*Rozdział 13*

2.2K 174 17
                                    

Potem była już tylko ciemnośc...

Ocknęłam się z bolącą głową, oparta o ścianę. Obraz zaczął robić się coraz bardziej wyraźny i już po chwili widziałam lekko rozmazane trzy sylwetki pochylające się nademną. Kiedy wzrok bardziej się wyostrzył, a wzasadzie wrócił do
poprzedniego stanu, sylwetki przeobraziły się w trzy wysokie i atrakcyjne dziewczyny.
-Nic ci nie jest?- spytała jedna z nich.Była blondynką.
-Nie, tylko trochę boli mnie głowa, ale już przestaje.
-To dobrze- kontynuowała swój wywód blondynka- Oberwałaś dosyć mocno w głowę kawałkiem sufitu, a teraz siedzimy tu uwięzione.
-Która jest godzina?
-10 rano.
-O cholera!-wymsknęło mi się. Siedzę uwięziona w wieżowcu pół dnia a za trzy godziny gram finałowy mecz! Nie wierzę, w to co zrobię, ale chyba będę zmuszona wykorzystać moje kontakty, żeby nas z tąd wyciągnąć. Wyciągnęłam swój telefon z kieszeni spódnicy i wybrała numer.
-Halo?-odezwał się starszy głos
-Hej, tato... Wiesz że nie lubię prosić cię o przysługi ale wiesz, utknęłam w wieżowcu a za 3 godziny mam bardzo ważny mecz koszykówki.
-Yhy, powiedz gdzie jesteś i o co dokładnie chodzi.
TIME SKIP
Przez następne 10 minut tłumaczyłam ojcu, jak znalazłam się w takiej sytuacji. Kolejną godzinę, zajęło przybycie na miejsce ratownikom, a następne dwie odkopywanie nas. Okazało się że właśnie przeżyłam zamach terrorystyczny ogarniacie?! Cały wieżowiec został zniszczony przez rakiety i jakiś samolot, ponieważ chcieli zabić tych wszytkich ważnych gości. Nie wszyscy przeżyli ale, ja teraz nie mam czasu o tym gadać. Zanim nas wydostali minęło baaaardzoooo dużo czasu... Skończyła się już pierwsza połowa meczj, a mnie nie ma! Muszę ściagnąć na trzecią i czwartą, to może jeszcze wygramy! Zostałam odstawiona na "ziemie", po czym poleciałam śmigłowcem (wiecie, tatuś ma kontakty), pod halę, na której odbywały się zawody. Wywołałam tym nie małe poruszenie, ale mówi się trudno. Nie zwracając uwagi na mój strój pobiegłam prosto na salę. Gdy otworzyłam te wielkie drzwi, większość par oczu zwróconych była na mnie. Ja nawet nie chce wiedzieć jak ja koszmarnie wyglądam. Ale mecz ważniejszy! Pobiegłam na ławkę gdzie siedzieli nasi reserwowi, wzięłam moją torbę i pobiegłam przebrać się do toalety. Gdy tylko to zrobiłam, doprowadziłam do porządku moje włosy- zaczesałam je w wysokiego kucyka i wróciłam z powrotem na salę. Usiadłam na ławce, ponieważ druga kwarta nadal trwała. Odpoczełam trochę, gdy chłopacy zeszli z boiska zaczeli zasypywać mnie pytaniami;
-Gdzie byłaś?
-Jak ty wyglądasz?!
-Myśleliśmy że nas zostawiłaś!
-Spokojnie! Bardzo przepraszam za spóźnienie, ale jacyś terroryści wymyślili sobie zniszczyć akurat ten wieżowiec w którym miałam spotkanie, a panowie ratownicy jakoś mocno się nie spieszyli...
-O jezu, Asami-chan na pewno nic ci nie jest?-spytali chórem, na conja tylko wybuchłam śmiechem.
-Nie, nic mi nie jest, a teraz mówcie jaka jest sytuacja.
-29-76, jak można się domyślać przegrywamy.
-Akashi gra? I co najważniejsze używa oka imperatora?
-yhy, użył już nawet na mnie łamacza kostek- powiedział Kagami.
-yhy, dobra, w takim razie gramy jak na treningach, pozycje takie same!
-Hai, hai Kapitanie!- krzyknęła drużyna i już z powrotem byliśmy na boisku. Piłka w grze, Kagami podaje, Akashi przechwytuje i robi wsad za 2 punkty. Możemy to wygrać. Patrze na Kagamiego proszącym o piłke spojrzeniem, ten tylko wzrusza ramionami i mi ją podaje, biegnę do kosza, Seijuro próbuje na mnie łamacza kostek, przecież wie że na mnie nie działa, skaczę i rzut do kosza za trzy punkty. Powoli zaczynamy nadrabiać punkty.
TIME SKIP
Jest już prawie połowa ostatniej kwarty, a my nadal nie mamy przewagi punktów. Na razie jest 87 do 91. Trudno nadrobić taką ilość punktów. Akurat mam piłkę i biegnę z nią do kosza, czuję jak powoli zaczyna robić mi się słabo, ale ignoruje to. Teraz ważniejszy jest mecz i spełnione marzenie Taogi. Po za tym Kuroko strasznie się przydaje, te jego podania... Są genialne, zdecydowanie ja i Kagami jesteśmy światłem Tetsu. Chcę rzucić do kosza ale Seijuro mi przerywa. Jestem zła, i to cholernie zła. Już parę razy mi tak zrobił. Czuję przypływ nowej siły i biegnę do Akashiego. Ten patrzy na mnie dziwnie, a ja najzwyczajniej w świecie zabieram mu piłkę i robię wsad daleka. Doganiamy ich, 90 do 91. Odbierałam innym piłki łatwiej niż zwykle, same rzuty też przychodziły mi z łatwością. Nabiłam z Kagamim jeszcze parę koszy i teraz mamy 119 punktów, a Rakuzan 93. Ostatnie minuty meczu, Akashi i jegk drużyna wyciska z siebie siódme poty, ale nadal nie potrafią nadrobić punktów. Rozlega się gwizdek, już wiemy że to koniec meczu. Spojrzałam na tabele wyników. Wygraliśmy.
-PANIE I PANOWIE W TYM ROKU ZWYCIĘZCĄ WINTER CUP JEST LICEUM SEIRIN! -ogłosił komentator.
-Chłopaki wygraliśmy! Trzeba to uczcić- krzyknęłam. Pomimo tego że serce łomocze mi w piersi i jest mi słabo, jestem szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Przypomniałam sobie umowę Kagamiego i mnie. Jak wygramy miałam powiedzieć mu kogo kocham. Podbiegłam więc do niego i pomimo wielkiego bólu w piersi, skoczyłam na niego i pocałowałam go w usta. Chwilę się wachał ale, odwzajemnił pocałunek.

