgubiłam. Usiadłam na ziemi, głowę oparłam o drzewo i... poczułam straszny smród. Znałam ten zapach. Flin!

- Flin? To ty? - zapytałam.

Odpowiedziała mi cisza. Nie do końca jednak, bo usłyszałam, jak coś porusza się w krzakach. Gwałtownie obruciłam głowę w stronę, z krórej dobiegał dźwięk.

- Flin, to ja, pamiętasz mnie?

Z krzaków wyściubił się długi nos. Nic więcej. Nozdrza poruszyły się kilka razy, i powoli z zarośli wysunęła się cała sylwetka hopgoblina.

Powoli i ostrożnie zbliżał się w moją stronę, jakby myślał, że czyha tu na niego jakieś zagrożenie. Rozglądał się dookoła, stawiając każdy krok. Kiedy odległość, która nas dzieliła, wynosiła około metr, jego nozdrza znów się poruszyły. Ja zlustrowałam go wzrokiem. W zasadzie, nic się w nim nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania. Te same średniowieczne, podarte spodnie i koszula, tak samo spiczaste uszy i nos i tak samo przerażająco długie i brudne paznokcie u ogromnych stup.

- To ty... Czemu ty... ja znam ten zapach.
- Tak, wiem, przecież już się kiedyś spotkaliśmy, pamiętasz?
- Nie, nie. To co innego. Ale przecież... to nie możliwe. - ostatnie zdanie powiedział szeptem, jakby sam do siebie. - Co? Co jest niemożliwe?
- Nic dziecko. Czego chcesz?
- Chcę się zapytać, czy znaleś może jakiegoś "T"?
- Znałem mnóstwo osób z imieniem zaczynajcym się od T.
- Mówiłeś, że byłeś kiedyś doradcą króla.
- Tak, byłem, i co?
- Powiesz mi więc, gdzie król miał swoje miejsce i czy znał T?

Gdy tylko usłyszał te słowa, cofnął się o krok. Mina mu zrzedła, a twarz przybrała poważny wyraz.

- Nic nie wiem i zostaw mnie w spokoju. - burknął.
- Wiesz! Powiedz mi, ja muszę to wiedzieć!
- Nawet, gdybym wiedział, to dlaczego miałbym ci powiedzieć?
- Bo... jestem księżniczką.
- Ha, ha, ha. Już ci wierzę panieneczko. Księżniczka zaginęła piętnaście lat temu i najprawdopodobniej już nie żyje. Poza tym, gdybyś na prawdę jakimś cudem była księżniczką, na sto procent znałbym twój zapach... - powąchał mnie kolejny raz. W sumie, to czuję się, jakbym rozmawiała z psem, który cały czas coś węszy, a nie, z istotą rozumną, pracującą niegdyś na dworze w pałacu.

Flin niuchał i niuchał, a ja tylko stałam i przewracałam oczami. Gdyby zobaczył to ktoś trzeci, nie mógłby powstrzymać się od śmiechu. To wyglądało na prawdę zabawnie.
W pewnym momencie mój rozmówca wyprostował się i zrobił ogromne oczy. Tak na marginesie, to wyglądał przerażająco.
Po chwili padł mi do stup i powiedział:
- Wybacz, wybacz Wasza Wysokość! Zabij mnie, jeśli tego chcesz!

Czułam się conajmniej dziwnie. Pierwszy raz znajdowałam się w takim położeniu. Nie miałam pojęcia, co robić, i jak się zachować.
- Wstań, proszę. - wydukałam tylko - Nie chcę cię zabijać.
- W takim razie, co mogę dla ciebie zrobić, Pani? - wciąż przede mną klęczał i nawet nie podniósł wzroku.
- Powiedz mi, gdzie mój ojciec miał swoje miejsce?
- Nie wiem, czy o to chodzi, ale nasz Pan w młodości kochał chodzić do Jaskini Samotnej Skały, niedaleko łąk jednorożców.
- Daleko to? - zapytałam z ogromną ekscytacją.
- Jakieś trzy dni drogi stąd.
- Powiedz mi jeszcze, kim jest T?
- Pani, nie wiesz? - zapytał bardzo zdziwiony.
- Z kąd mam wiedzieć?
- Przecież mówi się o nim w każdym, nawet najdalszym zakątku w Difseidzie.
- Ale ja... nie wychowałam się w Difseidzie, tylko na Ziemi.

Na te słowa wreszcie podniósł głowę.

- Na Ziemi? W tej mistycznej krainie z baśni i legend zamieszkałej przez istoty nie magiczne? Ja... myślałem, że Ziemia nie istnieje.

Nie powiem, zdziwiłam się. Nie sądziłam, że Ziemia dla mieszkańców Difseid'u, jest, jak Difseid dla mieszkańców Ziemi - nie istnieje.

- Więc... - kontynuowałam - Powiesz mi kim jest T?
- To Tejadan, zdrajca.
- A kim był, dla mojego ojca?
- On był... jego bratem... .


**************************

UFF... nareszcie.
Tak, tak, wiem, rozdział miał być wcześniej. Mogę się jednak usprawiedliwić i powiem , że przez trzy dni z rzędu robiłam za nianie (super ferie - wyczuj sarkazm)

To jak narazie najdłuższy rozdział. Jestem z niego nawet zadowolona.

☆+💬=😀

Z pozoru normalna ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz