28 - Jomp

794 73 19
                                    

Stałam się poruszać jak najostrożniej, żeby nie hałasować – doskonale wiedziałam, że las, chociaż może na taki wyglądać, nie jest wcale pusty. Kilkakrotnie odwracałam się z paniką, kiedy wydawało mi się, że czuję na plecach spojrzenia patrolujących teren strażników z wioski, i podskakiwałam na każdy głośniejszy trzask gałęzi albo szelest liści. Z początku nie byłam pewna drogi do rzeki, ale wkrótce znajomy szum naprowadził mnie na dobry kierunek. Cały czas trzymałam miecz Theo w gotowości, z każdej strony spodziewając się ataku Ludzi Jaskini – który na szczęście, nie nadszedł.

Odetchnęłam nieco dopiero, kiedy znalazłam się nad wodą – i zobaczyłam w oddali sylwetkę Risy, siedzącej na kamieniu tuż nad brzegiem.

Ale... nie była sama.

Zamarłam. Ciemna postać, idąca od strony lasu, zbliżała się coraz bardziej w jej stronę. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy z tej odległości, ale po zarysie jego sylwetki byłam prawie pewna, że nie jest stąd, i że widzę go po raz pierwszy.

Dopiero kiedy Risa nagle zerwała się i podbiegła do niego, oprzytomniałam. Ruszyłam pospiesznie w ich stronę z wyciągniętym mieczem, gotowa w każdej chwili zaatakować, gdyby dziewczynie groziło niebezpieczeństwo.

Jakie więc było moje zaskoczenie, kiedy Risa... rzuciła się temu mężczyźnie na szyję.

Miecz wypadł mi z rąk, uderzając o nadbrzeżne kamienie z głośnym brzękiem. Ziemianin poderwał głowę na ten dźwięk i gdy tylko mnie zobaczył, natychmiast puścił Risę i wyciągnąwszy łuk, podbiegł do mnie, celując czerwoną strzałą prosto w moją głowę. Cofnęłam się, przerażona, i uniosłam ręce do góry.

Nou! – Risa natychmiast wskoczyła między mnie a niego. – Ai as emo op gon kom op hir!

Wojownik zmierzył mnie spojrzeniem, od którego przeszedł mnie lodowaty dreszcz, a potem spojrzał na Risę jeszcze raz i powoli opuścił broń. Wypuściłam długo wstrzymywane powietrze i cofnęłam się. Risa położyła mu uspokajająco dłoń na ramieniu, a potem odwróciła się do mnie. Widziałam wyraźnie strach w jej spojrzeniu.

– Wybacz mu, Ailey... Nie wiedział, że to ty. – zrobiła krok w moją stronę, ale ja nie ruszyłam się z miejsca.

– Co to ma znaczyć, Risa? Kim on jest?!

Nie panowałam nad drżeniem mojego głosu. Byłam więcej niż w szoku. Od razu poznałam, że ten człowiek należał do Ludzi Jaskini. Jego zbroja, zrobiona z ciemnego kamienia, karnacja i broń z wygwerowanymi kamiennymi symbolami – wyglądał jak rasowy wojownik Uaimkru. A Risa była tutaj z nim... i obejmowała go?... Nic z tego nie rozumiałam.

– Wszystko ci wyjaśnię. Chciałam... chciałam, żebyś go poznała. – Risa pociągnęła wojownika za rękę i oboje podeszli do mnie. – Ailey, to jest Zarin. Zarin... poznaj Ailey kom Skaikru, naszą sojuszniczkę.

– A więc... mojego wroga. – wojownik zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem. Był ode mnie wyższy o co najmniej głowę, i o wiele potężniejszy w posturze. Mimo jego napiętej postawy mogłam, o dziwo, zauważyć pewną łagodność w jego wyjątkowo zielonych oczach. Nie mógł być wiele młodszy od Theo – mimo że nie byłam właściwie pewna, ile Heda ma lat. W zasadzie, nieco mi go w czymś przypominał, mimo całkiem odmiennego wyglądu.

– Ailey nie jest twoim wrogiem – odparła Risa z naciskiem. – W zasadzie, jest jedyną osobą, której ufam. – posłała mi nerwowy uśmiech, ale ja nadal byłam zbyt zszokowana, żeby go odwzajemnić.

– Risa... możesz mi powiedzieć, jak... dlaczego jesteście... przecież wiesz, że... – plątałam się, nie odrywając wzroku od Zarina. Nadal trwałam w gotowości, by odeprzeć atak, gdyby jednak zmienił swoje – rzekomo pokojowe – zamiary.

Survivors || the 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz