2. Wypadam z dziurawego samolotu

2.2K 87 12
                                    

Ze snu wyrwał mnie mrożący krew w żyłach wrzask. Zadrżałam i gwałtownie otworzyłam oczy. Uszy miałam tak mocno zatkane, że aż skrzywiłam się z bólu. Rozpięłam pas, klęknęłam na siedzeniu i rozejrzałam się dookoła. Natychmiast zapomniałam o zatkanych uszach.

Zaniepokojeni ludzie zaczęli wstawać ze swoich miejsc i krzątać się po pokładzie, szepcząc, krzycząc, gestykulując. Kobieta siedząca za mną zaczęła się modlić, przyciskając do piersi niemowlę. Liczni pasażerowie przepychali się w wąskich alejkach jakby walczyli o ostatnie sztuki przecenionych towarów na wyprzedaży, tylko w tym przepychaniu było odrobinę zbyt wiele paniki.

Coś się wydarzyło, i to na pewno nic dobrego.

Kolejna osoba krzyknęła. Gwałtownie obróciłam się za siebie, szukając tego, co tak przeraziło pasażerów. Nie zauważyłam jednak, skąd pochodził krzyk, ponieważ pasażerowie przede mną zasłaniali widok, to wstawając, to siadając, kręcąc się na wszyskie strony. Jeden mężczyzna tak bardzo chciał zobaczyć, co się dzieje, że aż przeleciał za oparcie swojego siedzenia i wylądował na kolanach obcych ludzi. Sądząc po doborze słów, nie byli z tego faktu zadowoleni.

Rozległy się kolejne krzyki, światło zaczęło migać, aż w końcu całkiem zgasło. Siedzący przy oknach zaczęli podnosić zasłony, inni włączyli latarki w telefonach. Poczułam napływ adrenaliny i już miałam wstać, dołączyć do przerażonego tłumu, pobiec do stewardessy, do pilota, gdziekolwiek, powiadomić o katastrofie, awarii, choć nie wiedziałam nawet, co się wydarzyło, ale powstrzymałam się. Panikowanie w takiej sytuacji byłoby najgorszym z możliwych rozwiązań. Załoga na pewno wykryła problem na pokładzie jeszcze kiedy spałam.

- Nie jest dobrze, nie jest dobrze - wymamrotałam pod nosem, rozglądając się uważnie i przygryzając policzek. Coraz więcej osób krzyczało, a ja wciąż nie wiedziałam, co się dzieje. Musiałam się dowiedzieć, co tak wystraszyło tych ludzi. Stanęłam na fotelu. Pal licho stewardessy i zasady BHP, przecież nie wyproszą mnie z samolotu za niewłaściwe zachowanie. Niechcący przeszłam po kolanach kolesia, który zajmował sąsiednie siedzenie, mrucząc pod nosem przeprosiny, ale nie zareagował. Zaintrygowana potrząsnęłam jego ręką. Dalej nic. Zauważyłam, że wciąż był zapięty pasem. Nie należał do najszczuplejszych.

- Zemdlał - mruknęłam pod nosem po krótkiej obserwacji.

Odpięłam pas uciskający jego brzuch, umożliwiając mu oddychanie. Głowę położyłam na moim siedzeniu na tyle delikatnie, na ile się dało, po czym wepchnęłam się pomiędzy ludzi zajmującch przejście między rzędami foteli i wyjęłam mój plecak ze schowka, stając na palcach. Czułam na twarzy podmuchy powietrza i byłoby to całkiem w porządku, gdybym nie znajdowała się w samolocie. Szczerze wątpiłam, żeby ktoś z taką siłą puścił klimatyzację, więc źródło wiatru musiało być inne.

- Może ktoś otworzył okno? - pomyślałam, po czym puknęłam się w głowę. - W samolocie nie otwiera się okien. Użyj mózgu, Summer.

Nagle w dachu dokładnie nade mną pojawiła się dziura o średnicy metra, a obok dwie kolejne. Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzaniem. Dziury te nie powstały na skutek zderzenia z innym obiektem - nie było żadnych szczątek walających się po podłodze, pyłu w powietrzu, ani w ogóle jakichkolwiek kawałków sufitu. Otwory wyglądały tak, jakby w danym miejscu samolot po prostu "wyparował". Wiatr dmuchnął prosto na mnie, uniemożliwiając oddychanie.

Skoro w samolocie są wielkie dziury i ciśnienie wyrównało się z tym na zewnątrz, to dlaczego nic mi nie jest? Teoretycznie powinnam napuchnąć jak wielki balon. Na dodatek wysoko w powietrzu jest jakieś minus pięćdziesiąt stopni Celsjusza, a wiatr, który rozwiewał moje włosy, wpychając je do oczu i łaskocząc po twarzy, był cieplejszy niż klimatyzowane powietrze na pokładzie. Po chwili namysłu uznałam, że najwidoczniej przespałam sporą część lotu, więc najprawdopodobniej zbliżaliśmy się do lądowania już od pewnego czasu. Musieliśmy szybować naprawdę nisko.

Wyspa XOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz