osiemnaście

564 68 12
                                    

1 kwietnia

Mam chęć chodzić do szkoły. Naprawdę. I to nie żart.

Z Dorothy, Bethan i Brendonem nie chodzę na żadne lekcje, ale spotykamy się jak najczęściej.

I jestem szczęśliwy. (Mimo, że nie jestem tak blisko z Dorothy, ja chciałbym być).

Evan i Sammy zawsze mierzą mnie wzrokiem, a Dan udaje sierotę, bo nic do mnie nie ma, ale nie postawi się chłopakom. Eh

-Um, hej, Ash - podchodzi Dorothy, a ja szybko zamykam notatnik.

-Hej! Dorothy, hej! Coś się stało?

-Beth i Brendon musieli zostać w sali, a ja chciałam o coś zapytać...

-Tak? - zaczynam myśleć, o co może chodzić.

-Co ci się stało? -marszczę brwi, bo na początku nie rozumiem. - Z twarzą?

Idiota.

-Ah, to.

-Jak nie chcesz, nie mów! W niedzielę wolałam nie pytać, nie wiem... - spuszcza wzrok na ziemię.

-W porządku, w porządku. Miałem małą sprzeczkę z chłopakami. Nic nie szkodzi - zapewniam ją.

-Małą? Dobra, dobra, rozumiem. Słabo. Ale żyjesz, najważniejsze.

Uśmiecham się i kiwam głową. Na tym spotkaniu całkowicie zapomniałem o tym incydencie. Nie myślałem, że dam radę.

-I Ashton... Chciałbyś może wyjść gdzieś t y l k o we d w ó j k ę? Wiesz, bez zbędnych przyjaciół? -pyta i lekko unosi wargę, a ja stoję jak wryty. O co ona mnie właśnie zapytała? I czy ona powiedziała to w zadziorny sposób? O mój Boże?

-Ee...

-Prima aprilis - całuje mnie w policzek i odchodzi.

a/n przepraszam, przepraszam
następny rozdział jeszcze dzisiaj, w nagrodę za brak niedzielnego

piano girl || a.i.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz