rozdział 3

892 64 10
                                    

Nie rozumiem tego chłopaka. Niby taki otwarty, a jednak minie sporo czasu zanim go rozgryzę. Najbardziej jednak żal mi Shizuo. Gdyby nie Izaya Ikebukuro nie byłoby cały czas rozwalane. Westchnęłam. Nagle coś huknęło.

-Znowu ta dwójka?-zdziwiłam się. Podszedł do mnie... O nie! Wszystko byle nie on. Był to mój rywal z drużyny koszykówki. Kiedyś rywalizowaliśmy, a później przerodziło się w nienawiść. Przy nim nie miałam swojej nadludzkiej siły.

-No, no, no. Karo-chan co tu robisz? Nadal masz za złe to wysysanie mocy?-zaśmiał się. Nie dość, że wysysa moją umiejętność to potrafi stwarzać wokół siebie iluzję. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy.

-Zostaw mnie w spokoju Yoshidesu, nic Ci nie zrobiłam.-warknęłam zasłaniając ręką oczy.

-Nic!? Nic mi nie zrobiłaś?! A każdy mecz, gdzie byłaś lepsza?! A każdy kosz więcej?! I ty mówisz, że to nic?!-krzyczał.  

-Uspokój się.-powiedziałam i cofnęłam się kawałek. Chłopak uśmiechnął się szyderczo i zrobił krok w przód.-Nie jesteś sobą. Wtedy to była tylko zabawa, gra w którą kochaliśmy grać, a nie chora rywalizacja.- wykrzyknęłam.

-To nie była chora rywalizacja. Teraz to za późno.- Podbiegł do mnie, a ja osunęłam się na ziemię, ciężko kaszląc i mając mroczki przed oczami. Wziął mnie na plecy i poszedł gdzieś.

*~Izaya POV~*

Patrzyłem z dachu na ludzi, jacy przechodzili po ulicach. Usłyszałem kłótnie, ale nie była tak drobna. To były krzyki. Ktoś tu musiał być chory psychicznie, pomyślałem. Spojrzałem leniwie w dół i moje oczy rozszerzyły się. Karo?! Zacząłem biec po schodach. Nie mogłem złapać oddechu. Płuca paliły żywym ogniem, a serce kołatało niesamowicie mocno i szybko. Muszę poprawić kondycję, a nie siedzę cały czas w biurze. Co? Ja się przyznałem do błędu? Nie, pomyślałem. Biegłem jeszcze szybciej i w między czasie wybrałem numer do Shizuo-chana...

                                                                          CDN...

Shizuo x ocWhere stories live. Discover now