Rozdział 2

7.4K 365 82
                                    

Perspektywa Harry'ego

O każdym piosenkarzu można opowiadać bardzo dużo. Każdy ma w sobie coś niepowtarzalnego, coś co czyni go kimś wyjątkowym. Oczywiście każdy ma jakieś wady, może nie widać ich na pierwszy rzut oka, ale zawsze są gdzieś w środku nas. Każdy z nas zna osobę, która twierdzi, że jest idealna i nie posiada jakichkolwiek wad, niestety, ale myli się. Jedną wadą, którą posiada większość ludzi na tej planecie jest pycha. Ludzie sądzą, że jeśliby tylko chcieli, mogliby zostać bogaczami, znanymi na całym świecie. No cóż, to tak nie działa.

Na swój sukces trzeba zapracować. Aby zdobyć coś nieosiągalnego trzeba włożyć w to wiele pracy, zaangażowania i przede wszystkim wiary. Wszystko jest możliwe, jeśli tylko w to wierzymy.

*

Leniwie przetarłem oczy i podniosłem się do pozycji siedzącej. Dosłownie dzień temu zakończyłem trasę koncertową i byłem nią bardzo zmęczony. Uwielbiam śpiewać, spotykać się z moimi fanami, ale odpoczynek potrzebny jest każdemu.

Rozejrzałem się po pokoju i zobaczyłem pustkę. Przyzwyczaiłem się do niej, choć czasami mnie przytłaczała. Chciałem, aby w moim życiu zagościła kobieta, ale niestety to nie był ani czas, ani miejsce na to. Spełniałem swoje marzenia, doskonale wiedziałem, że moje zakochanie się mogłoby je zrujnować. Dlatego nie bawiłem się w związki, gdy potrzebowałam kontaktu z płcią piękną, po prostu chodziłem po klubach, zawsze spotykałem jakąś napaloną na mnie kobietę.

Opuściłem moje wielkie, wygodne łóżko i powędrowałem do kuchni. Włączyłem ekspres do kawy, aby napoić się cieczą z dodatkiem kofeiny. Nie wyobrażałem sobie bez niej życia.

W pewnym momencie usłyszałem dzwonek mojego telefonu, niechętnie po niego sięgnąłem i odebrałem, nie patrząc na to kto dzwoni.

-Słucham? – powiedziałem zachrypniętym głosem.

-Księżniczka dopiero wstała? – po drugiej stronie usłyszałem dobrze znany mi głos mojego menedżera.

-No jak widać. Dlaczego dzwonisz? – zapytałem.

-Musimy się spotkać – wytłumaczył.

-Louis... - jęknąłem. – Mam wolne, daj mi żyć.

-Wiem, że masz wolne, ale załatwiłem ci koncert życia. Mówię ci – zapewnił.

-To może wpadniesz do mnie później? – zaproponowałem, nie chciałem ruszać się z domu.

-Będę za jakąś godzinę – stwierdził i rozłączył się.

Louis to menedżer, którego powinno szukać się ze świecą. Nie zachowywał się tak, jak na jego wiek przystało. Nasze relacje opierały się bardziej na przyjaźni, niż pracy. Często spędzaliśmy razem czas, wychodziliśmy do baru czy pograć w piłkę nożną. Widziałem w nim prawdziwego przyjaciela.

Po spożyciu kawy postanowiłem ubrać się i posprzątać trochę w mieszkaniu. Podszedłem do ogromnej szafy w sypialni i wyjąłem z niej czarne, obcisłe spodnie i białą koszulę. Założyłem to na siebie i udałem się do łazienki, aby uczesać włosy. Jedni uważają za swój skarb auto, albo dziecko, moim skarbem są moje włosy, o które dbam bardziej niż o siebie.

Gdy uznałem, że jestem gotowy posprzątałem trochę w mieszkaniu. Zebrałem walające się butelki i puszki, pozmywałem naczynia i powycierałem kurze.

Louis jak zwykle przyszedł na czas i wszedł do mojego mieszkania bez pukania. Rozsiadł się wygodnie na kanapie i poprosił mnie o to samo.

-Zgadnij kto załatwił ci najlepszy koncert w twoim życiu – poprosił Lou, zaśmiałem się na to, ale oczywiście odpowiedziałem.

-Louis Tomlinson? – zapytałem.

-Trzy razy na tak, przechodzisz dalej – zaśmiał się. – Ale przejdźmy do rzeczy. Wystąpisz na rozdaniu nagród Grammy! – powiedział dość głośno, rozszerzyłem oczy i próbowałem przyswoić dokładnie to co mi powiedział.

-Jaja sobie ze mnie robisz – przeczesałem włosy, będąc w szoku.

-Nie, mówię całkowicie poważnie – dla potwierdzenia przyłożył dłoń do miejsca, gdzie znajduję się serce.

-Jesteś najlepszym menedżerem na świecie – stwierdziłem.

-No wiem – odpowiedział, udając skromność. – O i wystąpisz tam z nową piosenką, wtedy odbędzie się jej premiera – dopowiedział.

-Mogę już umierać, spełniłeś moje wszystkie marzenia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-No i będziesz miał towarzyszkę do pracy – poruszył sugestywnie brwiami.

-Jak to? Kogo? – zdziwiłem się.

-Zoey Lorens, kojarzysz? – gdy usłyszałem to imię i nazwisko, rozszerzyłem oczy w niedowierzaniu.

-Żartujesz? – prychnąłem.

-Nie, a czemu miałbym? – zdziwił się.

-Nie wystąpię z nią – stwierdziłem, krzyżując ręce na piersi.

-Nawet jeśli bardzo nie chcesz, to musisz. Podpisałem już umowę – stwierdził, wzruszając ramionami.

Mój najlepszy menedżer, właśnie mnie udupił – pomyślałem.

Drugi rozdział z perspektywy Harry'ego. ^^ Ogólnie to książka nie będzie tylko z jednej, co kilka rozdziałów jest zmiana. >.> Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. xx

Co sądzicie? xx Jest sens dalej publikować? :)

No Control||h.s✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz