7 - ... i spotkania

1.2K 127 3
                                    

Czułam, jak jego dłoń mocno przyciska mnie do blatu stołu, tak by praktycznie po chwili uniemożliwić mi, łapanie oddechu. Było to zbędne, gdyż ból, jaki poczułam na nodze, był nie do opisania. Nie mogłam jednak krzyknąć ani się wyrwać, co najwidoczniej mój strażnik bardzo dobrze przewidział. Poczułam swąd palonego mięsa, nie ciała! Mojego ciała. I nagle coś chlusnęło na bolące miejsce, przynosząc natychmiastową ulgę. Uścisk zniknął, a ja upadłam na kolana i osunęłam się na podłogę. Ciężko oddychałam, łapiąc chciwie powietrze. Wsparłam się na ręce, by zobaczyć, co też takiego zrobili mi ci rzeźnicy.

O zgrozo! Gdy tylko to ujrzałam, pomyślałam, że już wkrótce zakończą się moje męki i upokorzenia. Zostałam oznaczona niczym krowa na rzeź poprzez wypalenie na mojej nodze, a dokładniej na łydce pod kolanem jakiegoś symbolu. Zaraz, zaraz. Byłam pewna, że gdzieś już go widziałam. No, tak! To prawdopodobnie symbol tego państwa, gdyż taki sam narysowała Indu na statku, gdy tu płynęłam. Nie zdążyłam się jeszcze choćby odrobinę otrząsnąć z tego, co mi się właśnie przytrafiło, gdy zorientowałam się, że ktoś nade mną góruje. Usłyszałam oczywiście jakieś nieznane mi słowa, a gdy na nie nie zareagowałam, zostałam brutalnie pociągnięta za ramię i postawiona do pionu.

I wtedy ponownie poczułam pulsujący ból w prawej nodze. Podkurczyłam ją lekko, ale popychana, musiałam ruszyć przed siebie. W pokoju obok czekał już na mnie strażnik. Podeszłam do niego, utykając i patrząc pod nogi. Nogawka moich spodni została rozerwana i teraz prawdopodobnie materiał „przyklejał" się do rany. Wolałam nie myśleć o tym, co będzie dalej - amputacja czy też ogólnoustrojowa sepsa?

Szłam w miarę szybko korytarzem za moim stróżem, nie chcąc być popychana, czy też ciągana przez niego. O dziwo, wyszliśmy z tego budynku wprost ... jakby na ulicę i ruszyliśmy wzdłuż drogi brukowanym chodnikiem. Co jakiś czas mijał nas jakiś pojazd, jednak nie spotkaliśmy żadnej żywej duszy. Spojrzałam w górę i zauważyłam sino-szary kolor nieba. Prawdopodobnie był bardzo wczesny ranek i dzień w tym dziwnym miejscu, dopiero się budził.

Po chwili wsiedliśmy do windy, która stała po prostu ot, tak na ulicy w postaci długiej, metalowej, jak rusztowanie, tuby. A kiedy się zatrzymała, wysiedliśmy na coś w rodzaju peronu, gdzie już po chwili zatrzymał się metalowy, kopcący białym dymem pojazd na kształt pociągu. W środku niestety nie było żadnych ławeczek, czy też miejsc przystosowanych do siedzenia. „A chrzanić to!" - pomyślałam i usiadłam na posadzce, gdyż cały czas czułam rwący i pulsujący ból w nodze. Ciekawa byłam również, jak wygląda moja rana, dlatego ostrożnie zaczęłam odsuwać poły poszarpanego materiału. Niestety stało się to, co podejrzewałam - spodnie, jak gdyby wrosły w bolące miejsce i nie miałam najmniejszej ochoty dolewać oliwy do ognia. Bezradnie oparłam się głową o kolana i wypuściłam z moich oczu kilka łez, które koniecznie chciały wyjść na wolność. Nie patrzyłam na mojego towarzysza, którego i tak nie widziałam, gdyż jego twarz spowijał cały czas mrok kaptura. On prawdopodobnie również nie interesował się zbytnio moją osobą do czasu, gdy trzeba było wysiąść z kolejki.

Logika podpowiadała mi, że po wyjściu na zewnątrz, powinno być już jaśniej, ale wcale tak nie było. Jakby na nowo zapadła noc i wszędzie było ciemno. Na dodatek w tej części miasta nie było już wygodniej windy, która podwoziła pasażerów na peron. Nie, tutaj były schody. Mnóstwo schodów. Na dodatek znikąd nie było światła, tak więc na początku szłam wyłącznie po omacku, kierowana szarpnięciami strażnika. Miałam wrażenie, że krążymy jakimiś ciasnymi uliczkami, które nie mają końca. Na całe szczęście noga bolała mnie już mniej i ten dziwny spacer nie był tak bardzo uciążliwy.

W końcu dotarliśmy do celu i znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu. Kiedy drzwi się za mną zamknęły, standardowo nic nie widziałam. Kompletnie nic. Jeśli na zewnątrz było ciemno, to tutaj było ślepo. Jedynie odgłos kroków mojego towarzysza. Ruszyłam pośpiesznie za nim, nie chcąc zostać sama w takim miejscu. On najwyraźniej wiedział, gdzie jest i gdzie ma iść. A może po prostu widział w ciemności? Nie byłoby to wcale takie dziwne, skoro potrafił mówić bezgłośnie.

Śpiąca królewnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz