Daj mi spać!

2.8K 176 76
                                    

Siedziałem sobie na ławeczce, na placu zabaw. Paliłem już któregoś z kolei papierosa. Cudowny zapach dymu i palenie w płucach. To mnie uspokajało. To już rok od śmierci Syriusza. Po niej zacząłem palić. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Był wczesny ranek. Około piątej nad ranem. To już trzeci dzień, kiedy odmawiam sobie snu. Nie wiem dlaczego, ale tak już mam. Od tamtego dnia. Dnia jego śmierci.

To już trzeci dzień kiedy nie jem i nie śpię. Wyglądam strasznie. Podobno. Tak mówi Dudley i Wujostwo. Mam zapadnięte policzki i podkrążone, "martwe" oczy. Są matowe, pozbawione blasku. Prawie czarne cienie pod nimi, mówią o tym jak dobrze się czuję. Moje kości można by było policzyć, tylko patrząc na mnie. Po tylu dniach odmawiania sobie wszystkiego, to nic dziwnego. A trwa to już od roku. Od tamtego dnia. Dnia jego śmierci.

Nie jem, kilka dni, aż do końcowej granicy wytrzymałości mojego ciała. Później znowu jem kilka dni, niewiele, jednak coś tam jem. Śpię kilka dni, słabym snem, pełne koszmarów noce, by później odmawiać sobie spoczynku ile się tylko da. Od tamtego dnia. Dnia jego śmierci.

Jest środek wakacji, dzięki pelerynie niewidce, wychodzę z domu i siedzę na tej ławeczce. Zawsze tej samej. Zawsze sam. Zawsze pogrążony w swoich myślach. W swoim prywatnym bólu. W swojej rozpaczy i depresji. Depresji, którą tak wytrwale pielęgnuję od roku. Od tamtego dnia. Dnia jego śmierci.

Hermiona mówi, że straciłem kawałek duszy, wraz ze śmiercią Syriusza. Nie myślę tak. Sądzę, że straciłem ją całą. Nie mam już tej odrobiny człowieczeństwa, którą cechuje dusza, czy sumienie. Od tamtego dnia. Dnia jego śmierci.

Zagłębiam się w książki i naukę. W końcu. Tak sądzi Hermiona. Uczę się czarnej magii, zaklęć, oklumencji, leglimencji. Nawet eliksiry polubiłem. Przyrządzając je, skupiam się. Na tyle, iż zapominam o moim bólu, o mojej rozpaczy. Choć na chwilę. Od tamtego dnia. Dnia jego śmierci.

Słyszę charakterystyczne pyknięcie, oznajmiające pojawienie się jakiegoś czarodzieja za mną. Nie dziwi mnie to. Psy Dumbledor'a, kiedyś musiały załapać, że nie ma mnie w domu. Czuję wściekłość tej osoby. Myślę, że to Snape. Od kiedy zacząłem się uczyć i przestałem zachowywać się jak zwykły bachor, nawet on przestał mnie dręczyć. Zamykam oczy, mocno zaciągając się końcówką papierosa. Wyrzucam go, nawet nie racząc otworzyć oczu. Chcę zasnąć na wieki. Chce umrzeć. Od tamtego dnia. Dnia jego śmierci.

- Czy Ty, głupi dzieciaku, chcesz się zabić?! - Słyszę zimny syk przy prawym uchu. To nie jest Severus. Dziwi mnie pojawienie się "mojego" największego wroga.

- I odebrać Ci, jedyny cel w życiu? - Pytam drwiąco, ociekającym sarkazmem głosem.

- Więc dlaczego wyglądasz, tak jak wyglądasz?! - Wreszcie otwieram oczy i widzę twarz Toma tak blisko mojej. Patrzy na mnie, mrużąc swoje czerwone oczy. Jest wściekły, co dodatkowo pogarsza jego i tak już okropny wygląd.

- Odsuń się, jesteś strasznie brzydki w tej postaci. - Mówię cicho i wyjmuję kolejnego papierosa. Spoglądam ponownie na niego i widzę tylko młodego, przystojnego mężczyznę.

- Tak lepiej, głupi dzieciaku?! - Wydziera się, prosto w moją twarz, zabierając mi papierosa i paczkę z dłoni.

- O wiele... Oddaj mi moje uzależnienie! - Rozkazuję mu zimnym i zdecydowanym głosem. Patrzy na mnie chwilę zaskoczony, lecz już sekundę później, jego twarz znowu staje się maską.

- Nie! Potter, gdybym wiedział, że śmierć tego wyliniałego psa, tak Cię załamie, już dawno bym go zabił. Miałbym mniej roboty i nie musiałbym tyle razy ginąć! - Mówi, niby spokojnie, jednak słychać w jego głosie rozdrażnienie i złość.

Dlaczego, akurat Ty?!Where stories live. Discover now