2.51 I'm aware

6.8K 540 27
                                    

New York, USA

November, 13

- Dzień dobry, Darcy - odezwała się kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat. Miała blond włosy, które sięgały do ramion, a na pomarszczonej twarzy malował się spokój i opanowanie.

Bez żadnego słowa usiadłam w fotelu na przeciwko kobiety, nawet na nią nie patrząc.

- Zaczniesz w końcu ze mną rozmawiać? - odezwała się po około siedmiu minutach mojego upartego milczenia.

Ostentacyjnie ją ignorowałam, patrząc się tępo w obrazy wiszące na lewej ścianie jej gabinetu, który powinien wyglądać przytulnie, ale zdecydowanie daleko było mu do tego. Białe sterylne ściany i śmieszne kolorowe obrazki nie sprawią, że poczuję się lepiej musząc kolejną godzinę mojego życia spędzić u tej kobiety, która ma podobno pomóc.

- Słuchaj, Darcy - odezwała się kolejny raz - Ja jestem osobą cierpliwą i nie mam problemu z tym, żeby kolejny raz siedzieć tutaj z tobą w tej ciszy - głos dr Edwards był surowy i stanowczy. 

Nie potrzebowałam wiele czasu, aby kompletnie wyłączyć się na to co ta kobieta do mnie mówiła; wolałam pogrążyć się we własnych myślach i porządkować sobie w głowie to co muszę zrobić po powrocie. Miałam w planach jeszcze spotkać się z Liamem, który w najbliższą sobotę miał swoje pierwsze sprawdziany praktyczne w nowej szkole i wiedziałam, że okropnie się tym stresuje.

Ostatnie dziewiętnaście dni wyglądało praktycznie tak samo, rano do szkoły zawoził mnie ojciec, do domu odwoził Luke albo Amy; kiedy miałam w planach zostanie w łózko do wieczora i oglądanie swojego ulubionego serialu, mój ojciec prawie siłą zmuszał mnie do wizyty u tej kobiety, a kiedy wreszcie ta okropna godzina się skończyła, robiłam wszystko, żeby jak najpóźniej wrócić do domu- spotykałam się czy to z Liamem, czy z Williamsami.

Nienawidziłam mojego ojca z każdym dniem coraz bardziej i bardziej. Kiedy wrócili z Irlandii, Richard od razu zabrał mnie do dr Edwards, która podobno była najlepszym psychiatrą w całym Nowym Jorku. Nie dość, że ceny za godzinę były kosmiczne, to i tak na nic się to nie zdawało, ponieważ przysięgłam sobie, że nie powiem tej kobiecie ani słowa. Nie będę dzielić się moimi prywatnymi problemami z osobą, której znam tylko nazwisko i słynie z tego, że udaje jej się sprowadzi tych wszystkich porąbańców na dobrą drogę.

Nie wierzyłam w to że ta kobieta jest tutaj po to, aby mi pomóc; nie miałam do niej ani krzty zaufania.

Obserwowałam jak wskazówki zegara na ścianie powoli przesuwają się po jego tarczy i modliłam się, aby jak najszybciej wybiła piąta. Nie chciałam tutaj dłużej siedzieć, ale żadne tłumaczenia dla mojego ojca nie wystarczały. Nie rozumiał, że nie potrzebuję pomocy żadnych specjalistów, a on tylko jeszcze bardziej pogarsza sytuację.

Mężczyzna uważał, że to wszystko spowodowane jest przez śmierć mojej matki, sam powiedział dr Edwards, że to wydarzenie było dla mnie szokiem i widział jak mocno to przeżywam.

Gówno prawda, nie miał pojęcia o tym jak się czuję i nie zdawał sobie sprawy, że to także przez niego tak się dzieje.

- Możesz iść, minęła godzina - usłyszałam ten znienawidzony głos lekarki.

Nawet na nią nie patrząc, skierowałam się do wyjścia.

- Darcy, przemyśl sobie czy naprawdę chcesz dalej męczyć to wszystko w sobie - usłyszałam za sobą jej głos.

Prychnęłam pod nosem, ignorując to, a po chwili już znalazłam się na ulicach tego wielkiego miasta i zmierzałam w stronę umówionego miejsca spotkania z Paynem.

- Hej, sorry za spóźnienie - przywitałam się z Liamem, kiedy tylko weszłam do małej kawiarenki niedaleko, w której mieliśmy się spotkać.

- Własne przed chwilą przyszedłem - wzruszył ramionami - Znowu byłaś u tej...

- Tak -  przerwałam mu, wzruszając ramionami - Ojciec sam mnie zaprowadza pod drzwi jej gabinetu, więc nie za bardzo mam inne wyjście.

- Może powinnaś zacząć z nią rozmawiać - zasugerował Payne, kiedy przyszedł kelner po nasze zamówienia.

Oboje zamówiliśmy to co chcieliśmy i wróciliśmy do rozmowy.

 - Więc? - Liam nie odpuszczał tematu.

- Nie będę z nią rozmawiać - westchnęłam - Nie chcę, Liam

- Będziesz w sobotę w studio? Nie wiem czy dam radę - po chwili ciszy chłopak zmienił temat, za co byłam mu wdzięczna.

- Pewnie, że tak - posłałam mu pocieszający uśmiech.

Nienawidziłam się uśmiechać. Nie rozumiałam dlaczego ten gest był dla mnie jednocześnie znajomy, normalny i naturalny, ale także, kiedy coś nie rozśmieszało czułam, że nie powinnam się uśmiechać, że nie powinnam być szczęśliwa.

Zakopywałam w sobie wszystkie swoje negatywne emocje, kiedy byłam wśród ludzi- nie pokazywałam tego, że cierpię mimo, że było okropnie ciężko, starałam się stwarzać pozory normalność, ale kiedy zostawałam sama ze sobą, idąc spać, moja głowa tworzyła obrazy, których tak strasznie się bałam. Bałam się tego co mnie rani, bo wiedziałam, ze na to zasłużyłam, a to bolało jeszcze bardziej- tak samo jak świadomość, że przeze mnie cierpi tez najważniejsza osoba w moim życiu.

Mimo, że zdawałam sobie sprawę jak bardzo popieprzoną osobą jestem, to nadal niszczyłam sobie życie pełni świadoma tego co robię.

A/N: Jestem z powrotem! Co do rozdziału- uważacie, że Darcy dobrze robi? Co według Was powinna zrobić? Komentujcie, a najlepszy komentarz dostanie dedykację!!

Rozdziały będą pojawiać się co 2-3 dni i prawdopodobnie do końca miesiąca, ewentualnie połowy kwietnia, skończymy mfh. Mam już pomysł na nowe opowiadania, ale o wszystkim Was poinformuję, kiedy coś będzie pewne.

All the love, A.

Message from her// n.h part 2✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz