Rozdział 9

9.1K 422 101
                                    



Jest piątek godzina 16, a ja jak ostatnia ofiara losu stoję przed domem i zastanawiam się co robić. Oczywiście jak zwykle jestem sama. Miki ma SKS, a Paula koło teatralne. No serio ludzie kto zapisuje się na takie rzeczy w piątek po południu? Jak widać odpowiedź jest prosta, wszyscy tylko nie ja. W sumie mam jeszcze dużo czasu, więc przejadę się do galerii. Tylko nie do tej co zawsze. Tym razem tej na drugim końcu miasta. Zazwyczaj tam nie chodzę. Po pierwsze jest zdecydowanie za daleko, a po drugie zawsze szkoda mi czasu. Idę ulicą na najbliższy przystanek autobusowy i czekam na autobus. Jak widać szczęście mi sprzyja. Za pięć mi minut ma przyjechać jadący bezpośrednio do centrum.

Po chwili wsiadam już do autokaru i dziękuję Bogu, że mam bilet miesięczny. Zakładam słuchawki i puszczam Lithium Nirvany. Staram się też ignorować palące spojrzenie staruszki siedzącej za mną. Nie długo później zupełnie się wyłączam.

Godzinę później

Stoję przed galerią. Delikatny powiem wiatru porusza moimi rozpuszczonymi włosami i luźno zarzuconą kurtką. Wchodzę do jasno oświetlonego budynku i rozglądam się w celu małego rozeznania. Na pierwszym piętrze jest Camaieu, Sephora i Calzedonia . Naprzeciwko mnie po drugiej stronie H&M i Reserved.

Zmierzam do tego ostatniego i od razu na wejściu rzucają mi się w oczy przepiękne, ciemno zielone spodnie. Musze je mieć.

Z wielką torbą z logo sklepu udaje się do na drugie piętro i mój uśmiech od razu staje się większy. Oto przede mną widzę New Yorke i wielkimi żółtymi plakatami oznaczającymi przeceny. Czyżby to był mój szczęśliwy dzień?

Wchodzę do sklepu i bez zastanowienia kieruje się w stronę półki z koszulkami z przeceny. Ja po prostu nie wierzę ! Koszulki po piętnaście złotych. To prawie jak za darmo! Jęczę z radości w duchu. Po kilku minutowej wewnętrznej konwersacji uznaję, że najlepsze koszulki to: czarna z napisem I do not have homework, bordowa z I have done nothing i biała z Live In the Sunshine. Szukam rozmiaru M we wszystkich i idę do przymierzalni. W sumie wyglądam okej. Więc a co mi tam biorę wszystkie trzy. Za taką cenę to żal nie wziąć. Nie zrozumcie mnie źle. Mam pieniądze, ale po co mam je wyrzucać na jakie nie potrzebne rzeczy. Czasem trafi się okazja tak jak ta i wtedy się obkupię. Obładowana torbami idę do ostatniego już sklepu z mojej dzisiejszej listy. Patrzę na zegarek. Wpół do siódmej. Trochę mi zeszło. Autobus mam o 19. Trudno jak się spóźnię to pojadę następnym o 21. Wzruszam delikatnie ramionami do swoich myśli i idę do sklepu z bielizną. Kiedy już tam jestem podchodzi do mnie ekspedientka.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

- Dzień dobry. Szukam czarnego stanika – mówię uśmiechając się pewnie.

- Oczywiście jakieś konkretne wymagania? Koronkowy, z fiszbinami? Bez? – pyta prowadząc mnie do odpowiedniego działu.

- Z koronki i oczywiście z fiszbinami – odpowiadam oglądając model, który mi pokazała. Wybieram kilka i idę do przymierzalnie. Po kilku podejściach decyduję się na czarny, delikatnie wycięty, pokryty koronką składającą się z różnego rodzaju wywijasów.

Ponieważ wybieranie odpowiedniego stanika to nie zwykle ważna rzecz oczywiście spóźniłam się na autobus. Jest pięć po siódmej. Zapinam kurtkę i wychodzę przed galerie. Z prawej strony słyszę krzyki jakiś dresów.

- Ejjjjj mała! Możeeee się przzzyłączssz? – wrzeszczą w moją stronę. Widać ktoś tu dobrze powitał weekend. Prycham pod nosem i wychodzę spod dachu galerii.

Na moje nieszczęście oczywiście zaraz musiał lunąć deszcz. Na szczęście nie zdążyłam ujść daleko i biegiem cofam się z powrotem pod zadaszenie.

Przypadek? Nie sądzę proszę pana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz