22 - Cold

830 80 37
                                    

Nie wiem, ile dni spędziliśmy w jaskini. Prawie nie wychodziłam na zewnątrz, więc nie byłam nawet świadoma wschodów i zachodów słońca. Caddarick spał przez większość czasu – w ten sposób jego rany goiły się szybciej, więc nie pozwalałam mu na żaden wysiłek, wiedząc, że każdy ruch nadal sprawia mu ból.

Risa zostawiła nam wystarczającą ilość opatrunków, bym mogła sama je zmieniać – używałam też jej ziołowych maści, które świetnie wpływały na gojenie się ran. Na szczęście dzięki dość drastycznemu „sposobowi" Risy z rozżarzonym ostrzem zakażenie nie rozprzestrzeniło się poza okropne przecięcie na nodze Caddaricka, więc nie musiałam się obawiać o jego życie. Ziemianka zostawiła nam też spore zapasy wody i jedzenia, więc nie musiałam wychodzić na zewnątrz i narażać się na niebezpieczeństwo.

Jednak mimo tej otoczki z poczucia bezpieczeństwa w zamkniętej jaskini czułam wyraźnie, jak bardzo zostałam odcięta od świata zewnętrznego – i jak bardzo mi się to nie podoba. Risa nie odwiedziła mnie od tamtej pamiętnej nocy, nie miałam też żadnych wieści od Theo ani jakiegokolwiek innego wojownika, a wokół jaskini panowała zupełna cisza. Nie miałam pojęcia, co dzieje się teraz w wiosce i poza nią, czy panuje wojna, czy rozejm, co Theo robi w tej sprawie, czy nikomu nic się nie stało – nie wiedziałam dosłownie nic.

Wszystko wyglądało tak, jakby Ziemianie pozostawili mnie i Caddaricka samych sobie na dobre. Moja rosnąca irytacja z tego powodu była nieco paradoksalna – jakby nie patrzeć, przecież właśnie tego pragnęłam od tak wielu dni. Przecież jedynym, czego chciałam, było wrócić do tego, co było przed naszym porwaniem, być z Caddarickiem i odizolować się od całego świata.

Ale teraz...

Teraz nic nie było tak, jak dawniej.

Kiedy tamtej nocy w końcu wyplątałam się z ramion Caddaricka, cała przerażona i roztrzęsiona, wiedziałam, że ten atak nie był czymś zwyczajnym, czymś, co minie, jeśli pozostawi się to w spokoju. Uświadamiałam sobie każdego dnia coraz bardziej, że podczas pobytu u Uaimkru w Caddaricku po prostu coś pękło, coś się zmieniło, coś uległo bezpowrotnemu zniszczeniu. Wiedziałam, że nie jest już taki sam – i nie chodziło o rany i siniaki na jego ciele, wychudzenie czy widoczne blizny po torturach. Widziałam to wyraźnie w sposobie, w jaki rozglądał się po jaskini, bez przerwy wypatrując zagrożenia; widziałam to w strachu w jego pozbawionych blasku oczach, kiedy budził się i nie było mnie obok; słyszałam to w jego panicznym krzyku, kiedy budził się z kolejnego sennego koszmaru, bezbronny jak dziecko w swoim przerażeniu. Nie wiedziałam, co się z nim stało tamtej nocy, kiedy w jaskini zjawiła się Risa. Roztrząsałam tę scenę dziesiątki razy w swojej głowie, ale nie mogłam znaleźć na to wytłumaczenia – poza kompletnym szaleństwem.

Ale przecież... Caddarick nie był szalony, nie mógł być. Owszem, był zmaltretowany, zakatowany i zraniony psychicznie głębiej, niż mogłabym sobie wyobrazić – ale wierzyłam, że nadal jest w nim ten Caddarick, którego kochałam. Nie mógł po prostu zniknąć pod całą tą osłoną z bólu, goryczy i oziębłości, którą się otoczył. Przecież momentami nadal był sobą. Nadal rozmawiał ze mną, nadal patrzył mi w oczy, nadal udawało mu się czasami przywołać na twarz lekki uśmiech.

Ale wystarczyło tylko wspomnieć o czymkolwiek związanym z Ziemianami, a wszystko w nim się zmieniało.

Jego oczy ciemniały, twarz tężała, napinał mięśnie, zaczynał oddychać szybciej i drżeć, jakby ogarniały go przerażenie i niepohamowana wściekłość jednocześnie. Już nigdy potem nie krzyczał tak, jak tamtej nocy, ale samo spojrzenie na jego twarz wystarczało, żeby paraliżujący strach chwytał mnie za gardło.

W takich chwilach po prostu go nie poznawałam. Nie miałam pojęcia, przed kim stoję, kiedy jego spojrzenie stawało się tak mroczne, a wyraz twarzy tak pełen nienawiści. Tak, bałam się go – mimo że za nic nie chciałam tego przyznać sama przed sobą. Bałam się o niego, owszem, ale bałam się też jego samego. Bałam się człowieka, którym stawał się na tę zwykle krótką, acz przerażającą chwilę – obcego, strasznego, nieobliczalnego.

Survivors || the 100Where stories live. Discover now