PW Kagami
Stałem z chłopakami gdy naglez podbiegła do mnie Asami. No tak miała mi powiedzieć kto jest tym szczęściarzem. Nie doczekałem się jednak odpowiedzi gdyż dostałem niezwykły pocałunek. Zdziwiłem się nieco, ale też bardzo ucieszyłem i po chwili odwzajemniłem pocałunek. Jej usta smakowały truskawkami, które uwielbiam. Gdy zabrakło nam powietrza, oderwaliśmy się od siebie a ja podniosłem Asami do góry i powiedziałem:
-Kocham cię.
-Ja też - odpowiedziała - Kocham cię Taiga! Najbardziej na świecie...
-Wiecie że nie chcę psuć wam takiej chwili ale , Asami dobrze się czujesz? Jesteś cała blada- wtrącił się Tetsuya.
-Nie czuje się najlepiej ale to przejdzie Tets...-nie zdążyła dokończyć bo zaczęła się dusić.
-Tetsu dzwoń po karetkę, szybko! -wykrzyczałem spanikowany. Moja miłość życia właśnie się dusiła, a ja nie wiedziałem co robić. W końcu po paru sekundach, ciągnących się jak godziny zacząłem ją reanimować. Nawet kiedy przestała już oddychać, nadal to robiłem. To nie może się tak skończyć! Dopiero co powiedziała że mnie kocha, wygraliśmy Winter Cup, wszystko mogłoby się ułożyć! Po paru minutach lekarze przyjechali na miejsce i kazali mi przestać reanimować, wykonałem polecenie i odeszłem kawałek dalej. Lekarze wykonywali jakieś badania i czynności, gdy w końcu wstali od niej spytałem:
-I jak?- w odpowiedzi lekarz tylko pokręcił ze smutkiem głową. Łzy zaczęły lecieć mi po policzkach. Nie! Ona nie mogła umrzeć! Kiedy obudzę się rano, przywita mnie w szkole tym swoim wielkim, szczerym uśmiechem i będzie tak jak dawniej. Zostalibyśmy parą. Dlaczego to akurat musiała być ona?!

****
Damdaradam! KONIEC. Może napiszę jeszcze drugą część, ale nic nie obiecuje. Myślałam rozbić to na trzy rozdziały ale zmieniłam zdanie. Miłego dnia życzę!

KnB - 7 członek pokolenia cudów *ZAKOŃCZONE*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz